rozdział IV "tu wszystko jest takie..."

535 18 13
                                    

***Lily
Oparłam głowę o ramię Severusa.
-Tu wszystko jest takie dziwne, takie nowe, takie...
-Magiczne-dokończył za mnie przyjaciel.
Uśmiechnęłam się do niego, ma racje wszystko jest magiczne. Tęsknię za rodzicami, ale mam Severusa i Syriusza. Za to strasznie nie cierpie Jamesa, nie wiem czemu mi tak dokucza.
-Wracamy?-spytał mnie mój przyjaciel.
Spojrzałam na zegarek. Zostało pół godziny do ciszy nocnej.
-Tak, mamy pół godziny.
Wstałam i zawinęłam się bardziej w szatę. W lochach było zimno, ale Sev wyczarował ogień. Otworzyłam drzwi i wysunęłam głowę, nikogo nie było. Wyszłam i pociągnęłam za sobą Sevcia.
-To do jutra-powiedziałam i mocno przytuliłam się do niego.
-Pa, Liluś.
Odwróciłam się i pobiegłam do góry, a Severus wrócił do salonu Slytherinu. Biegłam ile sił w nogach, bo zostało mi piętnaście minut, lecz niestety zapomniałam o obluzowanym schodku i wpadłam jedną nogą. Spojrzałam na zegarek...jeszcze trochę i będę miała szlaban. Mocowałam się z utkniętą nogą,ale to było na nic. Spojrzałam na zegarek, za minutę dziewiąta. Oczy zaszły mi łzami. Usłyszałam kroki, przynajmniej kilku osób. Obejrzałam się przez ramię, a z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. To Remus, Syriusz, Peter i James.
-Lily?-spytał Potter.
-Tak, utknęłam-opuściłam zrezygnowana ręce i spojrzałam błagalnym wzrokiem na chłopaków.
-Pomogę Ci-powiedział James, a ja się zdziwiłam.
Złapał mnie pod ręce i pociągnął do góry, ale schodek nie ustąpił. Nagle z góry schodów usłyszeliśmy czyjeś kroki. Wymieniliśmy wystraszone spojrzenia, a na schodach pojawiłam się profesorka ucząca transmutacji.
-Jak mi wiadomo panowie wracają ze szlabanu u pani..., ale co tu robi panna Evans i czemu nie zmierzacie w stronę pokoju wspólnego?-spytała nauczycielka.
-Profesor McGonagall, Lily utknęła w tym schodku, który pewnie obluzował Irytek-wytłumaczył Syriusz.
Profesor McGonagall wyciągnęła różdzkę i machnęła nią nic nie mówiąc, a moja noga znalazła się na schodku, a nie w dziurze.
-Dziękuję pani profesor-powiedziałam.
-Nie ma za co, a teraz zmykajcie do pokoju, bo będę musiała wam wlepić szlaban.
-Dobrze pani profesor-powiedzieliśmy chórem i szybko udaliśmy się do PW.
-James, dziękuję ze pomoc-powiedziałam do okularnika, a on się uśmiechnął.
-Nie ma za co.
Pożegnałam się z chłopakami i pobiegłam do dormitorium.
-Lily gdzie ty byłaś?-przytuliła mnie Dorcas-Martwiłyśmy się!
Wszystkie dziewczyny mnie mocno uściskały.
-Utknęłam w obluzowanym schodku i spotkałam chłopaków, a potem profesor McGonagall, która uratowała moją nogę!
Dziewczyny się zasmiały.
-A nie dostaliście szlabanu?-spytała Marlene.
-Nie, powiedziała, że mamy iść szybko, no bo chłopcy wracali ze szlabanu.
Ubrałam na siebie pidżame i wskoczyłam do łóżka.
-Dobranoc, dziewczyny!-powiedziała Ann.
-Dobranoc-odpowiedziała, a dziewczyny mi zawtórowały.
*
Obudziły mnie krzyki, a właściwie pisk dziewczyn. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Po podłodze biegał kot Ann, za chyba myszką.
-Dziewczyny, to tylko mysz!-przekrzyczałam je.
Wstałam złapałam kota Ann i wyrzuciłam za drzwi, weszłam pod łóżko Marlene i złapałam myszkę.
-Widzicie?-spytałam i schowałam mysz do pudełka po ciastkach-I tyle.
Spojrzałam na zegarek, była siódma, więc zabrałam z kufra spodnie i sweter i poszłam do łazienki. Umyłam twarz i rozczesałam włosy, co było lada wyzwaniem. Kiedy wyszłam z łazienki, piętnaście minut później w dormitorium była tylko Dorcas.
-Dziewczyny już poszły, ja zaczekałam na ciebie.
-Dzięki-uśmiechnęłam się i wzięłam torbę-Idziemy?
-Jasne.
Wyszłyśmy razem z pokoju wspólnego. Miałam wrażenie, że było jakieś święto, ale jakie święto jest trzeciego listopada?
Nałożyłam sobie dwa croissanty i nalałam czekolady do kubka. Rozejrzałam się po sali. Koło mnie siedział Dorcas, a obok niej siedziały Ann i Marlene. Z mojej prawej strony siedział Syriusz, a za nim Remus i Peter.
-Gdzie James?-spytałam czarnowłosego.
-Nie wiem, pokłuciliśmy się-wzruszył ramionami.
-O co?-spytałam.
-James stwierdził, że ukradłem mu peleryne-niewidke.
-A ukradłeś?
-Nie!-krzyknął Syriusz i spojrzał na mnie z wyrzutem-Pewnie ją gdzieś zgubił!
Wstałam od stołu. Pierwsza była transmutacja. Wyszłam z WS i skierowałam pod salę. Za zakrętu wyszła jakaś dziewczyna o bardzo kręconych brązowych włosach i chłopak o białych włosach i jasnej cerze.
-O to ta brzydką ruda szlama!-zaśmiała się dziewczyna-Grzecznie na lekcje idziesz?
Wystraszyłam się bo wyjęła różdzkę. Chciałam ich wyminąć, ale chłopak zastąpił mi drogę.
-Co chcecie?-spytałam cicho.
-A jaka odważna!-zaśmiał się chlopak-Zabawić się, taka brudna szlama jak ty jest do tego idealna.
Nie wiedziałam co zrobić. Usłyszałam za sobą kroki, obejrzałam się i zobaczyłam Severusa.
-Severusie...-nie dokończyłam, bo on szybko nas wyminął i poszedł dalej. Poczułam jak w moich oczach zbierają sie łzy. Dlaczego on mnie tak zostawił?
-I co teraz?-spytała mnie dziewczyna.
Wzruszyłam lekko ramionami, a zza rogu wyszedł Syriusz.
-Syriuszu?
-Czego od niej chcecie?-spytał ich, a mi kamień spadł z serca.
-O nasz kochany jubilat!-zadrwiła ciemnowłosa-Wszystkiego najlepszego zdrajco!
Syriusz wyciągnął różdzkę i krzyknął.
-Expelliarmus!-najwidoczniej nie spodziewali się tego, bo wyrwało im różdzki z ręki i upadli do tyłu.
Mimowolnie zachichotałam, Syriusz złapał mnie za rękę i pociągnął w drugą stronę.
-Co od ciebie chcieli?-spytał mnie.
-Nie wiem...kim jest szlana?-spytałam.
-Szlama-poprawił mnie-Jest to najgorsze określenie czarodzieja pochodzącego z mugolskiej rodziny, ale nie przejmuj się tak mówią tylko poplecznicy Sama-Wiesz-Kogo.
-Kim jest ten "sam-wiesz-kto"?-spytałam, ale nie było mi do śmiechu, bo czułam, że to nikt dobry.
-Rany! Ty naprawdę nic nie wiesz?-spytał mnie, pokręciłam głową-No dobra...-wciągnął mnie do jakiejś pustej klasy i zaczął-Sam-Wiesz-Kim tak nazywają Lorda Voldemorta, jest to najbardziej zły na świecie czarodziej, boi się podobno tylko Dumbledoora. Możesz już mnie nie lubić za to co powiem, ale moja rodzina popiera Voldemorta, a ja nie chcę go popierać dlatego postanowiłem się zbuntować. Bellatrix i Lucjusz babrają się czarną magią i fascynuje ich Voldemort. Jeśli usłyszysz, że ktoś mówi "Czary pan" to możesz wiedzieć, że nazywają go tak tylko jego poplecznicy, czyli śmierciorzercy.
Byłam przerzażona tym co powiedział. Ale na pewno, nie przestane lubić Syriusza. Podeszłam do niego i go przytuliłam, przypomniało mi się co usłyszałam przed chwilą od Bellatrix.
-Masz dzisiaj urodziny?-spytałam go, a on pokiwał głową.
-Wszystkiego najlepszego!-jeszcze raz go uściskałam-Dwunaste?
-Tak. A teraz choć, bo zostały nam cztery minuty do lekcji.
Wybiegliśmy z sali i pobiegliśmy pod salę. Równo z dzwonkiem weszliśmy do sali, a za nami weszła profesor McGonagall.
-Na dzisiejszej lekcji, będziecie dalej próbować zmienić kolor pineski, możecie zabrać się do pracy.
Został tydzień do świąt, właśnie podąrzałam na obiad do WS. Tak się cieszę, że będę mogła spotkać rodziców! Usiadłam koło Syriusza.
-Jedziesz do domu?-spytał mnie, a ja pokiwałam głową, bo usta miałam pełne tłuczonych zimniaków-Merlinie, czyli zostaję sam.
Przełknęłam jedzenie i spytałam:
-Nie jedziesz do domu? Czemu?
-Nie jadę, nie chcę spędzać świąt ze śmierciożercami.
-Aha, a co zrobisz w wakacje?-spytałam.
-Nie wiem, ale pewnie będę musiał jechać do domu-na tę myśl wyraźnie posmutniał. Kiedy zjadłam poszłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy do kufra. Jutro jadę do domu!!!
********
Prosze bardzo...! Jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach! Dziękuję za uwagę!
Syriusz Black

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 11, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jily czyli jak kochać prawdziwie~od nowa!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz