02. Nie rzucam się w oczy

9 4 0
                                    

Lekko zdezorientowany, wyszedł z domu i włożył pudełko do plecaka, przy okazji zauważając znienawidzone tabletki nasenne. Spał po nich dobrze, więc czemu ich nienawidził? Bo nawet zażywane w dużo za duzych ilościach na raz, nie chciały zadziałać skutecznie, raz a dobrze, szybko, bezboleśnie. Ale on musiał się budzić. A może chciał? Przecież walały się w plecaku i nawet ich nie ruszał. A ten naiwny psychiatra naprawdę wypisał mu ich cały zapas na parę miesięcy. No cóż, połowy z tego zapasu nie miał już po trzech tygodniach. Z drugiej strony miał ochotę wyrzucić je tu i teraz, same patrzenie na nie irytowało go tak samo jak baba ze stołówki w szkole, kiedy nakładał jedzenie, a ona powtarzała mu, żeby wziął trochę więcej. Ale on nie chciał. I nie dlatego, że brzydził się swojego ciała. Wszystko co tam było, aspirowało do rangi ohydnego. A poza tym to często nie miał ochoty na jedzenie. Brak dobrego samopoczucia szedł w parze z brakiem apetytu. Przynajmniej u niego. A przynajmniej tak sobie to tłumaczył. Ale przecież przy Flynnie jadł chętnie. Najwyraźniej poprawiał mu humor.Uśmiechnął się na samo wspomnienie jasnowłosego chłopaka. Zapiął plecak, ubrał kurtkę, która wyglądała na nim jak worek, co jednak mu nie przeszkadzało i zarzucił plecak ponownie na ramię, a nawet dwa. Debilna szkoła, jakby nosił do niej tonę węgla w plecaku. Czasami musiał sprawdzać, by się upewnić czy faktycznie tak nie jest, gdy waga plecaka była niewyobrażalnie duża. Szedł 10 minut na przystanek autobusowy, nie myśląc o niczym konkretnym. A na pewno nie o teście z angielskiego. Kazali im przeczytać jakieś wypociny Szekspira, no to przeczytał, niechętnie, ale jednak. I tyle mu wystarczyło.Gdy przystanął w końcu na przystanku, zorientował się, że jego autobus przyjedzie dokładnie za minutę. Jeżeli się nie spóźni i jeżeli nie był tu dwie minuty wcześniej. Trochę zestresowany czekał, mając nadzieję, że to jednak ta pierwsza opcja, kiedy autobus nie przyjeżdżał przez kilka następnych minut. Rano przecież też zdarzają się korki, nie? Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył nadjeżdzający pojazd. Tylko nie wiedział, czy teraz nie spóźni się do szkoły. Nieważne. Nawet jeśli, to przynajmniej nie sam. Wsiadł do autobusu razem z masą innych ludzi, których kojarzył właśnie z placówki, której zadaniem było wyedukowanie go. Czy cieszył się, że tam zmierza? Niezmiernie. Skasował bilet, bo przecież zapomniał po raz kolejny doładować przejazdówki. Albo po prostu nie chciał. Nieistotne. Było jeszcze kilka wolnych siedzeń, jak zwykle o tej godzinie, ale on już od przebudzenia się wiedział, gdzie usiądzie. Skierował się na siedzenie w przedostatnim rzędzie. Na tych ostatnich zawsze siedziały te same dzieciaki, z tej podstawówki niedaleko jego szkoły. Usiadł koło zamyślonego chłopaka wpatrującego się w okno. Nie chciał mu przeszkadzać, ale od razu wyrwał go z zamyślenia. - O jesteś. - Popatrzył na chłopaka, który właśnie się dosiadł. - Myślałem, że już cię nie będzie, bo nie mogłem cię odnaleźć wzrokiem w tym tłumie.- Nie rzucam się w oczy, wiesz o tym - odpowiedział, patrząc w zmieniający się krajobraz za oknem. - Nieźle się spóźnił, co nie? Ten tylko pokiwał głową, patrząc w przestrzeń autobusu. Chciał się odwrócić z powrotem w stronę okna, ale odwrócił się w zupełnie przeciwną. - W moje oczy się rzucasz, Luka - skwitował, ściskając dłoń brązowowłosego chłopaka. On tylko uśmiechnął się lekko pod nosem. Po chwili oparł głowę o siedzenie i zamknął oczy. Flynn nigdy nie miał mu co opowiadać z rana, bo przecież nikt nie chce słuchać o awanturującym się wiecznie ojcu. Z takiego założenia wychodził jasnowłosy, więc nie mówił o tym prawie w ogóle. I tak z matką się od niego wyprowadzą, dwie dzielnice dalej, ale wyprowadzą. Luka natomiast, wtedy kiedy miał okazję słuchać o ojcu Flynna, zastanawiał się czy aż tak źle jest mieć drugiego rodzica. Ale nie wiedział. Bo jego ojciec nie interesował się ani nim, ani jego matką. Nigdy nie widział go na oczy.Po dwudziestominutowej jeździe tym samym autobusem co zwykle, przy akompaniamencie wydzierających się z tyłu dzieci, dotarli do szkoły. Bez większego entuazjazmu oczywiście. Chodzili do tej samej klasy, więc widzieli się praktycznie non-stop.

ALIVE {one shot}Where stories live. Discover now