Promienie porannego słońca stopniowo zaczęły muskać moją twarz i wybudzać mnie ze snu. Nie zdążyłam się nawet spostrzec, a zasnęłam na tym miękkim fotelu ogrodowym, pogrążając się w już lepszym i słodszym śnie.
Widziałam w nim siebie i Karola. Byliśmy na plaży nad jeziorem. Nie znam tego miejsca, wcześniej nigdy go nie widziałam. Duża tafla wody, w której można dostrzec własne odbicie. Z jednej strony otoczona piaszczystą plażą, z drugiej natomiast lasami. Wszędzie usłyszeć można było śpiew ptaków. Mój ukochany biegł za mną, próbując mnie dogonić. Ja się śmiałam, uciekając, a jednocześnie pragnąc jego dotyku i bliskości. Nagle upadłam, a Karol rzucił się na mnie, utrudniając mi jakiekolwiek ruchy. Patrzył mi głęboko w oczy, a rękami przytrzymywał moją głowę. Zbliżył delikatnie swą twarz do mojej tak, że niewielka odległość dzieliła nasze usta w tym momencie. I tak jak można było się domyśleć, zatopił swoje w moich, tym samym dając wielką rozkosz mojemu ciału i duszy, która chciała wykrzyczeć całemu światu ,,JESTEM SZCZĘSLIWA Z TYM WARIATEM!". Po tym, stopniowo zaczęła nastawać jasność, a obraz przed moimi oczami zaczął się rozmywać. Były to wspomniane już promienie słońca, które nie pozwoliło mi nadal być w krainie naszej radości i miłości.
Spojrzałam na zegarek - 6:55 - za pięć minut i tak musiałabym wstawać i szykować się do wyjścia. Przygotowałam swoje najlepsze ubrania, zrobiłam delikatny, ale zniewalający makijaż i wyprostowałam włosy. Tak wyszykowana wyszłam do szkoły. Nie miałam do niej daleko. Zaledwie dwa budynki dzieliły mój akademik od instytucji oświaty. Jednak tego dnia wyszłam wcześniej, nie mogąc doczekać się spotkania z moim księciem. Od tych wspaniałych trzech miesięcy, każda minuta bez niego stawała się swego rodzaju karą. Karą, którą ciężko było mi znieść. To prawda, poza Karolem miałam inne życie. Miałam wspaniałych przyjaciół, z którymi także spędzałam wiele czasu. Takie przyjaźnie pamięta się na długo. W skład naszej paczki wchodziła Kaka, Benia oraz Mika. Moje wspaniałe dziewczynki. Zastępowały mi siostry, których nigdy nie miałam. Całe życie z młodszym bratem. Razem z rodzicami mieszkał po drugiej stronie miasta. Niby mieszkaliśmy tak blisko siebie, ale często za nim tęskniłam. Bartek miał tylko pięć lat, ale od jego narodzin zawsze byłam przy nim. Od zawsze był moim oczkiem w głowie, spędzałam z nim większość swojego czasu, kupowałam przeróżne zabawki, zabierałam na spacery. Tym bardziej było mi ciężko opuścić dom i przenieść się do akademiku, ale nie miałam innego wyjścia. Co prawda nie było mi źle z moją rodziną, jednak mimo wszystko moje kontakty z rodzicami bardzo się pogorszyły na przełomie ostatnich dwóch lat. Coraz częściej dochodziło do różnego rodzaju spięć i kłótni. Powoli nie czułam się już jak w domu, a jak w więzieniu. Nikt mnie nie rozumiał, a nawet nie próbował zrozumieć. Zawsze uważano, że jestem jeszcze młoda, nie znam życia i niewiele wiem. Podobno często wyolbrzymiałam i robiłam z siebie ofiarę. Postanowiłam więc, iż muszę trochę odpocząć i powinnam wyprowadzić się z domu. Ku mojemu zaskoczeniu, rodzice nie protestowali i natychmiast się zgodzili. Być może sami byli już tym wszystkim zmęczeni i stwierdzili, że tak będzie dla każdego z nas lepiej. Nie ukrywam, kochałam ich z całego serca. Wiem, że oni mnie też. Jednak jeszcze bardziej bolała mnie ich obojętność i brak zrozumienia. Miałam nadzieję, że ta rozłąka dobrze nam zrobi. W końcu nie wyprowadziłam się daleko, zawsze mogłam ich odwiedzić, a nawet wrócić na stałe.
Początki nie były łatwe. Czułam się jeszcze bardziej zagubiona i samotna, niż wcześniej. Nie umiałam odnaleźć swojego miejsca, zaakceptować obecnej sytuacji. Długo zajęło mi przystosowanie się do nowego miejsca i otoczenia. Na szczęście we wszystkim pomogła mi obecność moich przyjaciółek. Dziewczyny starały się mnie jak najbardziej wspierać. Szczególnie pomogła mi Kaka, która była przy mnie od dłuższego czasu. To ona przez ostatnie dwa lata była moją największą podporą i wsparciem. Zawsze chciała za wszelką cenę wyprowadzić mnie z dołka, poświęcała dla mnie sen, by móc w nocy być przy mnie i nie zostawiać mnie samej. To ona wiedziała o wszystkich moich problemach Jedyna starała się mnie zrozumieć i nie oceniała. Była jedyną osobą na którą mogłam wtedy liczyć. Jedyną osobą, która akceptowała mnie taka jaka jestem i zależało jej na mnie. Do końca walczyła o mnie. Benia i Mika też się starały, jednak coraz częściej wiele nas różniło, dzieliło, niż łączyło. Dawna więź powoli się rozrywała, co wpędzało mnie w jeszcze większe poczucie winy. Wiedziałam, że to w większości moja wina, bo sama starałam się trzymać je na dystans i nie pozwalałam być blisko. Bałam się tego, wolałam wtedy być sama. Na szczęście te wspaniałe dziewczyny wtedy nie odpuściły i były nadal, nie zgodziły się na zakończenie naszej przyjaźni. Te wariatki, bo takie naprawdę były, ale także to szaleństwo, które w nich kochałam, i Karol, oni wszyscy w tym czasie byli moją jedyną nadzieją i radością. W nich pokładałam swoje siły.
CZYTASZ
(NIE)prawdopodobna MIŁOŚĆ
RomanceMichalina to młoda dziewczyna z wielkim sercem, która zawsze marzyła o jednym - by być szczęśliwą. W swoim niedługim życiu przeżyła szereg cierpień, niepowodzeń i rozczarowań. Pewnego dnia w jej życiu pojawia się on - Michał - starszy o ponad dwadz...