Prawda - cz.4

174 28 22
                                    


Obudziła się następnego dnia, leżąc w swoim łóżku. Pomimo tego, że głowa przestała ją boleć, a mdłości odeszły w zapomnienie, czuła się kompletnie wypruta z sił, jakby organizm jeszcze męczył się ze skutkami złego samopoczucia. Włosy miała zmierzwione i przyklejone do spoconego czoła, a w ustach nieprzyjemną suchość. Skrzywiła się i usiadła po turecku, wzrokiem szukając wody mineralnej, która powinna stać obok szafki nocnej, ale najwidoczniej wpadła pod łóżko. Westchnęła, po czym spojrzała na zegarek wskazujący godzinę jedenastą trzydzieści – czyli znów przegapiła pierwsze lekcje.

Wygrzebała się spod kołdry i wstała, aby udać się do łazienki. Przechodząc obok biurka zauważyła, że na jego skraju leży złożona na pół kartka i momentalne wstrzymała oddech, ale szybko doprowadziła się do porządku. Prześladowca zostawiał listy w ładnych, bordowych kopertach, dlatego tym razem nie miała powodu do obaw, lecz mimo to serce dudniło jej głośno w piersi. Wzięła ją do ręki i odetchnęła z ulgą, widząc znajome, nieco krzywe pismo.


Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej. Jest mi przykro z powodu twojego złego samopoczucia. Jak się sama domyśliłaś, dosypałem ci do soku pewną substancję, po której nie powinnaś była wychodzić z domu, jednak nie jest to nic trującego i nie masz się czym martwić. Wrócę do domu wcześniej i wszystko ci wyjaśnię. Na razie nie mów nic bratu. To bardzo ważne.
Tata


Przeczytała liścik i odłożyła go z powrotem na biurko z mieszanymi uczuciami. Co to za podejrzana substancja, którą poczęstował ją ojciec? A co najważniejsze – dlaczego koniecznie musiał to zrobić w takiej tajemnicy? Przecież to wyglądało, jakby dorzucił  własnej córce jakieś narkotyki. Sanae w zupełności wystarczał fakt, że rodzice ukrywali przed nią wszystko związane ze swoją pracą. Tak naprawdę nie wiedziała o nich nic.

Ziewając przeszła do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic, pozbywając się z ciała wspomnienia poprzedniego wieczoru, a następnie wytarła włosy ręcznikiem, przebrała się w dres i zeszła do kuchni, aby wrzucić coś do żołądka. Niestety, jak się szybko okazało, lodówka ziała pustkami i jedyne co miała do wyboru, to pudełko z drugim śniadaniem. Wyciągnęła je wraz z pałeczkami, nalała do szklanki mrożonej zielonej herbaty i zabierając wszystko, ruszyła na kanapę przed telewizor. Rozsiadła się wygodnie, po czym włączyła jakiś przypadkowy kanał, żeby nie nudzić się przy jedzeniu. Potem otworzyła bento, a jej myśli momentalnie odpłynęły do minionego wieczoru w klubie.

Przypomniała sobie twarz mężczyzny, który wychodził z pokoju dla artystów i od razu poczuła niepokój. Był to ten sam człowiek, którego widziała na zdjęciach matki i najprawdopodobniej ten sam, którego ciało zniknęło z kostnicy; jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmiało. Osoba teoretycznie nieżyjąca chodziła sobie po mieście jakby nigdy nic i prowadziła podejrzane rozmowy w klubach. Może należał do mafii? W takim razie gitarzysta również musiał maczać palce w jakiś lewych interesach i Sanae niewątpliwie powinna trzymać się od niego z daleka. Listy od mordercy dostarczały jej zdecydowanie wystarczającą ilości rozrywki oraz strachu w jednym, nie potrzebowała więcej wrażeń.

Zjadła posiłek, odstawiła puste pudełko na stolik i sięgnęła po szklankę z herbatą.

– Jak można wyjść z kostnicy, będąc martwym? – prychnęła nagłos. – On jest jakimś zombie, czy co?
Upiła łyk napoju.

Zresztą, wyglądał jak normalny człowiek. Bardzo blady i młody człowiek... – dodała w myślach, po czym zamarła, otwierając szeroko oczy. Przypomniała sobie informacje znalezione w internecie oraz rozmowę z przyjaciółmi, a to co następnie przyszło jej do głowy, poraziło ją niczym grom z jasnego nieba. Wampir. Ten mężczyzna musiał być wampirem, to wyjaśniałoby, dlatego zdołał uciec z kostnicy i jego młody wygląd pomimo upływu lat. Z drugiej strony rodzice również nie wyglądali na swój wiek.

Melodia StrachuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz