|I|

207 35 10
                                    

Pomiędzy Kłamstwami Frezji

   Kwiaty, które tak bardzo kochałeś, wcale nie zakwitły w tym roku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Kwiaty, które tak bardzo kochałeś, wcale nie zakwitły w tym roku. Kiedyś mnie nawet do nich porównywałeś... Mówiłeś, że jestem taki sam. Piękny i delikatny. Mówiłeś, że to, jakie niosą ze sobą znaczenie, doskonale odzwierciedla mój charakter. Mimo zewnętrznej ostoi spokoju, w środku krzyczę. Przeżywam razy dwa. Jednak czy to, że teraz nie ukazały swojej wspaniałości, wiąże się z tym, jak nisko upadłem? A może to wszystko dlatego, że ciebie już nie ma, co?

   W tym momencie mam ochotę to wszystko rzucić w cholerę, wiesz? A do niedawna tak bardzo zależało ci na ludziach. Ich umysłach. Ich sile. Ich emocjach. Ich całości, którą nazywałeś piękną, mimo że jest doszczętnie zepsuta. A teraz? Teraz leżysz w grobie pod grubą warstwą ziemi, a twoje ciało gnije, powoli rozkładając się w drewnianej, przesiąkniętej wilgocią, trumnie. I nic cię już nie obchodzi, nawet robaki żywiące się twoim ciałem. To, co czuję też. Masz mnie teraz zwyczajnie w dupie, jak przystało na trupa o wiecznie bladej i delikatnej jak papier cerze. Nieważne jest już dla ciebie co się ze mną dzieje. Nic dla ciebie nie znaczą przynoszone na grób kwiaty i zapalne znicze. Nic nie znaczą dla ciebie te wszystkie blizny po poparzeniach.

Mam nadzieję, że chociaż dobrze ci się umierało...

   Wydmuchuję z płuc kolejną chmurę dymu, która leniwie sunąc przed siebie, powoli rozpływa się w powietrzu. Nie obchodzi mnie już wcale, że to powoli wyniszcza mój organizm. Nikt mnie teraz nie ogranicza, mówiąc, że to, co robię, skończy się niedługo tragedią. Bo nikt oprócz ciebie nie może mnie powstrzymać. Nie ma prawa. Inni nie znaczą dla mnie nic. Tak, jak i ja dla nich.

   Całe pomieszczenie zdążyło przesiąknąć już na wskroś tytoniowym dymem, nie pozostawiając po sobie przyjemnego zapachu detergentów. Kaszlę cicho, zasłaniając usta dłonią. Przełyk pali mnie od środka, kiedy wyciągam kościstą, pokrytą cienką warstwą skóry dłoń, w kierunku popielniczki. Strzepuję do niej popiół, po czym zaciągam się ponownie. I jeszcze raz. I jeszcze. Jak w błędnym kole, z którego nie ma wyjścia. W końcu z papierosa nie pozostaje nic więcej niż jasnopomarańczowy filtr, który wrzucam w kopiec z popiołu.

   Ludzie mówią mi, że schudłem. Przestałem o siebie dbać. Nic mnie nie interesuje. Nie potrafię się już wcale uśmiechać. Ale nie wiedzą, co tak naprawdę dzieje się w mojej głowie. Bo po co? W końcu sami mają własne zmartwienia. Nie powinni zawracać sobie głowy kimś takim jak ja. Pozornie silnym, a w środku beznadziejnie kruchym.

To frustrujące.

   Przekręcam się na bok i podnoszę się z posłania, by móc otworzyć okno. Do pokoju wpada podmuch chłodnego, rześkiego powietrza. Drżę, kiedy naga skóra się z nim spotyka. Jednak nie zwracam na to większej uwagi. Bo teraz już nic nie ma znaczenia. A ja tym bardziej. Bo nie mam dla kogo się starać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 30, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Strefa SzczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz