5.

13 1 5
                                    

Mofnar wysunął się przednimi drzwiami. Chłodne, wieczorne powietrze wypełniło jego płuca. Rozprostował skrzydła, rozciągnął się.

-Mhm. - jęknął ukontentowany. Mimo tego, że dalej mgliście pamiętał co się wydarzyło przed wizytą w domu czarownicy, co powodowało u niego niewyobrażalną frustrację, musiał przyznać, że dawno nikt tak dobrze się nim nie zajął. Żołądek miał pełny, rany opatrzone profesjonalnie, wyspał się, pomimo uczulającego siennika. Przez ułamek sekundy pomyślał nawet o tym, żeby nagrodzić dziewczynę torrenami, mimo jej sprzeciwu, jednak jego egocentryczna natura szybko wyparła tę myśl z obolałej jeszcze głowy.

Nie należy jednak zapominać o tym, że Diabelstwo dalej żywiło urazę za pozbawienie go głosu.

Oczy zaczęły się przyzwyczajać do ciemności. Jako Tiefling, Mofnar widział doskonale zarówno za dnia, jak i w nocy. Rozejrzał się dookoła. Z zewnątrz chatka wydawała się nieco większa niż była w rzeczywistości, polana na której została wzniesiona była niemal zupełnie łysa poza kosmatym dywanem z kwiatów rumianku i pożółkłych traw ułożonym przy samym domu. Polanę z każdej strony otaczał gęsty las, w którym ktoś wyrzeźbił kilka wąskich ścieżek.

We frontową ścianę chatki były wciśnięte dwa niewielkie okna, jedno od strony salonokuchni, drugie - brudne i zdezelowane, ukazywało pomieszczenie na kształt spiżarni. Mofnar zauważył też deski niedbale wbite w ziemię, zapewne prowizoryczny płot, a za nim, dość spory jak na takie domostwo- ogród warzywny. Przeszedł przez niskie ogrodzenie i przyjrzał się wielkim, pękatym dyniom, złotej kukurydzy, lśniącym bakłażanom.

Uśmiechnął się mimowolnie. - "Taka mała, a jak dobrze sobie radzi." - pomyślał, ale szybko wyraz jego twarzy wrócił do beznamiętnego grymasu.

Nagle zobaczył maleńki budyneczek, znajdujący się dobre kilkanaście metrów od najdalej położonego poletka z warzywami. Poczuł ucisk w podbrzuszu. Nie pamiętał kiedy ostatnio skorzystał z toalety, miał więc szczerą nadzieję, że budyneczek okaże się wygódką. Zaczął więc zmierzać żwawym krokiem w kierunku wychodka, jednak nim tam dotarł, stało się coś, co wystraszyło go do tego stopnia, iż prawie puściły mu mięśnie w dolnych częściach ciała.

Usłyszał jak coś poruszyło się obok jego nogi i wydało z siebie dziwny, gardłowy dźwięk. Owo coś jednak było szybsze od przerażonego Mofnara, i dopiero po chwili dostrzegł sznur, który jak się okazało został przywiązany do kołka wbitego w ziemię nieopodal wygódki, a po drugiej stronie sznura, Diabelstwu przyglądała się z ciekawością... koza Hagata.

Mofnar przeklął w myślach, uspokoił oddech, po czym udał się za potrzebą.

Chciał określić dokładnie swoje położenie, wyszedł więc na środek polany, zatrzepotał kilka razy masywnymi skrzydłami i wzbił się w powietrze.

Widok nie był zbyt obiecujący. Wszędzie jak okiem sięgnąć rozciągał się gęsty las. Gdzieś na horyzoncie w powietrze wzlatywała cienka stróżka dymu - "Pewnie jakaś wioska, może miasteczko" - pomyślał - "Za daleko żeby lecieć tam teraz. Nie mam zapasów jedzenia, a na pewno szybko się zmęczę bez odżywek... I nie mam pewności że tam, daleko, jest coś wartego zachodu." . Z takim przeświadczeniem powrócił na polanę i wrócił do ciasnej chatki. Zastał tam jej lokatorów w przedziwnych pozycjach. Kot leżał brzuchem do góry, przy kominku w którym smętnie dogasał ogień. Dziewczyna zrzuciła z siebie koc, który teraz leżał na ziemi, zwinięty w kłąb. Włosy miała roztrzepane, usta rozchylone, klatka piersiowa unosiła się miarowo, nogi zwisały bezwładnie z fotela. Mofnar podniósł koc celem ponownego nakrycia nim czarownicy. Po chwili usłyszał jednak jak mówi przez sen:

-Ja ci dam krasnoluda...ty...ty...padalcu...ty... - po czym rozległo się głośne chrapnięcie. Tiefling postanowił więc nie udzielać się charytatywnie i nieco zirytowany położył się spać.

Historie PółmroczneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz