prolog.

997 152 53
                                    

Rok później...

— Co tak grzebiesz przy tej kamerze? — zapytał Markus.

— Nie pytaj o rzeczy, których i tak nie zrozumiesz — odparł Forfang — Muszę to wszystko poustawiać, żeby był dobry efekt i nieziemska jakość nagrań. Chyba, że chcesz mieć taką ciemną masę jak w zeszłym roku.

Znajdowali się w miejscu, które nazywali głównym centrum dowodzenia. Mieli stamtąd dostęp do wszystkiego, do obrazów z nowych kamer, które montowali przez cały dzień, do kilkunastu korytarzy, o których wiedzieli tylko oni. Mieli swobodny dostęp do każdego miejsca w twierdzy. Na fotelu w kącie pomieszczenia siedział Hofer, który był wyjątkowo cichy i spokojny. Założył na nos okulary i czytał w skupieniu gazetę. Richard spoglądał na niego i śmiał się po cichu, próbował robić to tak, żeby nikt nie zauważył, ale wyjątkowo wyostrzony słuch najstarszego z przebywających w pomieszczeniu wyłapał jego chichot.

— Freitag, gdybyś był częstotliwością w krótkofalówce, nigdy bym na niej nie nadawał — stwierdził Walter.

— Przepraszam, zastanawiam się tylko nad czymś. Dlaczego czytasz gazetę od tyłu? — zapytał Niemiec.

— Na ostatnich stronach są bzdety, przed nimi sport, a potem same istotne rzeczy. Buduję napięcie, poza tym stwarzam pozory swojej wyjątkowości, ale ty tego nie zrozumiesz.

Richard wzruszył ramionami i skierował swój wzrok w stronę komputera, na którym z nudów grał w pasjansa. Nikt jeszcze nie przyjechał, bo wszyscy mieli dotrzeć jutro, ale oni jako organizatorzy chcieli być na miejscu szybciej i jeszcze dziesięć razy posprawdzać czy wszystko jest bezpieczne. Poza tym Forfang chciał już nakręcić parę ujęć z Walterem i Markusem, a nie chciał robić tego wtedy, kiedy powinien być skupiony na uczestnikach.

— Markus, usiądź na tle tych ekranów, wiesz co masz mówić? — zapytał.

— Tak mam krótko opowiedzieć o twierdzy, nawiązać do pierwszej edycji, która się nie udała, omówić parę zasad, a ty to wstawisz na samym końcu lub na początku, zależy jak ci będzie pasować — powiedział obojętnym tonem Niemiec.

— Świetnie, Freitag, możesz puścić jakąś budującą napięcie muzyczkę? Byle cicho, bo nie może zagłuszać słów twojego kumpla — poprosił Johann.

Niemiec siedzący przy komputerze odwrócił się w jego stronę, a na twarzy pojawił mu się zawadiacki uśmiech.

— Po co muzyka? Zanim nagrasz słowa Markusa, zrób ujęcie Hofera czytającego gazetę od tyłu, nic nie zbuduje napięcia bardziej niż ten widok — zaśmiał się.

Walter, który był wyjątkowo skupiony na czytaniu działu sportowego, chcąc nie chcąc usłyszał słowa Niemca, obdarzył go jednym z najbardziej chłodnych i obojętnych spojrzeń, po czym powiedział kilka słów, zrobił to na tyle głośno, żeby mieć pewność, że Richard je usłyszy.

— Freitag, żebym ja cię zaraz nie zdyskwalifikował za nieprzepisowe zachowanie.

— Spokojnie, spokojnie. Już się nie odzywam.

Johann pokręcił głową, denerwowało go ciągłe zmienianie tematu. Ich głównym celem było nakręcenie paru ujęć, ale Richard z Walterem wyjątkowo często mu przerywali. Miał zamiar wyrobić się w godzinę z nagraniami, żeby przez kolejne dwie zająć się montażem i edycją.

— Dobra Markus, możemy zaczynać — powiedział wduszając w kamerze, przycisk nagrywania.

— Witam, nazywam się Markus Eisenbichler i jestem pomysłodawcą całego przedsięwzięcia. Jest to nasza druga próba, czyli druga edycja, niestety pierwsza z przyczyn losowych się nie udała, mieliśmy mały wypadek, który diametralnie wpłynął na losy programu, ale uczymy się na błędach. Mieliśmy sporo czasu, żeby przemyśleć co poprawić, jak zmienić nasz zamysł, żeby nic nas nie zaskoczyło. Wprowadziliśmy wiele poprawek i w taki sposób twierdza z czegoś na kształt teleturnieju, ewoluowała w coś na kształt filmu. W pierwszej edycji chcieliśmy, żeby uczestnicy nie mieli o niczym pojęcia, żeby wyłapać ich emocje. Program miał powstać po to, żeby w pewien sposób poszerzyć zainteresowanie skokami narciarskimi, nie wszystko jednak poszło tak jak zakładaliśmy, więc tym razem kręcimy coś na kształt filmu, uczestnicy oczywiście wiedzą, że wszystko jest ustawione, wiedzą, że nic nie jest naprawdę, ale nie znają do końca naszych planów względem nich, nie wiedzą co zdarzy się dokładnie. Przeprowadziliśmy też warsztaty aktorskie, które miały nadać ich grze większej wiarygodności. Wszyscy zgodzili się tu wrócić, co prawda niektórych musieliśmy bardzo namawiać, ale ostatecznie osoby, które były tu za pierwszym razem postanowiły pojawić się i teraz, jest parę zmian, są nowe osoby, a ze starej ekipy niektórzy z różnych przyczyn zjawić się nie mogli. Postanowiliśmy pozbyć się listów i eliminacji, a wprowadzić osobę w masce, która będzie zabijać, oczywiście wszystko nie będzie na poważnie, sztuczna krew i takie tam. Jednak skoczkowie nie wiedzą o tej osobie, nie wiedzą też w jaki sposób wszystko się odbędzie. Mężczyzna, który nam pomagał nie jest w żadnym wypadku związany ze skokami narciarskimi, poznałem go w jednym z barów i zaproponowałem pracę za dość dużą kwotę, początkowo nie miał mieć żadnej maski, ale chciał zachować anonimowość i po kilku negocjacjach doszliśmy do porozumienia. Twierdza strachu stanie się filmem, który sprawi, że skoki staną się o wiele bardziej popularne, a skoczkowie zyskają rozgłos o jakim zawsze marzyli. Nad wszystkim czuwam ja oraz Richard Freitag i Walter Hofer, za montaż odpowiedzialny jest Johann Andre Forfang. W tej edycji nie ma miejsca na błędy, wszystko jest celowe i zamierzone. Mam nadzieję, że wszystkim przypadnie ten film do gustu — zakończył swoją przemowę Markus.

— Cięcie! — krzyknął Norweg - Genialnie ci to wyszło, damy to raczej na końcu albo w dodatkach do wydanej płyty. A może do ujęć z planu? Wiesz powycinam parę rzeczy, żeby jeszcze przed ukazaniem się całości wrzucić na youtube i zrobić taki mały rozgłos.

Markus wstał i podszedł do Waltera, który był już w połowie gazety. Niemiec wyjął mu ją z rąk i położył na małym stoliku.

— Teraz twoja kolej — stwierdził.

— Co mam robić? — zapytał Hofer.

— Niech pan usiądzie tam, gdzie przed chwilą był Markus. Najlepiej niech weźmie pan krótkofalówkę, to co nagramy wstawimy przed filmem, więc dużo emocji i słowa, które mogą przestraszyć. Wierzę w pana, bo na skoczni zawsze sieję pan przerażenie, będzie pan takim władcą wiatrów i królem twierdzy. Najlepiej niech pan zachowuje się tak jak zwykle, ja sobie z resztą poradzę. Byle krótko, Markus już się tyle nagadał, że od pana nie oczekuję już zbyt wiele — poinstruował go Forfang.

Walter usiadł w wyznaczonym miejscu, poprawił okulary na nosie, a w rękach ściskał mocno krótkofalówkę. Pomyślał o pierwszej edycji, która przysporzyła mu sporo problemów, co wprowadziło go w nastrój jakiego oczekiwał od niego Norweg. Johann pomachał mu dając sygnał, że może zaczynać.

— Witam państwa, nazywam się Walter Hofer i jestem ojcem chrzestnym tego filmu, koordynuje go od wewnątrz, władam ścieżkami fabuły, tak jak wiatrem i belkami na skoczni. Jestem niepodważalnym królem i zapraszam was do królestwa, w którym skoczkowie pokażą wam swoje prawdziwe oblicze — nadusił jeden z przycisków na krótkofalówce, żeby wydała charakterystyczny odgłos i przyłożył ją sobie do ust, a potem powiedział niemal szeptem — Twierdzę strachu uważam za otwartą. 

twierdza strachu vol.2 | ski jumpingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz