Gdy zrozumiesz mowę mej ciszy...

757 75 7
                                    

Musiałem zamrugać, by przyzwyczaić się do światła i gorąca słońca. Czułem jak wszystkie mięśnie mnie bolą, choć nie wiem od czego. Azrael chyba za często przekracza możliwości fizyczne mojego ciała.
- Ze Alan nome gem - przestawiłem się spokojnym, kojącym głosem. Dzieci, spojrzały na mnie zaskoczone, ale skinęły głowami na moje słowa. Powiedziałem, że nie mówię dobrze po afgańsku, ale dzieci zrozumiały. Wymieniały się uwagami między sobą, a gdy uzgodniły coś, okrążyły zmarłego psa. Chciały go pogrzebać, a ja wiedziałem, że nie powinienem w tym przeszkadzać. To była ich ceremonia, a nie moja. Azrael wykonał już najważniejszą część.
Patrzyłem ze smutkiem na dzieci, a mimo całej mojej woli by uciszyć wspomnienia, przypomniałem sobie opowieści ojca, o biednych dzieciach w Afryce. Tyle, że to nie była Afryka, a te dzieci musiały przeżyć wojnę. Nie mogłem patrzeć jak te dzieci umierają w samotności... z głodu, z choroby...
- Tutaj jesteś - warknął ktoś, a ja odruchowo skuliłem ramiona. Gdy obróciłem się okazało się, że to ten major mijał gruzy i zbliżał się do mnie. Uśmiechnąłem się łagodnie.
- Azrael, ja naprawdę...
- Alan, majorze. Teraz Alan - wtrąciłem spokojnie. Twarz majora natychmiast złagodniała, jak za dotknięciem różdżki.
- A-Alan? Ten anioł mówił, że nie słyszał cię od wielu dni... - zauważył dość cicho. Uśmiech osłabł odrobinę, a ja spuściłem wzrok.
- Po tym incydencie... bałem się wychylać... - przyznałem. Poczułem dłoń na swoim ramieniu, więc znów spojrzałem na majora.
- Przemyślałeś to co ci wtedy mówiłem? - zapytał. Uśmiechnąłem się lekko, widząc jego poważne przejęcie sprawą.

Major poprosił wszystkich o wyjście ze stołówki, a sam bawił się strzykawką w dłoniach. Patrzyłem na niego z lekkim strachem, nie wiedząc co zamierza, ani o czym myśli major wpatrując się we mnie.
- Strasznie strachliwy z ciebie gość, choć w połowie jesteś Aniołem z kosą...
- To nie jest moją połową - poprawiłem pośpiesznie. - To łaska Anioła zesłanego...
- Wiesz, że to nieprawda - przerwał mi, pochylając się w moją stronę. - Wiesz, że to nie jest prawdziwy Anioł. Wiesz, że to tylko część ciebie, która oddzieliła się w panice, po twoich przejściach i stworzyła nową istotę...
- Proszę, przestań... - pisnąłem, a w głowie mi szumiało. - To... To nie tak...
- To właśnie dokładnie tak - nie pozwalał mi dojść do słowa, bombardując mnie informacjami. - Jesteś Alan, Czyli połączenie Alana i Azraela. Nie musisz się bać, przecież Azrael, czyli część ciebie jest potężny, a za tym idzie fakt, że ty jesteś potężny...
- Przestań! - krzyknąłem i chciałem uderzyć go, byle przestał mówić. Major złapał mnie jednak za nadgarstek. Jego silna dłoń nie pozwalała mi się wyrwać, a gdy przestałem się wyrywać, uścisk zelżał i stał się bardziej łagodny.
- Posłuchaj... Musisz się wyrwać. Przestać odwracać wzrok, rozumiesz Alan?
- Jak ci na imię? - zapytałem cicho, a major zawahał się. - To Azrael zna wasze imiona, nie ja...
- Kyle - przedstawił się łagodnie. - Kyle Bell.
- Więc posłuchaj mnie, Kyle... - poprosiłem, nadal cicho. - Koszmar nadal do mnie wraca, nic tego nie zmieni... Nie potrafię na to patrzeć, jestem za słaby by przestać odwracać wzrok... Jestem...
- Nie jesteś słaby, Alan - wtrącił się, a jego ręka z nadgarstka przesunęła się na dłoń, gdzie zacisnęła się z troską. - Nie jesteś słaby, możesz się uwolnić. A gdy się uwolnisz... Azrael zniknie, pozostanie tylko cały Alan. Nie pół, nie właściciel i Anioł, tylko po prostu Alan - powiedział.
Uśmiechnąłem się tylko, patrząc na nasze dłonie. Potem spojrzałem mu w ciemne oczy i skinąłem głową.
- Przemyślę to... Ale dziękuję, Kyle - uśmiechnąłem się, czując, że strach mnie opuszcza. Lekko wystające uszy między ciemnymi włosami majora, poczerwieniały. Żołnierz wypuścił gwałtownie moją dłoń. Odchrząknął pośpiesznie i spojrzał na mnie już chłodnym i profesjonalnym wzrokiem.
- No dobra, zróbmy użytek z tego leku...

Azrael ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz