WSPOMNIEŃ CZAR

93 3 1
                                    

Czasami w mojej głowie pojawiają się przebłyski dziwnych wspomnień, z okresu pomiędzy dziewiątymi, a jedenastymi urodzinami. Nigdy nie wiem, czy to jest prawda, czy też nie, jednak gdyby działała moja wyobraźnia, to nie umiałabym opowiedzieć tego tak dokładnie?

Miałam dziesięć lat kiedy ten oficer pojawił się na progu naszego domu, znajdującego się pośród tysiąca innych w favelach upadającego Rio de Janeiro. Niedługo i to miasto miało poddać się rządom Amadeusza Kraftiga. Zdążyłam się o tym dowiedzieć w szkole, gdyż dwa miesiące temu zostałam siłą przymuszona, jak wiele innych dzieci do rozpoczęcia obowiązkowej nauki kończącej się przeniesieniem do większego miasta i późniejszą Kontrolą. Wcześniej nikt mi nie mówił o takich rzeczach.

Ciekawe, że z litewskiego nazwisko prezydenta USA, uzurpatora, brzmiało Potężny. O tak, słabym go nie można było nazwać i chociaż nie miałam nawet 'nastu' lat, to wbrew zapewnieniom siostry zdawałam sobie sprawę z o wielu więcej rzeczy niż myślały Silvana i ciotka. Problem polegał na tym, że swoją siłę wykorzystywał w nieodpowiedni sposób.

 Początkowo usłyszałyśmy tylko regularne uderzanie w drewniane, rozpadające się schody prowadzące do drzwi. Było ich może trzech, maksymalnie czterech, i oceniając moc uderzeń ich stóp o ziemię, śmiało można było powiedzieć, że nie przychodzili we wrogich zamiarach. My jednak wolałyśmy pozostawać czujne i gotowe, na wypadek, gdyby jednak okazało się być inaczej. Moja przybrana ciotka trzymała nóż w lewej ręce, prawą mocno zaciskała na ramieniu Silvany, mojej starszej przyrodniej siostry, która również trzymała broń, jednak nieco groźniejszą od tej Susan- był to bowiem pistolet naładowany srebrnymi nabojami, niezwykła rzadkość w tej części kraju i aby je zdobyć wszystkie trzy udałyśmy się pod postaciami pielęgniarek na front, prawie czterysta kilometrów stąd. W stu procentach nam się to opłacało, jednak nie ryzykowałyśmy chłostą po raz kolejny. Wystarczył ten raz, kiedy gdyby nie szczególne szczęście, które nam dopisało i oficer o zażyłych stosunkach z Silvaną już dawno byłybyśmy martwe. Zgaduję, że gdy spotkamy ojca „po drugiej stronie” to ze wstydu nie będzie mógł na nas spojrzeć. Cały czas powtarzałby, że taka śmierć okryłaby hańbą lata walki o wolną ojczyznę, o zniesienie Kontroli.

Jestem jedyną osobą z nieskażoną krwią.

To jest coś niesamowitego. Przez dwieście lat moja rodzina ukrywała się w kanałach miejskich, w opuszczonych domach grożących zawaleniem, pod ziemią, na cmentarzach, w kostnicach pomiędzy mnóstwem zmarłych ludzi, wytrzymując epidemie ogarniające niemalże cały świat, widząc jak powoli państwa europejskie upadają: Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy. Przetrwały najpotężniejsze imperia, a i one nie mają zbyt dużo w porównaniu do potęgi USA. Rosja, która kiedyś dostarczała ropę większości swoich sąsiadów obecnie może co najwyżej całować Amerykę po piętach, gdyż na nic im obecnie ten surowiec. Teraz korzysta się z bardziej odnawialnych rzeczy. Słońce, wiatr, woda, ogień- to wszystko, jakimś cudem niezauważone przez naszych przodków, teraz jest niezwykle cenne. Jednak wszystko ma swoją cenę.

 Rodziny wymierały.

Cisza na ulicach slumsów stawała się coraz bardziej przerażająca.

I zostałam tylko ja, najczystsza ze wszystkich.

Przynajmniej to mówiono mi przez ostatnie 10 lat, jednak nie bardzo chciałam w to wierzyć.

Początkowo cała nasza trójka myślała, że to już pora, czas, w którym miałyśmy użyć zbudowanego przed laty wyjścia ewakuacyjnego. Moi rodzice przed śmiercią pomyśleli o wszystkim. Mówiono mi, że oni już tacy byli. Ja sama nigdy nie miałam okazji ich poznać. Zginęli, w brudzie i smrodzie, bez pieniędzy, pod biczami strażników, pewnie nawet nic nie znaczących (nigdy nie poznaliśmy rangi mężczyzn lub kobiet, którzy to zrobili, nie mogliśmy też stanąć z nimi twarzą w twarz, gdyż nie znaliśmy nazw używanych przez nich w rządzie), osieracając roczną córkę, która przetrwała tylko dlatego, że przypadkowo podczas tego wydarzenia spała parę metrów dalej, owinięta stertą koców. Zabito ich przed własnym domem. Znalazła mnie ciotka, parę godzin później, płaczącą i krwawiącą od ostrych przedmiotów, które leżały wokół mnie. Następnie odebrała ze szkoły Silvanę i przeprowadziłyśmy się tysiąc kilometrów stamtąd, do ich zastępczego domu. Od tamtej pory nasze życie, nie licząc drobnych zatargów, było nawet spokojne.

Władca snów (Atlas #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz