Pierwsze co poczułam to okropny ból z tyłu głowy. Następne były promienie słoneczne próbujące się przebić do mojego zamglonego umysłu. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Leżałam na podłodze w salonie. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało, ale nie mogłam. Chwilę później rozglądnęłam się po pokoju i do mojej głowy szturmem wdarły się wspomnienia. Nick, bandyci, pistolet. Stanęłam chwiejnie na nogach i nie oglądając się za siebie wybiegłam przez drzwi. Swoje kroki skierowałam do Paula. Przecież wszystko robili razem, więc na pewno on jest jedyną osobą, która może mi to wyjaśnić.
Biegłam nie zwracając uwagi na potrącanych przeze mnie łokciami ludzi, czy chociażby samochody hamujące z piskiem opon, kiedy przebiegałam przez pasy. Mijałam park, który o tej porze roku, mienił się wszystkimi odcieniami zieleni. Biegłam również obok mojej szkoły, która o tej porze straszyła pustym placem i boiskiem.
W końcu stanęłam przed barem. Jednak coś mi tu nie pasowało. Przed budynkiem stał czarny van, bez numerów rejestracyjnych z tyłu. Natomiast sam lokal, który powinien tętnić życiem stał pogrążony w mrocznej ciszy. Podkradłam się powoli do tylnego okna i zajrzałam do środka. Paul stał za barem i unosił ręce do góry, wyraźnie przestraszony. Przed nim stali ci sami bandyci, którzy porwali mojego brata. Przed moimi oczami stanęła czerwona mgła. Nie zabiorą mi w jeden dzień całej rodziny!!! Poniosą odpowiedzialność za to co zrobili!!!
Powoli obeszłam budynek i podeszłam do auta. Musiałam być ostrożna. Najpierw sprawdziłam czy nikogo nie ma z tyłu. Nie będę kłamać. Liczyłam że znajdę tam Nicka. Niestety nikogo tam nie było. Później podeszłam do przednich drzwi. Otworzyłam je lekko i zobaczyłam pistolet leżący na siedzeniu. Wiedziałam jak z niego korzystać, bo byłam parę razy na strzelnicy. Podniosłam go... Nie był on ciężki. Ciężka była świadomość, że będę musiała nim celować do drugiego człowieka, ale nie mogłam sobie pozwolić na stratę Paula... Nie kiedy tyle się działo wokół mnie.
Wzięłam pistolet i ruszyłam w kierunku baru. Weszłam głównymi drzwiami, ponieważ były ustawione tyłem do napastników i nie mogli ich widzieć. Widziałam dobrze całą scenę. Porywacze zdążyli związać Paula, a teraz stali nad nim z pistoletem w ręku. Co ciekawe tylko jeden z nich miał broń, więc najwyraźniej miałam pistolet tego drugiego mężczyzny.
Powoli zaczęłam się skradać. W pewnym momencie Paul mnie zauważył i zobaczyłam panikę w jego oczach, ale nie mógł nic powiedzieć, żeby mnie nie zdradzić, więc przeniósł wzrok z powrotem na napastników.
Bałam się... Okropnie się bałam... Celowanie do człowieka to nie to samo co celowanie w tarczę na strzelnicy. Przecież ci mężczyźni mogli mieć rodzinę, przyjaciół. Bałam się, ale nie mogłam stracić Paula. Jest dla mnie jak drugi brat, a ktoś właśnie celuje do niego z naładowanego pistoletu gotowego wystrzelić w każdej chwili.
Ręce mi drżały, kiedy powoli przykładałam broń do pleców drugiego napastnika. Ten momentalnie zesztywniał czując lufę pistoletu. Złapał swojego towarzysza za ramię i wskazał na mnie głową.
- Mała, nie rób nic czego będziesz żałować. - odezwał się jeden z bandytów.
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Korzystając z chwilowej nieuwagi porywaczy, Paul rzucił się na mężczyznę z bronią i szybko mu ją wyrwał. I w taki oto sposób napastnicy znaleźli się w sytuacji patowej. Ja mierzyłam bronią do jednego z nich, a Paul robił to samo z drugim.
***
Pół godziny później obydwaj mężczyźni siedzieli mocno przywiązani do krzeseł.
- Paul co się tu dzieje? - zapytałam odwracając się do przyjaciela.
- Nie mamy teraz na to czasu. - powiedział wyraźnie zdenerwowany chłopak. - Ci dwaj stracili łączność z bazą co oznacza, że za mniej więcej godzinę zjawi się tutaj mnóstwo gości z bronią w ręku. Przykro mi kochana, ale w takim wypadku twoje umiejętności trzymania broni w ręku nie wystarczą.
Wolałam nie pytać skąd to wie. Na wyjaśnienia przyjdzie czas później, kiedy już znajdziemy mojego brata. Tymczasem Paul podszedł do jednego z porywaczy i mocno uderzył go pięścią w twarz. Tamten nawet jeśli coś poczuł, nie dał po sobie tego poznać i wciąż siedział z ironicznym uśmiechem. Coś się we mnie zagotowało.
- Gdzie jest mój brat? - krzyknęłam uderzając drugiego porywacza i wkładając w to całą swoją siłę.
- Twój brat? - nagle bandytę olśniło. - A więc to ty jesteś Carmen Anderson. Córka naszej szefowej.
Córka? Chwila... Czy to jest w ogóle możliwe, żeby moja matka tak naprawdę żyła? Ale skoro tak to czemu kazała komuś porywać Nicka? I dlaczego się z nami wcześniej nie skontaktowała? O co tu chodziło?
Paul widząc, że stoję bezczynnie już dłuższą chwilę podszedł do mnie i powiedział:
- Chodźmy stąd Carmen. Musimy uciekać.
***
Zaparkowaliśmy autem na podjeździe domu mojego i Nicka. Powoli wysiadłam z czarnego audi mojego przyjaciela wciąż będąc w wielkim szoku. Tyle pytań kotłowało mi się w głowie. Musiałam jak najszybciej znaleźć odpowiedzi.
Weszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
- Proszę cię Paul, powiedz mi co się dzieje. - wyszeptałam dławiąc szloch.
- Chyba raczej nie mam wyboru. Ale ostrzegam to nie będzie przyjemna historia. - westchnął chłopak.
- Mów. - poleciłam mu.
***
Cześć :) Trochę mnie tutaj nie było, ale teraz postaram się to nadrobić. Życzę miłego czytania i zostawcie coś po sobie
CZYTASZ
Gangsta girl
ActionCo robisz gdy gangsterzy porywają twojego brata, jedyną rodzinę, którą masz po śmierci rodziców?: a) idziesz na policję b) wypłakujesz się na kanapie w domu c) szukasz go na własną rękę i wcielasz się w szeregii mafii. Nasza bohaterka zdecydowanie w...