Przeklęty budzik.Dźwięk znienawidzonego sprzętu obudził go kolejnego dnia, przypominając mu, że jego życie toczy się dalej. I co z tego?I tak dawno z niego zrezygnował. A przynajmniej tak by powiedział kiedyś.Zwlókł się z łóżka, przetarł oczy i niechętnie poszedł do łazienki. Lustro. Znowu to lustro, przypominające mu o jego istnieniu. W dodatku marnym. Chociaż nie całkiem. Były pewne plusy tego egzystowania.To nie tak, że nie lubił na siebie patrzeć, było mu wszystko jedno, jak wyglądał, niektórzy mówili nawet, że dobrze, a on udawał, że nie słyszy. Płytkie komplementy nie przywrócą mu przecież chęci do życia. A przynajmniej kiedyś tak sądził.Przemył szybko twarz, umył zęby, ubrał się w pierwsze lepsze ciuchy, które leżały na pralce, nadając się jeszcze do ponownego nałożenia. Naprawdę nie obchodziło go, jak wyglądał, ani to jak postrzegali go inni. A przynajmniej tak sobie wmawiał. Wybiegł z łazienki, potykając się o stos książek, które przypomniały mu, w jakie miejsce się właśnie kieruje. Przerzucił plecak przez ramię i wyszedł szybkim krokiem z pokoju. Dlaczego zawsze nastawiał budzik tak późno? Bo nie chciał się spóźniać, ot co. Mniejsza ilość czasu motywowała go do szybszego wykonywania czynności. Gdy nastawiał go wcześniej, to nigdy nie mógł wstać w porę z łóżka.Schodził po schodach, przygotowując się mentalnie do powiedzenia mamie tej samej formułki co rano. Ominął ostatni schodek, zeskakując w pośpiechu na podłogę. Spojrzał odruchowo w lewo, zatrzymał swoje spojrzenie na życzliwie patrzących oczach rodzicielki, a potem uśmiechnął się lekko.- Spieszę się, nie zdążę zjeść - odparł, wymuszając przepraszający ton i ruszył dalej do drzwi.A jego mama udawała, że nie pamięta, że mówił to i wczoraj i przed, a również przed dniem przedwczorajszym. Było mu to na rękę.Obiecywał sobie jednak, że zje z nią śniadanie, tak jak za starych czasów.Nakładał buty, wkurzające trampki, których nigdy nie mógł szybko zasznurować, nie wiedząc dlaczego. Może był upośledzony. Tak, trochę tak. Szybkim ruchem ściągnął z wieszaka o wiele za dużą jak na niego, dżinsową kurtkę. Założy, jak wyjdzie, pomyślał. Wyprostował się po zawiązaniu sznurowadeł, gotowy do wyjścia.- Ładny ten chłopak, który cię zawsze odprowadza pod same drzwi domu. - Wychyliła się zza rogu, a on poczuł, jak każdy mięsień, jak na rozkaz, sztywnieje. - Wygląda na miłego - dodała z widocznym uśmieszkiem.A mu trudno było rozszyfrować o co może jej chodzić, wiedziała przecież, że spotykał się z chłopakami. I tylko tyle o nim wiedziała. - Tak? - zapytał zadowolony, przyglądając się jej uważnie, starając wniknąć w myśli stojącej przed nim kobiety.- Ale strasznie drobny, zupełnie jak ty! - dodała głośniej, podchodząc do syna. - Tu masz lunch, sporo lunchu, wystarczająco dużo, by starczyło dla dwóch osób. - Wcisnęła mu duże pudełko z jedzeniem, puszczając oko na odchodne. Jego mama nigdy nie zdążała wręczyć mu drugiego śniadania. Ponadto sam mógł je zrobić, nie miał 6 lat. Stwierdził, że musiała wstać wcześniej, by przygotować jedzenie i złapać go przed wyjściem. Miał również wrażenie, że jego dobra przyjaciółka i rodzicielka w jednym, chciałaby poznać jego nowego chłopaka. Jeżeli, tak to można nazwać, bo Flynn nigdy tak do niego nie powiedział. Ale mówił mu inne rzeczy, których nie mógł usłyszeć od kogoś innego. Więc to mu wystarczało.
YOU ARE READING
ALIVE {one shot}
Teen Fiction'Jak byś się czuł gdybyś dowiedział się, że bliska ci osoba nie żyje? ' Kiedy jeden zagubiony chłopak zostaje uratowany. © fknbonkers; 2017