Z łóżka zwlekłam się dopiero późnym popołudniem. Wstawiłam filiżankę pod wylewką w ekspresie i otworzyłam okno, żeby zapalić odprężającego papierosa. Słońce niespiesznie umykało za horyzontem, rozświetlając niebo odcieniem jasnego różu, przez co cała kuchnia zdawała się skąpana w blasku.
Przysiadłam na parapecie, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Ciepły wiatr zmieszał zapach tytoniu z aromatem mocnej kawy, przypominając mi, jak bardzo potrzebowałam kofeiny. Odgarnęłam włosy z twarzy i przymknęłam powieki, wsłuchując się w dobiegający z dworu gwar; wtedy moje rozluźnienie przerwało ciche pukanie do drzwi.
Zmarszczyłam czoło, ze zdziwieniem spoglądając w ich stronę, jako że nie spodziewałam się niczyjej wizyty. Poprawiłam pasek szlafroka, z ociąganiem przeszłam do przedpokoju, następnie zajrzałam przez wizjer, aby wypatrzeć nieproszonego gościa.
– Sąsiadka, jesteś?! – zawołał Sebastian, stukając kłykciami o framugę.
– Czego chcesz? – warknęłam. Widok jego cwaniackiego uśmiechu przyprawiał o rozstrój żołądka. – Jeśli przyszedłeś pożyczyć szklankę cukru, od razu mówię, że nie mam.
– Otwórz – poprosił. Wyprostował się, wbijając wzrok w futrynę, jakby wyczekiwał momentu, w którym wychwyci pogłos przekręcanego w zamku klucza. – Przychodzę z propozycją.
– Raczej nie – oznajmiłam. Sięgnęłam po stojący na szafce kartonowy kubek po wczorajszej latte, żeby nie strzepywać popiołu na podłogę. – Zakup papieru i długopisów też mnie nie interesuje.
– Otwórz – powtórzył. – Nie będę mówił przez drzwi.
– Nie – zaprzeczyłam stanowczo.
No co za natręt... Absolutnie nie zamierzałam wpuszczać go do środka. Nie chodziło już choćby o to, że stałam w cienkiej piżamie, ale o tak drobny szczegół, iż Morrow piął się na sam szczyt mojej listy podejrzanych. Nie wiedziałam, czego chciał ani co robił w tym mieście, lecz z pewnością nie uznawałam tego za żaden przypadek.
– Cóż, twój wybór. – Westchnął po chwili. – W każdym razie mam na oku pewien lokal, ponoć aż roi się tam od wygnańców, więc planuję to sprawdzić. – Obserwowałam, jak wyjął kawałek kartki i pospiesznie coś na niej nabazgrał, po czym zgiął ją na pół, aby wsunąć pod drzwi. – Tu masz adres, gdybyś zmieniła zdanie.
– Dzięki, ale nie skorzystam – burknęłam ze złością. – Idź sobie!
– Będę czekał. – Zaśmiał się krótko. – Do zobaczenia.
– Aha, już odliczam minuty!
Wolne żarty. Ani przez sekundę nie rozważałam pójścia za Sebastianem. Miałam ciekawsze plany, niż bieganie z nim po krzakach. Skopałam blankiet pod ścianę, by przypadkiem mnie nie kusił, potem wróciłam do kuchni.
Usiadłam przy stole, żeby jeszcze raz na spokojnie przejrzeć dokumenty z Genesis i spróbować poukładać wszystkie zawarte w nich informacje. Według zapisków spotkali Leo na dziedzińcu obserwatorium, co nijak nie pasowało do demona pierwszej klasy. Te zazwyczaj trzymały się standardów jak nocne kluby, puby, okolice masowych imprez, czasem świątynie czy inne religijne miejsca, nie zapominajmy też o obszarach zieleni miejskiej, lecz nigdy placówki naukowe. Jasne, zdarzało się, że niektóre z nich odwiedzały jakieś egzotyczne lokalizacje z sentymentu lub upodobania, ale nie on. Leonardo nie gustował w tych klimatach. Albo zdrajca coś kombinował, albo to jedno wielkie oszustwo.
Ciągnący od okna chłód coraz bardziej smagał odkrytą skórę. Wstałam, aby je przymknąć i przy okazji zgarnąć telefon z salonu. W notatkach znalazłam nazwisko człowieka, który sporządził raport, dlatego postanowiłam zadzwonić do Isaaca z zamysłem wysępienia jego numeru.
CZYTASZ
Tylko Martwi Mogą Przetrwać - Tessa Brown - Tom 2
ParanormalJUŻ W KSIĘGARNIACH! Mam na imię Tessa i cóż... Moje życie lekko się skomplikowało... Przebywam w mieście, którego nienawidzę. Wykonuję pracę, której nie lubię, i wciąż myślę o ludziach, których już dawno powinnam wyrzucić z pamięci. Jakby tego było...