Całkiem ciepła noc.

3.5K 218 35
                                    


 Stiles kopał ze złością kamień, idąc ścieżką w lesie. Knykcie prawej dłoni pulsowały mu tępym bólem, bo jakiś czas temu próbował wyładować się na drzewie, co tylko przyniosło okropne skutki, w postaci poharatanej skóry, krwi i drzazg wbitych w poranioną skórę. Machał więc tą ręką jak głupi, mając nadzieję, że rześkie leśne powietrzy zrobi dla niej cokolwiek dobrze, nie miał pojęcia, może utleni, a krew magicznie zniknie? Oczywiście była to czysta głupota, bo magia nie istniała.

Co jeszcze głupsze, a tym samym dziwniejsze, wilkołaki też podobno nie istniały. A przecież taki Derek i Scott byli doskonałymi przykładami, że dzikie sierściuchy na dwóch nogach to nie tylko zwykłe bajki na dobranoc dla niegrzecznych dzieci. Więc czemu by i magiczne utlenianie nie miało być prawdą...?

Tyle tylko, że Stiles wiedział, że to niedorzeczne nawet jak na niego. Zagryzł dolną wargę, sunąc po niej językiem od wewnętrznej strony ust i co jakiś czas gładząc nim zęby w zamyśleniu. I ponownie przyszedł mu do głowy cały łańcuszek powiązanych ze sobą myśli: wilkołaki, wszystko zaczyna się od wilkołaków. A skoro wilkołaki, to Scott i Derek. A skoro Scott i Derek, to futerkowy problem co miesiąc, wcale nie przypominający tych dni u dziewczyn, rzekoma brutalność, o której tyle marudził Hale, bla bla bla, kontrola, bla bla bla, alfy, bla bla bla, zwłoki, bla bla bla, niebezpieczeństwo, bla bla bla poświęcenie i tak dalej.

A skoro mowa o samym Hale, to wysportowane ciało, mięśnie, sześciopak i biodra, które...

I tu mózg Stilinskiego się resetował i odmawiał jakiejkolwiek współpracy, a on sam czuł zażenowanie i zdegustowanie, jakiego nie zaznał nawet wtedy, gdy nauczyciel przeczytał na głos jego referat o obrzezaniu, który wyklepał podczas testu z ekonomii.

Z głośnym westchnieniem zakrył oczy dłońmi, a po chwili je opuścił, wgapiając się z głupim wyrazem twarzy w swoje ubrudzone trampki. Nie chciało mu się ich czyścić, mimo że za każdym razem, gdy je wkładał, obiecywał sobie, że kiedyś będą lśniły jak... Zapewne coś, co lśni.

-Co za głupota... - jęknął sam do siebie, klepiąc się po policzkach niezdarnie, zaraz jednak cicho piszcząc z bólu, kiedy źle ułożył przy uderzeniu zranioną dłoń.

Oparł się plecami o najbliższe drzewo i zjechał na sam dół, aż nie usadowił się wygodnie na lekko wilgotnym mchu, co aktualnie w ogóle mu nie przeszkadzało. Pewnie wstanie dopiero wtedy, kiedy bokserki mu przesiąkną rosą.

Położył dłonie na głowie i przesunął palcami po krótkich włosach, drapiąc się ze zdenerwowaniem. Coraz częściej zaczął zauważać u siebie niepokojące spostrzeżenia, jak chociażby to, że podczas gry w lacrosse wgapiał się w tyłek biegającego po boisku Scotta, czy takiego Liama. Albo, że coraz częściej łapał zwiechę w męskiej szatni i nie potrafił odwrócić wzroku od jakiegokolwiek gościa przechodzącego obok niego w samym ręczniku. O co tu chodziło? Może geje też zarażają gejozą poprzez ugryzienie? Ale przecież żaden gej go nie ugryzł, ani ostatnio, ani nigdy. Więc może to wiatropylność? Nie miał bladego pojęcia, ale wiedział za to doskonale, że gdyby taki Hale zdjął przed nim koszulkę, to albo by go związał, oblał syropem czekoladowym i zaczął z niego zlizywać, albo umarłby od ciśnienia w spodniach, wcześniej mdlejąc. I żadna z tych opcji po wielu, naprawdę wielu imaginacjach nie podobała mu się ani trochę.

Zacmokał z niezadowoleniem, drapiąc się po karku. Nie podobała mu się wizja wycia co pełnię do jakiegoś gejowskiego pornopisemka, czy co gorsza wyskakiwania nago w ciemną noc, włażenia komuś przez otwarte okno do pokoju i nie daj Boże, gwałcenia niewinnego, a śpiącego. Oczywiście, jeśli tylko taki Danny jakimś cudem go kiedyś dziabnął, na przykład podczas treningu lacrosse.

Całkiem ciepła noc | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz