8. Once in a Lifetime

1K 150 9
                                    

Sny są swego rodzaju magią ludzkiego mózgu. Możemy zyskać w nich świadomość i robić co tylko zapragniemy. Możemy też być spętani grubymi linami i z własną świadomością poddawać się sytuacjom mniej lub bardziej miłym. Możemy spełnić w nich marzenia lub zostać postawieni przed naszymi najgorszymi obawami, czynami, wspomnieniami, których nigdy nie chcielibyśmy przeżyć ponownie. Sny mogą być darem lub przekleństwem. Mogą nas zniszczyć lub pokazać nam świat, o którym marzymy, dać nam ucieczkę.

Harry czuł, że dostał dar, gdy po raz kolejny przyśniła mu się biała przestrzeń. Odczuwał to dziwne uczucie deja vu w brzuchu z każdym stawianym przed siebie krokiem.

Był zdezorientowany i niepewny. Czy ten sen oznaczał, że to koniec? Naprawił błędy? Czy wreszcie może porzucić wyrzuty sumienia? Chciał odpowiedzi na te pytania i miały mu się one ukazać wraz z młodym nastolatkiem siedzącym na podłodze.

Młoda replika Stylesa wciąż była roztrzęsiona. Nastolatek czuł się wykończony, zmęczony. Chciał wrócić do swojego Louisa i nie musieć być dorosłym mężczyzną ani chwili dłużej. Myśli o tym, co wydarzyło się ledwie kilka godzin wcześniej wciąż krążyły po jego głowie. Widok zapłakanych niebieskich oczu prześladował jego psychikę, nie dając mu ani krzty powodu, który sprawiłby, że zrozumie, dlaczego jego silny Louis stał się tym kruchym i ledwo stojącym o własnych siłach mężczyzną.

Z jego myśli wybudziły go głośne kroki kogoś, kto ewidentnie do niego podbiegł. Uniósł spojrzenie ze swoich rąk na postać i automatycznie wstał.

- Ty... - powiedział zdziwiony, po czym poczuł przypływ gniewu.

Młody Styles uderzał pięściami starszego siebie w klatkę piersiową, czując tak wiele złości w sobie. Chciał, by ten mu odpowiedział, dlaczego pozwolił Louisowi na to wszystko. Dlaczego z nim go nie było. Czemu był na tyle głupi, by go zostawić samemu sobie. Znał go. Cholera znał go, jak nikt inny, więc czemu? Nastolatek chciał wrzeszczeć i wyzywać samego siebie, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmiało.

- Ty głupku! Debilu! Pojebie! Chuje! Sukinsynie! - wrzeszczał, uderzając coraz słabiej. - Dlaczego? - zapytał łamliwym tonem. - Dlaczego mu na to wszystko pozwoliłeś?

Dłonie młodego Loczka opadły swobodnie wzdłuż jego boków, a głowę oparł o klatkę mężczyzny przed nim. I mimo, że on czuł się źle, nikt nie mógł czuć się gorzej od dorosłego Harry'ego. Zdawał sobie sprawę ze wszystkich błędów jakie popełnił, każdego złego wyboru, każdego odwrócenia się od Lou nawet nieświadomego. Wiedział ile razy zamykał mu drzwi nim ten chociaż zapukał i to bolało. Bolało jak cholera, ale nie był jedynym winnym. Nie był jedynym, który zniszczył to wszystko. Był zwyczajnym człowiekiem, który, jak każdy inny popełniał błędy.

- Nie miałem siły, a on był taki zimny. - wyszeptał głaszcząc krótkie loczki, czując nieprzyjemny ścisk w klatce. W jego głowie pokazały się te wszystkie razy, gdy jego uśmiech bladł pod zimnym spojrzeniem, a usta same zamykały się w połowie wyznawania miłości, bo był zbyt przerażony kpiącym wyrazem twarzy ukochanego. Przypomniał sobie wszystkie zdrady, o których wiedział i spokojny ton Louisa, który po gorącym pocałunku wyznał mu, że zrobił to po raz pierwszy. Przypomniał sobie zdjęcia Louisa trzymającego w ramionach inne kobiety. Przypomniał sobie jego będącego szczęśliwym z dala od Stylesa, który umierał sam w domu. Nie miał siły walczyć o coś, co praktycznie zostało mu wydarte, a rany tym spowodowane, posypane żrącym proszkiem.

