Stałam przed półką w sklepie i zastanawiałam się nad wyborem sałaty. Serio, wielkie wyzwanie. Niby wszystkie wyglądają tak samo, ale... cholera, nad czym ja się zastanawiam. Chwyciłam pierwszą lepszą główkę sałaty i ruszyłam dalej. Zapewne dzisiaj wieczorem mój "ukochany, jedyny, najdroższy przyjaciel" znów nawiedzi mnie w domu, licząc na kolację. Zaczyna mnie to powoli irytować. No kurcze, czy mój dom jest jakąś jadłodajnią, albo lepiej, przytułkiem dla bezdomnych? Już od kilku tygodni cała sytuacja na okrągło się powtarza. Na początku przyleciał do mnie z podkrążonymi oczami. Wyglądał jak zombie, jak wrak człowieka. Wciąż nie potrafię w to uwierzyć, ale został rzucony przez dziewczynę. Przez dziewczynę! Serio, on zwykle zmienia laski co trzy dni, a tu popadł w depresję z powodu kobiety! No szkoda, był kompletnie w niej zakochany. To naprawdę rzadkość, by mój "ukochany, jedyny, najdroższy przyjaciel" pałał miłością do jakiejś kobieciny. Co racja, dziewczyna okrutnie z nim zerwała, a raczej po prostu została przyłapana na pieprzeniu się z innym facetem. Tsaa... sama bym prędko się po tym nie pozbierała, dlatego "cierpliwie" znoszę jego odwiedziny co wieczór.
Ach! Kompletnie zapomniałam o... Oooo... O cholera... Zamurowało mnie. Stałam na środku przejścia patrząc się jak idiotka na mężczyznę, który przebierał w rzodkiewkach. Boże! Jaki cud. To nienaturalne być takim przystojnym. Przytkało mnie. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Miał na sobie czarną bluzę z wielkim, złotym logo adidasa, szary płaszcz, ciemne buty i czarne, skórzane, obcisłe spodnie. Włosy wystylizowane na artystyczny nieład. Och... Kolokwialnie mówiąc, nie mogę przestać się na niego gapić. Westchnęłam cicho i cały czas podążałam za nim wzrokiem. Odważyłabyś się dziewczyno i podeszła do niego, a nie tylko patrzysz, skarciłam samą siebie w głębi duszy. Ale tak naprawdę myśl o tym, że miałabym do niego zagadać paraliżowała mnie od środka. Poza tym co miałabym powiedzieć "Cześć, śliczne masz rzodkieweczki" O matko, nie! Ciekawe, czy ma partnerkę... Pokręciłam głową odrzucając od siebie tę myśl. Przecież ja nawet go nie znam.
- Ooo... - jęknęłam cicho, zawiedziona. Straciłam go z wzroku. Rozejrzałam się dookoła, nic. Przeszłam, zaglądając w każdą alejkę, wciąż nic. Ach, uroczyście ogłaszam, iż jestem najbardziej żałosną istotą na ziemi, idę się powiesić.
Wyprana z emocji pchałam wózek do kasy. Już odechciało mi się wymyślać i kupować nie wiadomo co. Dziś mój "ukochany, jedyny, najdroższy przyjaciel" będzie musiał poradzić sobie sam. Oficjalnie mam doła. Czekałam, aż ekspedientka podliczy moje zakupy i w końcu wyszłam, a raczej wytoczyłam się z marketu podążając w kierunku mojego mieszkania.Położyłam zakupy na blacie i rzuciłam się na kanapę w salonie. Umieram! Jestem beznadziejna, jestem żałosna, jestem do niczego, jestem nędzna, do bani, jestem, kurna, dotknięta kryzysem. Tak! Kryzysem uczuciowym. Jak, do jasnej cholery, można zauroczyć się mężczyzną, którego pierwszy raz widziało się na oczy. W sklepie. Z oddali. Nie widząc jego twarzy. Nie wymieniając zdań i spojrzeń.
-Umieram! - wrzasnęłam w poduszkę uderzając rękami i nogami w kanapę.
Ugh... jak ciężko...
- Złaź z mojego tyłka! - wrzasnęłam próbując się podnieść. - Dave, mówię coś do Ciebie! Ach... Aaa... Ałaa... - załkałam i w końcu zszedł ze mnie. Usiadłam zgarbiona, patrząc na niego wrogo.
Czemu zawsze nasze uczucia są sprzeczne? Zawsze, ale to zawsze, gdy ja mam doła on niemalże promienieje szczęściem.
- Coś taki uchachany? - warknęłam nie odrywając od niego wrogiego wzroku.
- Coś taka nabuzowana? - dźgnął mnie w bok. Boli, nie lubię kiedy tak mi robi. Niby już jest za nami dziewiętnaście lat przyjaźni, ale wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Wciąż tak samo mnie to irytuje i wciąż mam taką samą, nieopisaną ochotę przywalenia mu w ten "słodki ryjek".
- Dlaczego jesteś dzisiaj tak wcześnie? - odsunęłam się trochę od niego, ale on znów się przybliżył.
- Dlaczego ciągle pytasz?
- Dlaczego nie odpowiadasz?!
- Uchachany? Coś wymyśliłem. Dlaczego tak wcześnie? No bo coś wymyśliłem. Idealny plan, mówię Ci. Spodoba Ci się.
- Zaczynam się bać - przerwałam mu, ale jakby nie zwracał na to uwagi.
- Spójrz, ja jestem samotny, ty jesteś samotna i najwyraźniej teraz jeszcze zraniona, czemu by jakoś tego nie wykorzystać i coś zrobić? - cały czas niebezpiecznie się do mnie przybliżał. - No bo wiesz...
- Coś taka nabuzowana? Wkurzyłeś mnie. Nie licz na seks. Dzisiaj ty gotujesz. Ja umieram - warknęłam i zatopiłam twarz w poduszce. - Cholera, złoto - jęknęłam żałośnie. Dlaczego musiałam kupować takie poduszki? Nie mogłam wziąć jakiś innych? Na przykład w zeberkę, albo cholera jakieś, nie wiem, różowe.
- Co się stało? - zaczął delikatnie miziać mnie po plecach opuszkami palców. Jednak te dziewiętnaście lat przyjaźni coś daje. Przynajmniej wie, czym można mnie uspokoić. Skuliłam się lekko. Po jaką cholerę się mnie o cokolwiek pyta, jeśli doskonale wie, że wyłączam się kiedy ktoś mnie mizia po plecach.
Zamknęłam oczy i na spokojnie starałam się ogarnąć całą sytuację. Trochę to boli. Nie mizianie oczywiście, ale to pieprzone spotkanie, to znaczy, nie ważne. Oczywistym jest o co mi chodzi. Załamię się zaraz... Ja już się załamałam. Ach...
Odsunęłam rękę Dave'a i usiadłam na przeciwko niego twarzą w twarz.
- Szykuj się na porażającą historię - zaczęłam, jakbym opowiadała mu jedną z tych strasznych historii, o których się mówi na ogniskach, czy pod namiotem, dodatkowo gestykulując dłońmi jakieś niezidentyfikowane kształty.
- Zgwałcili Cię? - wrzasnął, a jego oczy przybrały wielkość spodków od filiżanek.
- Śmieszny jesteś?
- Dobierali się do Ciebie?
- Przestań!
- Okradli Cię?
- Zamknij się i słuchaj! Jest taki chłopak...
- A jednak Cię zgwałcili - pokiwał głową z poważną miną.
- Ach, no serio, zamknij się! - warknęłam. Policzyłam do dziesięciu, żeby się uspokoić. - No więc jest taki chłopak. Spotkałam go dzisiaj w sklepie. Swoją drogą, niezła dupa. Niestety nie zagadałam.
- Głupia ty, gdybym był przy tobie już dawno byś się z nim pieprzyła w tamtym łóżku - spojrzał w kierunku mojej sypialni.
- Dave! - patrzyłam się na niego, nie dowierzając.
- Lecisz na niego, pociąga Cię, chcesz się z nim pieprzyć, albo zwyczajnie jesteś nim zauroczona. W każdym bądź razie wpadłaś. Wpadłaś dziewczyno, jak śliwka w kompot. Jak Cię rzuci, nie przychodź do mnie z płaczem na obiadki. Doskonale wiesz, że nie umiem gotować.
- Dlatego przychodzisz do mnie.
- Właśnie. Swoją drogą, co dziś masz na obiad.
- Głoduję.
- Przestań, widziałem, że szykuje się jakiś pieczony kurczak, albo coś.
- To go zrób.
- Skarbie. Ja nie umiem gotować, przecież przed chwilą już o ty mówiliśmy.
- Misiaczku, wypadało by się w końcu nauczyć.
- No to mnie naucz - poruszył brwiami. Wyglądał teraz jak te owłosione, grube typki, z filmów, które napalają się na te biedne przedszkolaki. Niewyżyty zboczeniec.
- Fuj, przestań tak robić. Nawet nie wiesz, jak bardzo przypominasz z tą miną pedofila z krwi i kości.
- No chodź - chwycił mnie za rękę, ciągnąc do kuchni. - Możesz zrobić takiego z suszonymi śliwkami, albo nadziewanego jabłkami. O! Albo z ziołami prowansalskimi...Dave w końcu zdecydował się na kurczaka z jabłkami. Serio? Akurat wtedy, gdy nie mam jabłek w domu.
- Zginiesz marnie! - wrzasnęłam wychodząc z mieszkania.
Długo nie trwała moja droga do sklepu, szybko uwinęłam się i już stałam w kolejce do kasy...
Upuściłam reklamówkę i wszystkie jabłka potoczyły się po podłodze. Tuż pod nogi mojego tajemniczego przystojniaka. Zerknął na mnie spod okularów przeciwsłonecznych i schylił się zbierając moje jabłka. MOJE JABŁKA! O bogowie, kobieto opanuj się. Przykucnęłam i pomagałam mu w połowach, w sumie to on mi pomagał, ale... mniejsza z tym...
CZYTASZ
Stranger
Romance"Jestem beznadziejna, jestem żałosna, jestem do niczego, jestem nędzna, do bani, jestem, kurna, dotknięta kryzysem. Tak. Kryzysem uczuciowym. Jak do jasnej cholery można zauroczyć się mężczyzną, którego pierwszy raz widziało się na oczy. W sklepie...