ROZDZIAŁ 4

515 41 8
                                    

  W tamtym momencie wszystko rozleciało się niczym domek z kart. Nie miałam zielonego pojęcia, o czym myśleć. Cały ten mętlik w głowie potęgował jego wzrok, już przecież od samego początku wydawał mi się znajomy, cholera jasna... Teraz gdy go zobaczyłam, miałam wrażenie, jakbym widziała kompletnie innego człowieka. Gdy wyjechał z Johnson City pięć lat temu był jeszcze wesołym, pełnym werwy i zawziętości młodym dziewiętnastoletnim chłopakiem. Miało to być tylko na pół roku, na praktyki. Jednak z czasem kontakt się urwał. I dopiero teraz, po tylu latach...
Do dziś pamiętam jego szczery uśmiech, który nawet najgorszy żart obróci w ten najlepszy. Obecnie nie widać po nim śladu. Jego twarz stała się pociągła i szersza w okolicach szczęki, wydawała się bardziej... ponura? Nie chodzi tu konkretnie o samą ekspresję, ale o całokształt. Może tak tylko mi się zdawało...

Gdy zatrzymaliśmy się przy następnej stacji kolejowej, aby pociąg mógł zabrać kolejnych pasażerów, w końcu zebrałam się w sobie i palnęłam z wyrzutem:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdy zatrzymaliśmy się przy następnej stacji kolejowej, aby pociąg mógł zabrać kolejnych pasażerów, w końcu zebrałam się w sobie i palnęłam z wyrzutem:

— Ładnie to tak znikać i nie odzywać się przez ponad 5 lat?

— O czym ty gadasz? — mruknął.

— Teraz się jeszcze zgrywasz, nie no, świetnie...

- Uspokój się trochę inaczej będę musiał cię zastrzelić.

— Porwałeś mnie, a to znaczy, że jestem tobie do czegoś potrzebna. Więc możesz sobie gadać co chcesz. Kolejna sprawa, jak mam być spokojna? Zamordowałeś moją jedyną rodzinę. Na cholerę ci to było?

— Po pierwsze, pół tonu ciszej. Po drugie- to, dlaczego to zrobiłem, nie jest twoją sprawą. Jestem tylko prostym człowiekiem wykonującym swoją robotę.

— Mhm, jasne. Dobrze wiedzieć jaką ciekawą robotę sobie znalazłeś ty... — w tej chwili mój głos się praktycznie załamał. Nie potrafiłam wydusić z siebie już żadnego słowa. Czułam, że zaraz przez moje oczy przeleje się potok łez.

— ... ty skurwielu? — odparł ironicznie.

—... chciałam powiedzieć morderco, ale dobrze. Skoro chcesz by tak cię nazywać więc... TY SKURWIELU!

  — Jeszcze chyba nikt tak bardzo mnie nie obraził, godzisz w me wrażliwe serce, wiesz? — zrobił udawaną smutną minę, po czym zaśmiał się pod nosem.  

Z irytacji nie mając nic pod ręką, rzuciłam w niego zwiniętym bandażem. Materiał odbił się od jego głowy niczym gąbka.
Nie powiem, było to dość głupie zachowanie, jednak musiałam jakoś wyładować swoją złość, żal, bezradność i... chyba wszystkie możliwe negatywne emocje. Miałam wrażenie, jakby skumulowały się przez ten czas, aby uderzyć teraz ze zdwojoną siłą. Zachowałam się jak takie małoletnie dziecko, a, zwłaszcza że potem podwinęłam nogi do siebie, złapałam się za kostki, a głowę oparłam o kolana. Wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam i po prostu wyskoczę z tego okna obok mnie.

Czysta DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz