Dzień trzeci

129 26 21
                                    

Mark's pov

Dzisiejszy słoneczny dzień postanowiłem wykorzystać aktywnie, więc od rana zaplanowałem sobie, że pójdę pobiegać. Nie zamierzałem mówić Jaejungowi o moich planach, bo jeszcze powie, że też by chciał. A ja nie miałem w planach tylko zwykłego biegania! Między innymi chodziło o to, żeby przypadkowo spotkać Sorę i zaimponować tym, że jej przyszły chłopak jest wysportowany i dba o siebie.

Pełen energii i optymizmu założyłem białą bluzkę oraz jasnobrązowe krótkie spodenki. Wyglądałem naprawdę nieźle, nie przechwalając się.

Zadowolony wyszedłem niezauważenie z domu (była ósma i większość domowników jeszcze spała) i wziąłem kilka głębokich wdechów. Postanowiłem przejść się na początek z kilometr, a potem wybrać odpowiednie miejsce do biegania. Rozglądałem się po okolicy i obserwowałem mijających mnie ludzi. Mimo wczesnej pory było ich całkiem sporo, a nie chciałem biegać przy wszystkich, dlatego skierowałem się w bardziej zaciszne miejsce, czyli park. Oczywiście chodziło o ten, przy którym niedaleko pracowała Sora. Nie byłem tylko pewien, o której zaczyna ona pracę, więc postanowiłem, że może wstąpię do niej po bieganiu, bo samo bieganie może zająć mi z godzinkę albo dwie.

Dawno nie biegałem, więc po jakichś trzech minutach powoli zaczynałem odczuwać zmęczenie, ale dzielnie mknąłem dalej. Okolica nie była przeludniona, ale co poniektórzy przyglądali mi się, zupełnie jakby nigdy nie widzieli biegnącego chłopaka. Czułem się dumny z siebie, bo ja wykonywałem wysiłek fizyczny, podczas gdy oni tylko wykonywali wysiłek fizyczny oczami. Uśmiechnąłem się pod nosem, a następnie skręciłem w prawo. Miałem nadzieję, że może przypadkowo ją spotkam czy coś. Nie liczyłem na wiele, ale czasem wierzę w cuda.

Po tym jak zrobiłem sobie dziesięciominutową przerwę i kupiłem wodę w sklepie postanowiłem wrócić do biegu. Czułem się coraz bardziej zmęczony, ale ja nie należę do takich, co się łatwo poddają. Jestem przecież Mark Lee.

Więc używając swoich ostatnich sił nadal mknąłem przed siebie, nie przejmując się nikim dookoła. Już powoli zaczynały boleć mnie płuca, gdy nagle przed sobą w oddali dostrzegłem znajomą kobiecą sylwetkę. Czyżby to była Park Sora? A może moje myśli mają jakąś magiczną moc?

Uśmiechając się podbiegłem do niej najlepiej jak potrafiłem, a następnie przywitałem się. Po zerknięciu na jej dłonie zauważyłem, że trzymała w nich jakiś ogromny słoik, po kolorze domyśliłem się, że chyba to była lemoniada.

— Może ci pomóc? A tak w ogóle to dokąd ją tak niesiesz? — zaproponowałem niczym prawdziwy dżentelmen.

— Uhm, tak właściwie to idę właśnie do ciężarówki, bo kończą się zapasy, ale naprawdę nie musisz. Ty i tamten chłopak jesteście dla mnie zbyt mili — powiedziała od razu, ale ja nie słuchałem. Wziąłem od niej słoik i pobiegłem prędko w stronę parku, prosto przed siebie. Z tyłu słyszałem Sorę, która krzyczała, żebym wracał, że niepotrzebnie się tak wysilam. Ale wolałem zrobić to po swojemu, mając nadzieję, że nagle nie przywrócę się czy coś.

Po południu porozmawiałem z Haechanem o tym, co mnie dzisiaj spotkało (Jaejung wciąż o niczym nie wiedział).

— No i słuchaj, myślałem o tym, żeby dzisiaj wyznać jej miłość albo wiesz, dać chociaż jakieś kwiaty w prezencie.

— Ale dlaczego? Nie za szybko?

— Daj spokój, przecież wie kim jestem. Mógłbym ją poprosić o to, żebyśmy się kiedyś spotkali, ale nie że randka.

— Nie rozumiem cię, ziom. Jednak jeśli już, to na twoim miejscu dałbym jej kwiaty.

— Okej, dziękuję, kocham cię!!!

Mark nie wiedział, że w tym czasie podsłuchiwał go Jaejung...

Około godziny szesnastej Mark wyszedł z domu, szukając dobrej kwiaciarni w okolicy. Za nim daleko niezauważalnie szedł Jaejung. Starał się stawiać kroki tak cicho jak tylko potrafił, jednocześnie próbując nie wyglądać jak jakiś podejrzany typek.

"Hmm, chyba kupię jej piękną czerwoną różę", pomyślał Mark, wchodząc do kwiaciarni. Jaejung w tym czasie schował się za rogiem i poczekał aż jego brat cioteczny zrobi zakupy i się oddali. Musiał zrobić to bardzo szybko, żeby nie zgubić chłopaka!

Dziesięć minut później

Mark czuł się zestresowany, widząc, że z każdą sekundą zbliża się do ciężarówki z lemoniadą. Próbował nawet oddychać głęboko, ale to nic nie dawało.

"Jestem Mark Lee i jestem super i dam radę", pomyślał, dodając sobie w ten sposób pewności siebie.

Gdy dostrzegł Sorę niedaleko, odrobinę przyspieszył kroku. Teraz jest ta chwila! Jednak... Przed oczami przemknęła mu jakaś postać, którą okazał się...Jaejung?!

— Proszę, to dla ciebie — powiedział chłopak, wręczając dziewczynie duży bukiet czerwonych tulipanów. Mark czuł jakby cały świat zaraz miał się skończyć. Skąd ten idiota tu się wziął i popsuł mu cały plan?!

Udawał, że wcale nie boli go serce, gdy widział jak Jaejung i Sora idą gdzieś w swoją stronę. Usiadł przy jednym z białych stolików i oparł głowę o rękę. Wyglądał teraz jak obraz nędzy i rozpaczy, miał ochotę nawet się rozpłakać, ale opamiętał się w porę. Nie chciał pokazywać słabości, bo co jakiś czas po ulicy kręcili się ludzie.

Dwie minuty później wstał z miejsca i postanowił pójść do domu, spoglądając smutno na blask zachodzącego słońca. Lecz nagle usłyszał, ze ktoś go woła.

— Jaejung? — spytał Mark. Jego brat nie trzymał już bukietu, najwyraźniej Sora go wzięła. Chłopak poczuł się przez to jeszcze bardziej zraniony i miał ochotę wyrzucić swoją zwykłą, głupią różę.

— Sora ma chłopaka.

K O N I E C

Lemonade love × mark ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz