01. Academy Cunningham

199 27 9
                                    

Carolina

── Zack, do cholery, mógłbyś się pospieszyć? Zaraz wszystkich nas przyłapią. ── Powiedziałam, opierając się o ścianę budynku. Chłopak, o pofarbowanych, niebieskich włosach nachylał się nad zamkiem od drzwi, próbując otworzyć go wsuwką do włosów. Robił już to jakieś dziesięć minut i byłam pewna, że jeśli nie otworzy ich zaraz to ktoś nas zobaczy. Nie byłam tym jakoś specjalnie przejęta, jednak wolałam dokończyć nasz plan. 

  ──  Spokojnie, mała. ── Wyprostował się i odwrócił się w moją stronę, uśmiechając się przy tym, jak głupek. Przewróciłam oczami, ignorując, jak się do mnie zwrócił. Dobrze wiedział, że nienawidzę, gdy ktoś ocenia mój wzrost. Nie byłam zbyt wysoka, ale bez przesady. Mój przyjaciel ujął klamkę i po chwili, pchając je, otworzył drzwi. ── Gotowe. ── Cała nasza czwórka zaczęła klaskać oraz śmiać się bez opanowania, ale Zack nas uciszył. ── Zamknijcie się, bo tego nie skończymy. Wszyscy znamy dobrze plan. Nasza trójka ── Wskazał na siebie oraz dwójkę naszych znajomych. ── zostaje tutaj i pilnuje, czy ktoś nie idzie. A Caro, wchodzisz i podpalasz wszystko. Rozumiemy się? 

  ── Jasne, że tak. 

Uśmiechnęłam się pod nosem i poprawiając przy tym rękawy mojej czarnej bluzy, oddałam torbę dziewczynie, która stała za Zackiem. Nie przepadałam za nią i nie oszukując się uważałam ją za totalną sukę. Mimo to spędzałam z nią wiele czasu, bo należała do naszej paczki. Nie czekając ani sekundy wzięłam od drugiego chłopaka - Bruce'a pudełko zapałek oraz zapalniczkę. Ostatni raz spojrzała na znajomych, a następnie weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie było tutaj nic specjalnego. Zwykły pokój nauczycielski. 

Podeszłam do drewnianych szafek i wyjęłam z każdej z nich, dzienniki szkolne, oprawione w granatowe okładki. To tutaj przechowywali nasze wszystkie oceny, informacje, uwagi oraz pochwały, których ja jednak od roku już wcale nie dostawałam. Wszystkie dzienniki odłożyłam na stolik, a następnie wyjęłam jedną zapałkę.  Już miałam odpalić ogień w zapalniczce, ale coś przykuło moją uwagę tak, że się powstrzymałam. Wzięłam do ręki jeden z dzienników i otworzyłam na odpowiedniej stronie. 

''Michael Kopelioff - pochwała za wzięcie udziału w konkursie języka francuskiego.''

'' Pochwała dla ucznia Michael Kopelioff za prowadzenie kółka literackiego.''

Było tego o wiele więcej, jednak nie miałam siły oraz czasu, aby wszystko przeczytać. Zajrzałam jeszcze do listy obecności i widząc wykreślone jego imię oraz nazwisko, zamknęłam szybko dziennik. Odłożyłam go na stertę innych i chwyciłam po raz kolejny zapałkę. Zapaliłam jedną i rzuciłam na okładki dzienników, następnie drugą oraz trzecią, aby dać większy efekt. W całej szkole rozbrzmiał dźwięk alarmu przeciwpożarowego, jednak ja nie potrafiłam się ruszyć. Wpatrywałam się w palące się dzienniki, a dym zaczął docierać do moich płuc. Nie zwracałam uwagi na głosy zza drzwiami, tylko na ten głupi ogień. Nie wiedziałam czemu, ale czułam, że do moich oczu napływa ocean łez. Czując powoli, że nie mogę oddychać, ukucnęłam na podłodze i zacisnęłam dłonie w pięści. 

 ── Pomocy. ── Wydusiłam z siebie, tak cicho, że jestem pewna, iż nikt nie usłyszał. Po chwili postanowiłam się poddać, nie walczyć. Nie miało to żadnego sensu. Nic nie miało od zaginięcia Michael'a. Nic.

Skuliłam się na podłodze, tak jakbym była zamknięta w pomieszczeniu z temperaturą przekraczającą co najmniej dwadzieścia stopni na minusie. A tak na prawdę znajdowałam się w pokoju nauczycielskim z palącymi się dziennikami. Przymknęłam delikatnie oczy, cały czas dusząc się dymem od ognia. Wiedziałam, że to już koniec.  

*

Wysiadłam z auta, zawieszając na ramię swoją torbę. Promienie słoneczne mocno świeciły, dlatego założyłam okulary przeciwsłoneczne. Czułam każdą parę oczu na sobie, jednak udawałam, że wcale się tym nie przejmowałam. Tak, jak tamtego dnia. Gdy pierwszy raz poszłam do szkoły po stracie brata. Każdy wpatrywał się we mnie ze współczuciem czy smutkiem. Nie rozumieli, że w ogóle tego nie potrzebowałam. To nie odzyskałoby mi Mike'a. 

Byłam ciekawa, czy stałam się teraz sensacją przez to, że podpaliłam dzienniki, a może przez to, że zostałam uratowana z pożaru przez nauczyciela od matematyki. Jednak chyba przez te obie sprawy. Uśmiechnęłam się sztucznie i dołączyłam do mojej mamy, która już kroczyła w stronę wejścia do budynku. Jak zawsze jej ciemno-blond włosy były upięte w wysokiego koka, a elegancka, popielata sukienka powiewała na wietrze. Nie byłyśmy podobne, w żadnej sprawie, zaczynając od ubierania się, a kończąc na ulubionym rodzaju filmu. Uwielbiałam horrory, a ona jakieś komedie romantyczne. Żenada

Siedziałam przed gabinetem dyrektora już jakieś półgodziny. Chciał najpierw porozmawiać z moją matką, ale, jak dla mnie szybciej mógłby już ją przelecieć. Wpatrywałam się w zegar, wiszący na ścianie i obserwowałam, jak mijają kolejne sekundy. Czułam na sobie czyjś wzrok, więc podniosłam głowę i spojrzałam na sekretarkę, która jedyna była tam, gdzie ja. Pokręciłam w jej stronę głowę, dając jej znak, aby powiedziała, co leży jej na sercu. Ta tylko przygryzła wargę i wróciła do wypisywania jakiś papierów. Westchnęłam i wróciłam wzrokiem do wskazówek zegara. Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi i czyjeś kroki, dlatego też wstałam. Z gabinetu wyszedł wysoki, ciemnoskóry mężczyzna, ubrany w granatowy garnitur. 

  ── Carolina, proszę, wejdź. ── Wskazał dłonią na pomieszczenie, a ja, jak najszybciej  zrobiłam to, o co kazał. Usiadłam na jednym z krzeseł, obok mojej rodzicielki, a po chwili za biurkiem zrobił to samo dyrektor. 

  ── To... ──  Zaczęłam. ──  Na ile zostaje zawieszona? ── Spytałam, ale nie słysząc odpowiedzi, kontynuowałam dalej. ──  Dwa tygodnie, trzy? ──  Nadal była cisza, której po prostu nie znosiłam. ── Powiecie coś? Miesiąc, myślę, że to wystarczy. 

── Za podpalenie dzienników z ważnymi informacji, jak dla mnie nie ma wystarczającej kary. ──  Odezwał się nareszcie mężczyzna, podpierając swój podbródek o dwie dłonie. ── Nie zostajesz zawieszona. 

── Słucham? 

Tego w ogóle się nie spodziewałam. Byłam już przygotowana na godzinne kazania i tak dalej, ale nie na takie coś. Zawsze dostawałam ''nauczkę'' za to, co zrobiłam, czy dolanie do kawy nauczycielki od biologi alkoholu, czy rozrzucenie śmieci po całym korytarzu. Teraz, musiałam przyznać, że to wszystko nie było tak ostre, jak podpalenie dzienników. 

  ── Nie zostajesz zawieszona, gdyż razem z twoją mamą uznaliśmy, że nie da ci to nic do przemyślenia. ── No i w końcu powiedział prawdę. Nic bym sobie z tego nie zrobiła, byłoby mi to obojętne. ── Nie będziesz także uczęszczać na nasze zajęcia. 

  ── Nic już nie rozumiem. ──  Wyznałam, przymrużając delikatnie oczy, a następnie spojrzałam na swoją matkę. 

──  Rozmawialiśmy z panem Richardson'em i ustaliliśmy, że najlepszym wyjściem będzie odesłanie Cię do elitarnej szkoły z internatem, Akademii Cunningham.

  ∴  

Hej! Z tej strony Cuckoo:) 

Witajcie w nowej książce specjalnie wymyślonej dla fanów Agusliny. 

Mam nadzieję, że historia wam się spodoba, mimo, że nie piszę za wspaniale! 

Koniecznie dajcie znać w komentarzu i głosujcie. :*

Kolejny rozdział za tydzień! 

xoxo

Secrets can haunt × AguslinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz