Promyki porannego słońca wpadły przez otwarte okno prosto na moją twarz. Wyrwały mnie z pół-snu, ponieważ przekręcałam się z boku na bok od trzech godzin. Siadam na łóżku i przecieram oczy, a w rękę chwytam telefon. Chociaż ekran jest zbity odczytuję godzinę- szósta siedemnaście rano. To już dziś. Pierwszy dzień w collage'u. Nowe miejsce, nowi ludzie, nowe wszystko. Może trochę się boję, ale czekałam na to całe wakacje. Idę tam zupełnie sama, tak jak zresztą zawsze. Nie jestem duszą towarzystwa, a ludzie wokół mnie znikają tak szybko jak się pojawiają. Przede wszystkim chcę zdobyć wiedzę, a nie przyjaźnie, nie mówiąc o miłości. Powtarzam to sobie odkąd dostałam świadectwo ukończenia liceum i przyjęto mnie na Uniwersytet Nowojorski. Ale chyba gdzieś pod skórą chciałabym mieć przyjaciółkę. Nawet nie wiem kto będzie ze mną w pokoju w akademiku. Nie chciałam żeby pani z sekretariatu zdradzała mi ten 'sekret', bo nie wytrzymałabym i wpisała jej imię na Facebooku.
Idę do łazienki przemyć twarz wodą, a w tym samym momencie woła mnie mama.
-Jasmine, chodź na śniadanie! Dziś twój wielki dzień!
Mówi to takim słodkim głosikiem. Jest taka szczęśliwa, że będę jak inne dziewczyny w moim wieku- pójdę do collage'u, zaprzyjaźnię się z milionem ludzi, poznam księcia na białym koniu i zdam studnia z najlepszymi stopniami. Szkoda mamo, że to nie takie proste, gdy się jest prawie aspołecznym.
-Już idę, tylko wezmę prysznic!- odkrzykuję prawie tak samo słodziutko. Nie wyprowadzać z błędu, że cieszę się tak samo jak ona. Tyle, że ja bardziej czuję jak strach ściska mnie od wewnątrz.
Odkręcam kurek i z prysznica zaczyna ciurkiem lecieć woda. W tym czasie sięgam do szafki pod zlewem, wyciągam paczkę Marlboro i odpalam jednego przy uchylonym oknie. Potem wskakuję pod prysznic i schodzę na dół, do innej rzeczywistości, niż ta na moim poddaszu.
-Hej- zbiegam po schodach i zgarniam jabłko ze stołu. Chciałabym wrócić na górę, ale...
-Kochanie, poczekaj. Nie musisz się ode mnie odcinać. Ja chcę dla ciebie dobrze- mama łapie mnie za ramię.
-Ta, wiem.
- Ja i Daisy jesteśmy z Ciebie bardzo dumne. Dzwoniła na telefon domowy kiedy byłaś pod prysznicem. Jesteśmy pewne, że poznasz mnóstwo przyjaciół!
Daisy to moja starsza siostra. Skończyła Harvard i teraz wyjechała kontynuować naukę do Oxfordu. Jest idealną córką i starszą siostrą. Zbliża się do trzydziestki, ma bogatego narzyczonego (równie mądrego i miłego jak ona). Oprócz tego otacza się wieloma przyjaciółmi i jest taka, jaką zaplanowała ją sobie moja mama. Szkoda, że ze mną nie wszystko poszło po jej myśli.
Ale dlaczego właściwie pałam niechęcią do własnej matki? Przecież wydaje się taka miła...Właśnie. Wydaje. Rozstała się z moim tatą gdy miałam jedenaście lat. Kochałam go całym sercem i mieliśmy świetny kontakt. Bardzo chciałam z nim mieszkać, ale ona zdecydowała za mnie i od tego czasu nie mam kontaktu z ojcem. Jestem pewna, że on chciał mieć kontakt ze swoimi dziećmi, ale to mama starała się nas od niego odciąć. Gdy miałam czternaście lat pod moją szkołę podjechała babcia-matka taty. Zaprosiła mnie na pogrzeb. Tak, pogrzeb mojego ojca. Był chory na stwardnienie rozsiane. I tak, to był powód dla którego matka go zostawiła i odcięła od nas, córek. Nie mogłam jej tego wybaczyć, i nadal chowam urazę. Chociaż od śmierci ojca minęło ponad pięć lat i gniew ustał, to stało się coś jeszcze. Gdy poszłam do liceum, poznałam chłopaka. Wtedy pierwszy raz poczułam to coś. Bardzo go kochałam, jednak mama i to potrafiła zniszczyć. Tylko dlatego, że jego ojciec był w więzienu. A tamten chłopak nigdy nie miał problemów z prawem, a wręcz przeciwnie. Ale ona tego nie rozumiała. Zawoziła i odbierała mnie ze szkoły, znała wszystkie moje hasła i kontrolowała na każdym kroku. W końcu zakończyłam mój związek, bo nie miałam wyboru, a ostanie chęci do jakichkolwiek relacji z ludźmi przepadły. To jest moja historia. A nazywam się Jass Lloyd.
YOU ARE READING
WSPÓŁLOKATOR/ROOMMATE |Cole Sprouse|
Teen Fiction"Przekręcam kluczyk i otwieram drzwi. Na łóżku przy otwartym oknie siedzi... chłopak. Co prawda siedzi tyłem do mnie i może zbyt pochopnie to oceniam, ale jestem prawie pewna. -O boże. To chyba jakaś pomyłka, przepraszam. -wycofuję się, otwieram dr...