jdn

101 16 12
                                    

Dni są tylko połączoną kolejnością powtarzających się podpunktów.

Wstaję codziennie o ósmej, klaszczę w dłonie dziesięć razy, podnoszę lewą nogę do góry, a pierwsza stopa, która dotyka podłogi, to prawa. Kiedy przechodzę przez próg do salonu, skaczę pięć razy, po czym robię sobie jajko sadzone na śniadanie. Menu nie zmienia się od dwóch lat. Wszystko jest estetyczne: zielony talerz, na nim pokrojone jajko w idealne kwadraciki (nierówne kawałki lądują w koszu), widelec równolegle ułożony wobec podkładki. Dopiero teraz mogę jeść.

Kiedy jestem zmuszony wyjść z domu (z powodu pracy bądź przyjaciół, którzy nie rozumieją) muszę sprawdzić, czy wszystko jest odpowiednie. Zamknięte okna, drzwi, wyciągnięte ładowarki, zakluczone mieszkanie. Powtarzam się, sprawdzam czy wszystko zrobiłem odpowiednio, dopiero wtedy wychodzę z kamienicy.

Kiedy stawiam pierwszy krok na zewnątrz, słyszę jego cichy głos „na pewno?" i już wiem, że nie.

Wracam i przeszukuję apartament od nowa:

- Wyłączone lampy ✓

- Odłączony telewizor, laptop i komórka w kieszeni ✓

- Pozamykane drzwi i szafy ✓

- Zakręcone kurki ✓

Teraz mogę już iść. Ale nigdy nie jestem stu procentach pewny, że wszystko jest dobrze.

Więc na wszelki wypadek sprawdzę jeszcze raz (trzy, może pięć).

Jeśli idę do pracy, nic nie jest okej. Zaczynając od chaotycznego ułożenia mebli w restauracji, kończąc na powyginanych słomkach. Staram się być na to ślepy, obojętny. Tyle, że wtedy pojawiają się myśli, co mogłoby się stać, jeśli nic z tym nie zrobię. Dlatego kiedy nikt nie patrzy, przysuwam równo krzesła, układam widelce w szafach i poprawiam krzywo powieszone obrazy na ścianach. Gorzej jest w godzinach tłumu kiedy wszystko jest wielkim bałaganem ludzi i mną roznoszącym dania do poszczególnych stolików.

Czasem (nigdy) nie daję rady się powstrzymać. Wiem, iż jeśli nie przytnę gałęzi roślinki na prawo od kobiety z futrem, spadnie na nią doniczka i roztrzaska jej mózg. To jest idiotyczne, pokręcone i nieuzasadnione, ale jedyne o czym mogę myśleć to obraz jej rozbitej czaszki na kafelkach. W tych momentach muszę zrobić wszystko, aby nie dopuścić do tragedii, albo uciec tylnym wyjściem i płakać zwinięty w kłębek. Nie mogę dopuścić do realizacji drugiej opcji.

Jednocześnie boję się kogoś skrzywdzić. Kiedy klient jest niezadowolony, przeszywa mnie strach. Mówię wtedy ciszej, szepczę szybkie przeprosiny i poprawiam swoje zachowanie.

Potem przychodzi histeryczna noc.

Nie zawsze jest tak źle. Gdy wychodzę spotkać się z przyjaciółmi, jest lepiej. Znają moją przypadłość i przymykają oko na moje zachowanie. Nawet jeśli muszą na mnie czekać pół godziny, ponieważ pilnuję aby żaden z przechodniów nie przewrócił się o wystający korzeń. Siedzą ze mną dłużej na wspólnej kolacji, bo muszę ułożyć swoje jedzenie według wzoru, kolorów i wielkości. Nic nie może się dotykać. Nie komentują mojego ciągłego mycia dłoni.

Jednak cały czas widzę wątpliwości. Oni tylko udają, tak naprawdę nienawidzą mnie za to wszystko, są ze mną tylko z litości. Wkurzają ich moje rytuały i doskonale ich rozumiem. Cały czas biję się w głowie, bo WIEM, że to zachowanie jest nieuzasadnione, a zdrowy człowiek nie ma niekończących się myśli takich jak ja. Po prostu nie mogę się uprzeć i powiedzieć stop temu cyrkowi. Już dawno straciłem kontrolę nad swoim ciałem.

Dlatego wolę być samotny. Nikt mi nie przeszkadza, nie ocenia. Zostaję sam ze sobą i wtedy jest łatwiej wykonywać swoje dziwności.

Zamknięte drzwi łazienki.

To.

Umyte ręce.

Nigdy.

Uporządkowane przedmioty biurowe.

Się.

Symetria.

Nie.

Strach przed skrzywdzeniem.

Kończy.

Łyżeczka miodu i plaster cytrynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz