9 - The Asylum pt. 1

375 41 67
                                    

Risa drżącą dłonią ściągnęła kaptur z głowy, nie spuszczając ze mnie wzroku, a na jej twarzy malował się całkowity szok. Otworzyłam usta, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.

To była Risa. Żywa. Cała i zdrowa.

Breik emo au. Nau! – zarządziła, rzucając mężczyznom mordercze spojrzenie. Po chwili wahania Ziemianin wykręcający mi ręce puścił mnie niechętnie, a potem ostrym szarpnięciem zdarł ze mnie siatkę – tak, że straciłam równowagę i praktycznie wpadłam w ramiona Risy. Dziewczyna objęła mnie mocno, a ja natychmiast odwzajemniłam uścisk, wdychając jej znajomy zapach, który od razu przywiódł mi na myśl wioskę Theo sprzed wielu lat. W jednej chwili łzy napłynęły mi do oczu – i nie powstrzymałam ich, kiedy poczułam, że dziewczyną również wstrząsa płacz.

Byłam tak oszołomiona, że nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje wokół mnie. Risa ż y j e. To naprawdę ona. Po tylu latach, gdy wszyscy byli pewni, że zginęła w jakiejś tragicznej przeprawie albo została zamordowana na jakimś pustkowiu – ona jest właśnie tutaj, setki mil od stolicy, w otoczeniu wojowników, którzy kilka sekund temu prawie nas zamordowali.

Jak to w ogóle możliwe?...

Gdy po chwili dziewczyna odsunęła się ode mnie, oprócz łez w jej oczach zobaczyłam szeroki uśmiech na jej twarzy.

– Ailey... Tak strasznie się cieszę, że cię widzę – powiedziała po angielsku.

Ai laik shanen gon ai yu op seintaim, Risa – odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech, gdy jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu na dźwięk mojego płynnego trigedaslengu.

Nomon! – dobiegł mnie nagle płacz Shaelyn. Razem z Kaelem, w końcu uwolnieni z więzów, rzucili się biegiem w moją stronę.

Gdy tylko ich zobaczyłam, żywych i całych, wszystko inne dookoła przestało mieć jakiekolwiek znaczenie – wybiegłam im na przeciw, potykając się o własne nogi, i wydawszy z siebie dźwięk pomiędzy śmiechem a szlochem chwyciłam ich w objęcia, przytulając najmocniej, jak potrafiłam.

– Już dobrze. Już wszystko dobrze. Wszystko będzie dobrze – powtarzałam gorączkowo, ściskając i całując ich raz za razem. – Jesteście ranni? – zaczęłam oglądać ich oboje starannie, rozcierając zaczerwienione od liny ręce Kaela i posiniaczone nóżki Shaelyn. – Kael, czy coś cię boli? Uderzyli cię?

– Wpadłem do dołu w ziemi – wychlipał chłopiec, pokazując obdarte kolana. – B-był ukryty za liśćmi, nie widziałem... Przepraszam, nomon, już nigdy nie ucieknę, obiecuję...

Wciągnęłam gwałtownie powietrze na widok plam krwi na jego spodniach. Podniosłam się i wzięłam oboje na ręce – wtulili się we mnie natychmiast, nadal drżąc ze strachu przed otaczającymi nas wojownikami.

Odwróciłam się z powrotem do Risy. Stała z opuszczonymi rękami, co chwila przenosząc wzrok ze mnie na Kaela i Shaelyn – a jej twarz z każdą sekundą wyrażała coraz to większy szok.

– Czy to... Czy to są... – postąpiła o krok w moją stronę, a jej ciemnobrązowe oczy zabłysły w blasku pochodni.

Uśmiechnęłam się blado, czując, jak łzy znów zaczynają dławić mnie w gardle. Przez tyle lat, gdy gdzieś w głębi siebie nadal naiwnie wierzyłam, że jeszcze kiedyś ją zobaczę, setki razy wyobrażałam sobie ten moment – ale przenigdy nie sądziłam, że będzie tak wyglądał.

I nadszedł właśnie teraz.

– Kael, Shaelyn, poznajcie Risę – wyszeptałam do dzieci. – Waszą... waszą ciocię.

Survivors: Praimfaya || the 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz