Drzwi do sali otworzyły się. Do środka weszła pani w różowym sweterku do łokci i w czarnej spódnicy. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła na krześle obok mnie.
- Camila?
- Tak.
- Woods?
- Tak.
- Dobrze. Jak się czujesz?
- Te szwy są wkurzające. Nic poza tym.
- Rozumiem. Czujesz się jakoś inaczej?
- Nie.
- Co pamiętasz?
- Nóż, brata, krew, krew, krew, ciemność.
- Jaka dokładna - zaśmiała się -
- To nie jest śmieszne - myślałam, że rozumie moją sytuację
- Oh, oczywiście, przepraszam. Nie powinnam się śmiać.
- Nie szkodzi, sama jeszcze nie uświadomiłam sobie tego, co się wydarzyło.
Oczywiście, że sobie uświadomiłam, ale nie fochnę się na kobietę, która na mocy psychologa jest w stanie stwierdzić, że jestem psychiczna i wrzucić mnie do psychiatryka.
- W takim razie kontynuujmy. - wyjęła planszę z 'kleksem' - co tu widzisz?
Twoją krew.
- Oczy
- A tu? - pokazała kolejną planszę
Twoje flaki.
- ?
Nóż.
- Cukierka.
- ?
Ogień.
- Misia
- Dobrze. Na tym skończymy. Jeszcze tylko jedno ostatnie pytanie; wiesz kiedy stąd wyjdziesz?
- Strzelam, że jak rany się zagoją.
- Nie, bardzo mi przykro, ale te rany się już nie zagoją.
- Jak to?
- Są bardzo głębokie.
- To znaczy, że kiedy stąd wyjdę?
- Jak tylko szwy będą gotowe.
- Czyli?
- Spytaj się Watsona.
- Dobrze.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Naprawdę wariuję. Nie chcę taka być. Nie chcę być, jak Jeff. Proszę, nie.
Poczekałam, aż przyjdzie Dr.Watson i zapytałam: