Rozdział IV

365 31 1
                                    

Levi nie spuszczał ze mnie swoich kobaltowych oczu. Patrzył na mnie tak, jakby czekał aż zmienię zdanie. To chyba było oczywiste, że chciałem wiedzieć. Tak przynajmniej mi się zdawało... Ciemnowłosy zerknął na kartkę, którą trzymał w dłoniach, a moje serce zabiło szybciej.

- Nazywasz się Eren Jaeger. Urodziłeś się 30 marca 1998 roku. Twoimi rodzicami są Carla Jaeger, która zmarła w wyniku zamachu na wasz dom rodzinny oraz poszukiwany za zbrodnie nielegalnych testów „naukowych" na ludziach i zwierzętach, ojciec - Grisha Jaeger. Po śmierci matki mieszkałeś w dzielnicy Shina, która została zaatakowana przez terrorystów, którzy cię porwali i sprzedali na handlu nieletnimi. A teraz jesteś pod naszą opieką, w moim domu - opowiedział krótko, po czym wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Niedługo później w pokoju zaczął unosić się szary dym i nastała grobowa cisza.

- Czyli... jestem sierotą - stwierdziłem, wpatrując się w podłogę.

- Przykro mi - Nie mam nikogo. Nie mam dokąd wrócić. Nikt na mnie nie czeka... - ponure myśli krążyły po mojej głowie. Atmosfera była ciężka. Dwie kobiety wyglądały na zamyślone i zatroskane tym, co usłyszały. Jednak ku mojemu zdziwieniu, ja nic nie czułem. Żadnego smutku, rozpaczy czy bólu po utracie bliskich. Oczywiście, nie byłem też zadowolony z obrotu spraw, lecz... nie zmieniło to, moich odczuć. Może to dlatego, że nie znałem tych ludzi? Albo po prostu to do mnie nie docierało jak należy?

- Co teraz z nim będzie? Zazwyczaj porwani nieletni mieli jak wrócić na stare śmieci, ale okazuje się, że to nie dotyczy wszystkich przypadków... - przemówiła Hanji.

- Są dwa wyjścia z tej sytuacji. Albo znajdziemy Grishę i oddamy go w ręce psychopaty-naukowca, albo znajdziemy mu opiekę rodziny zastępczej - powiedział spokojnie czarnowłosy, po czym zaciągnął się swoim papierosem.

- Najgorsze jest to, że wątpię, żeby jakaś „normalna" rodzina się nim zaopiekowała. W tym mieście jest zbyt niebezpiecznie, a miejscowi są... nieprzyjaźnie nastawieni - kontynuowała brunetka.

- Czyli...? - zapytałem.

- Powiedzmy, że prędzej by ciebie sprzedali bądź zjedli niż się tobą opiekowali - wyjaśnił Levi, składając papiery z powrotem do białej teczki.

- Co to ma być za miasto? - mruknąłem cicho i spuściłem głowę w dół. Czułem się w jakimś niedorzecznym horrorze, w którym grałem główną rolę. Zwłaszcza, że na końcu po głównego bohatera zazwyczaj przychodziła zjawa w czarnej pelerynie i zabijała go w nadzwyczaj brutalny sposób... Nieciekawie się układał początek mojego nowego życia.

- To miasto to prawdziwe Gotham City, a my robimy za Batmana - porównał Rivaille, wsadzając sobie nowego papierosa do ust.

- A co z władzami? Nikt się nie zainteresował tutejszą sytuacją? - zdziwiłem się.

- Władze? Zwinęli się przy pierwszej okazji. Wszystko dzięki nowemu burmistrzowi. Jest marionetką mafii. Korzystając z władzy, wprowadzili własne zasady. Brak edukacji, prosząca o pomstę bieda wśród niższych warstw społecznych... Ludzie stali się obłąkani i gotowi na sprzedaż czegokolwiek, nawet własnej duszy...

- Dlatego Eren nie może tutaj zostać! To miasto jest zbyt niebezpieczne! - zawołała Petra i poderwała się z sofy. W jej oczach widziałem iskrzące się płomienie. Ciemnowłosy utrzymywał z nią przez chwilę kontakt wzrokowy, po czym zwrócił wzrok w stronę okna.

- Zgadzam się! Chłopak ma zaledwie szesnaście lat! Powinien iść do szkoły, poznać nowych przyjaciół, zakochać się w ładniutkiej dziewuszce i żyć własnym życiem! Tutaj tylko go zniszczą! - odezwała się pełna entuzjazmu brunetka.

- Hanji, czasami mnie przerażasz - prychnął Levi, odkładając papierosa do popielniczki, leżącej na stoliku.

- Przecież to normalne marzenia nastoletniego serca! Prawda, Eren? - uśmiechnęła się szeroko i wbiła mi łokieć w bok.

- W życiu nie słyszałem głupszych bredni. Nowi przyjaciele? Zakochać się? I to jeszcze w „dziewuszce"? Co to ma kurwa być...? - parsknął sarkastycznie Rivaille.

- To po prostu nie na twoje czasy, staruszku! - zaśmiała się głośno. Lekki, niekontrolowany uśmiech pojawił się również na moich ustach.

- Że co?! - wkurzył się, wstał i złapał Hanji za kołnierzyk białej koszuli.

- Ojej! Ktoś nam się tu zdenerwował! - zanuciła zadowolona, że wytrąciła go z równowagi.

- Zamknij się, ty niewyżyta, czterooka idiotko! - warknął.

- Przestańcie! Oboje! - zawołała zdenerwowana Petra, kładąc swoje delikatne dłonie na ramionach mężczyzny. - Puść ją, Levi! Wiesz, że tylko sobie żartuje! - próbowała go uspokoić. Ciemnowłosy w końcu puścił kobietę, która po chwili opadła na sofę śmiejąc się do łez. Miodowłosa wróciła na swoje miejsce, a Rivaille usiadł w fotelu i zapalił kolejną fajkę.

- JUŻ WIEM!! - zawołała nagle brunetka. Wszyscy prawie podskoczyliśmy z zaskoczenia. Levi ze zgrzytającymi zębami już przygotowywał się do ataku na okularnicę, a Petra patrzyła na niego ze zwątpieniem. - Dopóki nie poszukam ciepłego i rodzinnego domku dla Erena, zostanie tutaj! - postanowiła bez wcześniejszej konsultacji z kimkolwiek. - Zgadzasz się Eren?

- Eh? Ja? - zdziwiłem się.

- Nie, Święty Mikołaj! Oczywiście, że ty! - zawołała z uśmiechem.

- To znaczy... To zależy od tego czy... pan Rivaille... się zgodzi - odrzekłem i spojrzałem ukradkiem na ciemnowłosego.

- Nie widzę żadnych przeszkód - odpowiedział po krótkiej chwili. Zgodził się... od tak? Po prostu? Dlaczego?

- W takim razie... zostanę. Chociaż nie chcę robić kłopotu... Dlatego postaram się najlepiej jak mogę! - przysiągłem z pełnym nadziei uśmiechem.

- Och! - zawołała brązowooka i rzuciła mi się na szyję. - To twój pierwszy uśmiech od pobytu tutaj! To dobry znak! - zachichotała. Spojrzałem na uśmiechniętą od ucha do ucha Petrę i lustrującego mnie pilnym wzrokiem Leviego. Nie wiedziałem o nich zbyt wiele, ale byli dla mnie jak najlepsi przyjaciele. Moi bohaterowie, którzy próbowali pomóc mi w tym beznadziejnym horrorze. Wyciągnęli do mnie pomocną dłoń, a teraz, kiedy już stałem na równych nogach, mogłem zacząć iść naprzód.

Lost in the Darkness (Ereri/Riren)Where stories live. Discover now