Pechowy a może nie?

100 12 4
                                    


Obudziłam się jak zwykle rano, aby iść do pracy. Niestety dziś był piątek 13-stego. Za oknem padało, jak to w środku lata. Założyłam swoją ulubioną sukienkę i szpilki, bo miałam dziś ważne spotkanie. Wzięłam parasolkę i wyszłam z domu. Do pracy mam niedaleko, więc chodzę na pieszo.  Szłam ulicą omijając kałuże. Nagle poczułam, że złamał mi się obcas. Zaklęłam w myślach. Wtedy pojawił się chłopak, mniej więcej w moim wieku.
-Może pomóc?-spytał przystojny nieznajomy.
-Poradzę sobie-odparłam wściekła na cały świat.
Nie dał się spławić. Pomógł mi wyjąć złamany obcas z dziury.
-Bartek Kapustka- przedstawił się.
-Natalia.
-Chyba daleko nie zajdziesz w tych butach. Może dasz się zanieść tam dokąd idziesz?
-Na pewno nie. Nie znam cię a pozatym mam niedaleko, poradzę sobie.
-Jak sobie chcesz. To do zobaczenia.-powiedział nowy znajomy i odszedł.
Zdjęłam buty i boso przeszłam chodnikiem prosto do pracy. W środku wszyscy się na mnie patrzyli. Weszłam do łazienki, gdzie spotkałam swoją koleżankę Paulinę.
-Ojoj-powiedziała na widok moich nóg i butów.
-Dziś jest ważne spotkanie a zobacz jak ja wyglądam.
-Ogarnij się tu trochę a ja ci pożyczę moje zapasowe szpilki, w końcu musisz jakoś wyglądać. Nie codziennie odwiedzają nas siatkarze z reprezentacji.
-Naprawdę ci dziękuje.
Szpilki Pauli mnie uratowały. To prawda. Musiałam dziś dobrze wypaść. Przyjeżdżała do nas prawie cała reprezentacja polski w siatkówce. Musiałam być tam obecna, ponieważ mieli pojawić się także ich zagraniczni menadżerowie. Po 15 minutach, w nowych szpilkach maszerowałam w stronę sali konferencyjnej. Na szczęście obecny był tam tylko mój szef. Goście jeszcze nie przyjechali. Nasza firma chciała przed nimi dobrze wypaść, dlatego musiałam sie jeszcze przygotować. Po upływie 5 minut do sali weszli mężczyźni w różnym wieku, którzy mieli na sobie czarne koszulki z jakimś logo i wyglądali zdecydowanie lepiej niż ich menadżerowie w czarnych garniturach.
Wszyscy zajęli miejsca i rozmowy zeszły na temat biznesów. Cały czas jednak czułam na sobie wzrok blondyna. Jak się okazało był to Maciej Muzaj. Chyba mnie podrywał. Reszta spotkania przebiegła bez zarzutów. Wychodząc z sali konferencyjnej podszedł do mnie Maciek:
-Hej, Maciek jestem.  Świetnie znasz angielski.
-Natalia. Dziękuję.
- Cóż zaprosiłbym cię na kawę, lecz muszę spędzić resztę dnia na jakichś nudnych spotkaniach i zwiedzaniu waszej firmy. Myślę jednak, że dasz mi swój numer telefonu.
-Nie daje nieznajomym numeru, lecz dla ciebie zrobię wyjątek-uśmiechnęłam się do niego.
Zapisałam mu na kartce a potem poszłam do swojej pracy. Oni jednak spędzili cały dzień u nas na omawianiu czegoś z moim szefem. Kręcili się po całym biurze. Wzięłam się za tłumaczenie jakichś  e-mail. Zawsze do dobrego funkcjonowania potrzebuje mocnej kawy, poszłam więc po nią. Trochę poplotkowałam z koleżankami z pracy przy kawie, lecz musiałam wrócić do swoich obowiązków. Skręcałam właśnie do swojego biura, gdy zza progu wyskoczył jakiś chłopak i oblał mnie sokiem. Myślałam, że zaraz tam na niego nakrzyczę.
-Oj, przepraszam panią. Nie zauważyłem.
-Cholera, ta plama nie zejdzie, a to moja ulubiona sukienka. Co pan narobił-zaczęłam na niego krzyczeć.
-Przepraszam ja naprawdę nie chciałem-powiedział jednocześnie próbując wytrzeć mnie chusteczką.
-Niech pan to zostawi. Dowidzenia.
-Bartek Lemański jestem. I jeszcze raz przepraszam-krzyknął za mną.
Kolejny raz poszłam dziś do łazienki. Niestety z sukienką nic się nie dało zrobić. Plama została. Powiedziałam sekretarce, żeby przekazała szefowi, że muszę wcześniej wyjść. Skierowałam się ku windzie. Musiałam trochę czekać, ponieważ była zajęta. Wtedy moim oczom znów ukazał się Maciek.
-Och, cóż za miłe spotkanie.
-W tych okolicznościach nie. Zobacz co jakiś kretyn zrobił z moją sukienką-wyżaliłam się.
-Nie przejmuj się. I tak ślicznie wyglądasz.
-Dobra, wiesz ja już musze uciekać do domu i przebrać się.
-Do zobaczenia-pomachał mi gdy już weszłam do windy.
Wracałam do domu tą samą drogą. Deszcz lał tak jak rano. Nagle poczułam na sobie czyjeś ręce. Pomyślałam, że to złodziej chce mi zabrać torebkę. Nie patrząc odwróciłam się do tyłu i uderzyłam go kilka razy parasolką.
-Auć za co to?- spytał a ja na niego spojrzałam.
-Myślałam, że to jakiś złodziej. Po co sie tak skradałeś?- spytałam widząc Bartka.
-Chciałem się zapytać jak tam buty.
-W porządku. A bardzo boli?
-Nie wiesz jak bardzo.
-Dobra choć do mnie. Opatrzę ci to.
Poszliśmy do mojego domu. Bartek usiadł na kanapie a ja poszłam po apteczkę.
-Naprawdę cię przepraszam. Nie wiedziałam, że to ty.
-W porządku. Nie gniewam się.
-Okej. Gotowe. Już nic ci nie będzie. Możesz iść pa-powiedziałam odnosząc apteczkę.
-Do zobaczenia.
Gdy wróciłam do salonu Bartka już nie było. Za to na komodzie leżała kartka z jego numerem telefonu i napisem ZADZWOŃ.

Miłość bywa ślepaWhere stories live. Discover now