Wstałem trochę zdezorientowany. Moja głowa dziwnie pulsowała. Pomacałem się po niej w celu znalezienia jakiegoś guza, czy rany, jednak po kilkuminutowych oględzinach nic takiego nie znalazłem.
Niby wszystko było tak, jak powinno, ale coś nie dawało mi spokoju. Rozejrzałem się wokoło, lecz niczego dziwnego nie zauważyłem. Jak każdego ranka byłem we własnym łóżku, które stało w moim własnym pokoju. Wszystkie meble były na tam, gdzie być powinny.
Z tym dziwnym uczuciem zwlokłem się powoli z łóżka i nie zważając na latającego wokół mojej głowy Plagga, poszedłem do łazienki. Zrzuciłem z siebie moją ulubioną czerwoną piżamę pokrytą czarnymi kropkami i wszedłszy pod prysznic, odkręciłem jedynie kurek z zimną wodą. Swoją drogą, to Plagg ciągle nabija się z mojej uroczej piżamy i twierdzi, że mam obsesję na punkcie Biedronki, co już dawno przestało go bawić. Teraz uważa to jedynie za bardzo niezdrową relację, ale co mogę poradzić na to, że ta dziewczyna wywróciła mój świat do góry nogami. Zawsze, gdy o niej wspominałem, nabijał się ze mnie, a teraz jedynie wzdycha i odlatuje bez słowa gdzieś w kąt, jeść ten swój śmierdzący ser.
Po pobudzającym prysznicu ubrałem się i zszedłem do jadalni na śniadanie. Nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, gdy przy naszym dwunastoosobowym stole zastałem nakrycie jedynie dla jednej, a mianowicie dla mnie. Nawet nie pamiętam, kiedy zjadłem jakikolwiek posiłek w czyimkolwiek towarzystwie. Przez to wszystko czułem się niesamowicie samotny.
Usłyszałem stukot butów, odwróciłem się w tamtą stronę i zauważyłem asystentkę mojego ojca — Nathalie. Jej wygląd od niepamiętnych czasów się nie zmienił. Dzień w dzień wyglądała identycznie. Sztywno i nienagannie, co mnie trochę przeraża, a jej kamienna twarz jak zwykle nie pokazuje żadnych emocji.
— Adrien, oto twój dzisiejszy plan dnia. — jak co rano wręczyła mi pokrytą drukiem kartkę papieru, na której były zapisane moje dzisiejsze obowiązki.
Co my tu mamy? Zacząłem czytać każdy wyraz z niebywałą uwagą. Od ósmej do czternastej lekcje w szkole, od czternastej piętnaście do szesnastej szermierka, od szesnastej dwadzieścia do siedemnastej sesja zdjęciowa w parku, a od siedemnastej trzydzieści do dziewiętnastej lekcja języka chińskiego. Czyli nic nowego. Kolejny dzień zapchany niechcianymi przeze mnie obowiązkami. No cóż, póki mieszkam z ojcem, jakoś muszę z tym żyć.
— Dziękuję, Nathalie. — westchnąłem ciężko i odłożyłem swój plan dnia na stół.
Kobieta odeszła, a ja skończyłem jeść śniadanie i udałem się do czekającej już na mnie limuzyny.
Przez całą drogę do szkoły oglądałem na tablecie najnowsze wiadomości, by być na bieżąco, jednak to dziwne uczucie dezorientacji ciągle mi towarzyszyło, przez co niedane było mi się skupić na czymkolwiek innym. Muszę się dowiedzieć, co jest grane.
Podjechałem pod szkołę i nie zwracając uwagi na siedzącą obok Nathalie, wyszedłem z samochodu. Idąc chodnikiem, byłem tak zamyślony, że zderzyłem się z czyimś drobnym ciałem, przez co oboje wylądowaliśmy na chodniku. Ocknąłem się i spojrzałem przed siebie, gdzie zobaczyłem bardzo czerwoną twarz Marinette.
— Przepraszam, Mari, nie zauważyłem cię. — zacząłem zbierać z chodnika rzeczy dziewczyny.
— A-adrien?! — pisnęła. — A-ale ze mnie gapa. Przep-przepraszam, he, he. — zaśmiała się sztucznie, dokończyła zbierać swoje przybory i uciekła ode mnie.
Wzruszyłem jedynie ramionami na dziwne zachowanie dziewczyny i sam poszedłem do klasy, bo za chwilę miał rozbrzmieć dzwonek rozpoczynający pierwszą lekcję.