- On tak bardzo cię potrzebował. - odszeptał wtulając się w starszego. - Nawet nie wiesz, jak on cię cholernie potrzebował. Po prostu nie umiał... Nie umiał ci tego pokazać.

Długowłosy wiedział, że był ślepy. Zdawał sobie z tego sprawę tak dobrze. Pamiętał błagający wzrok i, gdy Louis ledwie kontaktował, ale wracał do ich domu, kładąc się z nim w łóżku, szepcząc przeprosiny w jego plecy. Pamiętał każdy raz, kiedy Louis chciał mu coś powiedzieć, ale wycofywał się, widząc szczęście Stylesa. Pamięta ich ślub i obietnice w głosie Louisa, miłość w jego oczach tak wyraźną, jak nigdy wcześniej. Pamiętał te małe gesty, jak parzenie mu herbaty rano, nim opuścił ich dom czy kupowanie mu ciepłych swetrów, bo Styles nigdy o tym nie pamiętał.

- Ja też go potrzebowałem. Nie był jedynym, który nie wiedział, co robić ani jak sobie radzić, H. Oboje skopaliśmy sprawę. - powiedział, czując jak łzy zbierają się w jego oczach na wspomnienie pierwszych ustawek, wywiadów, w których musieli chować uczucia do siebie i robili to tak nieporadnie. To wszystko wydawało się tak cholernie odległe. - Gdybym wiedział to, co teraz wtedy, zrobiłbym wszystko inaczej, ale byłem dzieckiem. Głupim, zakochanym dzieciakiem, który nie zauważał pewnych rzeczy. - zakończył, krzywiąc się i pozwalając kilku łzom spłynąć po jego policzkach.

- Udało mi się coś w nim naprawić - stwierdził z lekkim uśmiechem młodszy, ocierając z łez policzki długowłosego.

- Dziękuję H - wymamrotał z uśmiechem, pomimo łez skrzących się w jego oczach. - Myślę, że zmieniłem coś w L. - powiedział niepewnie, po czym dodał: - Ale i tak go pilnuj, okej?

- Będę pilnował go najlepiej, jak umiem - zapewnił. - Nie zostawiaj go samego, dobrze? - poprosił cicho chwilę później, wiedząc, że starszy zrozumie. - Śpij z nim, mów do niego Loueh, naprawiajcie razem to, co zniszczyliście... Razem - powtórzył, patrząc ze łzami w oczach w oczy starszego siebie.

Jego serce pękało z potrzeby wtulenia się w jego Louisa i powiedzenia mu dwóch tak oczywistych słów. Nie pozwoli im stać się tym, czym są ich starsze wersje. Zadba o to. Musi.

- Dziękuję Harre - powtórzył, powstrzymując kolejną porcję łez i cmokając delikatnie jego czoło. - Obiecuję się nim odpowiednio zająć.

- Trzymam cię za słowo.

Uśmiechali się do siebie przez chwilę, gdy młodszy uświadomił sobie, że musi coś wiedzieć. Potrzebuje więcej wskazówek. Musi wiedzieć, jak lepiej uchronić Lou. Na co uważać, czego unikać.

- Czy jest jeszcze coś lub ktoś na kogo muszę uważać? - zapytał zaniepokojony, patrząc w zielone oczy z taką obawą i błaganiem, że pod starszym prawie ugięły się kolana. Długowłosy nie mógł poradzić nic na to, że w jego głowie pojawiła się tylko jedna osoba.

- Simon - wyszeptał, krzywiąc się. - Uważaj na niego... I czytaj drobny druczek, tak?

- Uważać na Simona i czytać drobny druczek - powtórzył, kodując sobie wszystko dokładnie w głowię.

Gdy obu obraz zaczął się zamazywać, zrozumieli, że to koniec snu.

- Uważajcie na siebie. - poprosił młodszy.

- Ty też H. - Starszy uśmiechnął się do niego ciepło po raz ostatni.

To był czas, by wrócić do domu. Bo Louis był jego kotwicą. Różą, o którą musiał dbać, nie ważne, ile razy kolce raniły jego palce. Harry zgadywał, że miłość po prostu taka jest. Bolesna i momentami bezlitosna, ale piękna i dająca ci poczucie, że możesz wszystko tylko dzięki tej drugiej osobie przy twoim boku.





i love you so much || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz