Rozdział I

1.6K 73 31
                                    

Praktycznie przez całą podróż rozmyślam, słuchając przy tym spokojnej muzyki w słuchawkach. Myślę o wszystkich tych problemach od których głowa mi już pęka, a także o moim Londynie. Londynie, w którym się urodziłam i zaraz potem opuściłam. O tym jak potoczy się moje nowe życie tam, czy na pewno wszystko pójdzie po mojej myśli. Przy tym rozmyślaniu straciłam kompletnie rachubę czasu i dobre cztery godziny przepłynęły mi w niewyobrażalnie szybkim czasie. Gdy większe światło zapala się w samochodzie, dochodzi do mnie że już lądujemy. Niechętnie wyjmuję słuchawki z uszu i wyłączam rozbrzmiewającą się w nich piosenkę. Blokuję ekran swojego telefonu i sięgam po sweterek, by go na siebie włożyć. W końcu jest druga w nocy, więc nie jest już tak cieplutko. Poza tym to Londyn, pogoda jest bardzo zmienna.

- Dziękujemy za wspólny lot - słyszę w głośnikach samolotu, gdy już kółka samolotu zatrzymują się na ziemi.

Wychodzę z samolotu jedna z ostatnich i kieruję się od razu po swoje walizki. Mija kilka minut za nim pojawiają się na taśmie, natomiast gdy już się pojawiają to widać je na pierwszy rzut oka. W końcu to różowy neon. Biorę je i od razu po tym decyduję się napisać sms do przyjaciela. Wiem, że jest u niego w Sevilli już po trzeciej w nocy, ale sam kazał napisać. Najwyżej przeczyta rano.

"Już jestem na miejscu. Dzwonię po taksówkę i jadę do domu. Śpij dobrze ♥" - piszę i wysyłam mu wiadomość.

Idę w stronę ulicy i tam siadam na ławce, wybierając numer na taksówkę. Mam nadzieję, że przyjedzie jak najszybciej, ponieważ sama nie za bardzo lubię siedzieć o tej godzinie po ciemku w tak dużym mieście. To nieprzyjemne uczucie.

Po angielsku dogadałam się bardzo łatwo, ponieważ od dziecka byłam uczona tego języka, a poza tym w końcu stąd pochodzę. Angielski jest jak mój hiszpański. Dogadam się swobodnie i z każdym.

Po zakończonym połączeniu dostaję od razu odpowiedź od swojego przyjaciela. Nie ukrywam, że jestem dość zaskoczona. No tak prawda, że Fran chodzi spać bardzo późno, ale nie myślałam że aż tak. Dotykam opuszkiem palca powiadomienie i od razu na cały ekran wyświetla mi się konwersacja z przyjacielem.

"Cieszę się w takim razie. Dzwoń szybko po taksówkę, nie chcę by stała ci się przypadkiem krzywda w tym całym Londynie. Noc, duże miasto, dużo różnych ludzi, a ty sama na poboczu. Dobrze wiesz że się martwię" - odpisał, a czytając to pojawia się na moich ustach delikatny uśmiech.

"Wiem, wiem ♥. Już zadzwoniłam, za pięć minut powinna być na miejscu. Idź spać, już dość wcześnie, nie sądzisz? 😂" - piszę z uśmiechem. W Hiszpanii jest godzina do przodu, czyli już baaardzo wczesny ranek.

"Pomimo, że bym chciał to nie mogę. Lenka jest chora, Martina to samo. Muszę się zająć maleństwem ;)" - odpisuje po niedługiej chwili.

"Ojjj biedactwo, co jest mojej kruszynce? 😢" - pytam.

"Grypa. Ciągle wymiotuje, płacze i boli ją brzuszek ☹"

"Zajmuj się tatusiu córeczką, ja już muszę kończyć, bo taksówka przyjechała. Przysyłam dużo buziaków, niech Lenka zdrowieje jak najszybciej ♥" - wysyłam ostatnią wiadomość i chowam telefon do kieszeni.

Sięgam po uchwyty walizek i kieruję się do taksówki, która podjechała. Witam się z kierowcą, a ten pomaga mi włożyć bagaże do bagażnika. Zmęczona lotem zajmuję miejsce na tylnych siedzeniach i zapinam pasy bezpieczeństwa.

- Więc dokąd mam panią zawieźć? - pyta ciepło starszy mężczyzna, a po jego głosie jestem w stanie wyczytać, że się uśmiecha.

Podaję mu dokładny adres i od razu płacę.

Opieram głowę o oparcie, mając głowę odwróconą w stronę okna. Dzięki temu mogę podziwiać przepięknie oświecony Londyn nocą. Taki, jaki kocham najbardziej. Już nie mogę się doczekać, kiedy znowu zobaczę mój Big Ben, mojego piękne London Eye i Tower Bridge. Kocham te miejsca, kocham londyńskie uliczki.

W pewnym momencie powieki stają się cięższe i w końcu zasypiam.

***

Przebudzam się, gdy jesteśmy jakieś pięć kilometrów dalej od domu. Dom mam wykupiony na dzielnicy, znajdującej się niedaleko centrum. Jest to nie duży domek, wystarczający mi w sam raz. Nie byłam w nim już bardzo dawno. Gdy podjeżdżamy na miejscu wysiadam z samochodu i wyjmuję swoje duże walizki. Dziękuję za podróż i życzę mężczyźnie miłej nocy. Staję na wprost domku i uśmiecham się delikatnie. Wyjmuję kluczę, kierując się do furtki. Otwieram ją, a zaraz potem drzwi wejściowe, które dokładnie za sobą zamykam. Walizki zanoszę do sypialni, a potem idę do kuchni, w której postanawiam zrobić sobie herbatę z cytryną. Mój domek nie jest typowym angielskim, które kojarzą się z Wielką Brytanią czy filmami angielskimi, ponieważ rodzice nie wykupywali go od nikogo, tylko po prostu sami wybudowali. Normalny, mały, nowoczesny domek.

Gdy woda na herbatę jest już gotowa, sięgam po pudełeczko z herbatą i wkładam do kubka saszetkę z rozdrobnionymi owocami. Zalewam ją gorącą wodę i gdy już jest troszkę chłodniejsza, wrzucam do niej kawałek cytrynki. Siadam przy stole w kuchni, myśląc o tym co powinnam już jutro zrobić. Czyli na pewno wybrać się do supermarketu i zrobić duże zakupy, ponieważ lodówka świeci pustkami. Na pewną muszę znaleźć pracę, bo w końcu trzeba za coś żyć, opłacić rachunki i wydać na małe przyjemności. Zajmę się tym jutro, poszukam jakiś ogłoszeń w internecie może akurat znajdę coś dla mnie. Myślałam o pracy w jakimś biurze, przedsiębiorstwie. O czymś co łączy się z papierami, fakturami i tego typu rzeczami. Może i dla niektórych wydaję się dość nudne, ale to jest właśnie dla mnie coś, co lubię. W zupełności wystarczy mi wygodny fotel, biurko i laptop, a jeszcze najlepiej z przepięknym widokiem na Londyn. Ah... chyba już troszkę się zagalopowałam. Ale w końcu kto zabroni marzyć?

Po wypiciu cieplutkiej herbatki wracam do sypialni, w której przebieram się w piżamkę i zaraz po tym ląduję do łóżka, okrywając się grubą, cieplutką kołderką. Pewnie ta noc mi nic nie da, bo i tak mam już sporo nieprzespanych godzin, a ten kto do mnie dobrze zna, to wie, że potrzebuję co najmniej ośmiu godzin snu.

Odwracam się w stronę okna balkonowego, przez chwilę oglądając przez nie ciemne niebo z gwiazdami na nim. Leżę tak przez chwilę, a powieki same mi opadają. Zasypiam.


Mój biznesmenWhere stories live. Discover now