1

23 1 0
                                    



W drodze do domu w mojej głowie pojawił się niebezpieczny pomysł, żeby jednak zjawić się na tej imprezie dla fajnych osób. Nie chodziło nawet o przykucie uwagi do mojej osoby. Bardziej o minimalny awans społeczny i wyjście poza krąg trójki moich przyjaciół i mojego brata bliźniaka, z którymi spędzałam niemal każdy wolny czas. Po cichutku liczyłam, że mama odwiedzie mnie od tego chorego pomysłu.
-Dzisiaj wieczorem jest impreza – zaczęłam powoli, gdy nakrywałyśmy do stołu.
Mama zerknęła na mnie badawczo. Wiedziała, że nie jestem tym typem osoby.
-Tak? Gdzie? – nie brzmiała groźnie.
Tak mógł się zaczynać wstęp do zgody. Nie wiedziałam, czy się ucieszyć, czy zacząć płakać, więc wybrałam po prostu odpowiedź na zadane pytanie.
-W zasadzie to nie wiem, bo byłam nią wstępnie niezainteresowana, ale myślę, że to gdzieś niedaleko. Madison pewnie ma namiary.
-Ella – mama przeszła przez cały stół i stanęła naprzeciw mnie, chwytając po chwili za dłonie. – Nie możesz się tak alienować – zrobiła skwaszoną minę.
Wiedziałam, że ma rację, ale ja naprawdę chyba wolałam zostać w domu i poczytać jakąś książkę.
-Nie alienuję się – zaprotestowałam, ale pierworodna uciszyła mnie gestem dłoni.
-Posłuchaj. Ja też kiedyś byłam w twoim wieku i z doświadczenia wiem, że wyjście do ludzi jest czasem potrzebne – dobrotliwy uśmiech rozjaśnił jej twarz. – Kiedy będziesz korzystać z życia jak nie teraz? Po studiach jak będziesz na własnym utrzymaniu i każdy grosz będzie się liczył? Zapytaj kogoś innego, każdy powie ci to samo.
-Wiem, mamo – przyznałam jej rację. – Ale co zrobię jak coś będzie nie tak? Jak będę się źle bawić?
Matka spojrzała na mnie jak na osobę z niedorozwojem.
-Weźmiesz taksówkę? Wsiądziesz w metro? Wrócisz na pieszo? – wymieniała. – Nie wiem, córciu. To jest Nowy Jork. Masz kilka możliwości.
Czasami zaskakiwał mnie jej szlachetnie wymierzony sarkazm. Niezbyt dużo, żeby nikogo nie urazić, ale też nie za mało, żeby nie było wątpliwości, że to sarkazm. Mogłam się od niej wiele nauczyć.
-Dobra – przewróciłam oczami. – Przekonałaś mnie.
Mama klasnęła w dłonie z radości i poprosiła, żebym nakrywała dalej do stołu.
-Aha – wychyliła na chwilę głowę z kuchni, żeby zerknąć czy wywiązuję się z zadania. – Weź Isaaca ze sobą. Będę się czuła pewniej.
-I tak pewnie się tam wybierał.
Mój brat bliźniak – Isaac – to było zupełne przeciwieństwo mojej osoby. Lubiący być w centrum uwagi zawadiaka, który od nauki wolał uwielbienie dziewczyn. Wszystko uchodziło mu płazem, a każdy egzamin zaliczał śpiewająco mimo, że nie mogłam sobie nawet przypomnieć widoku brata z książką. Stały bywalec imprez, na których niejednokrotnie mu się obrywało. Czego ja nie robiłam, żeby pomóc mu ukryć niektóre sińce przed rodzicami? Często nakładałam mu własne kosmetyki na twarz tylko po to, żeby nie miał nieprzyjemnej konfrontacji z tatą, który niezbyt pochwalał bójki. Mimo różnicy charakterów, z Isaakiem łączyło mnie coś dziwnie mistycznego, niewytłumaczalnego. Jakaś magia bliźniąt czy coś.

-Jezuuu, mamo – o wilku mowa. – Ten kurczak na butelce pachnie tak, że zaraz wsadzę głowę do piekarnika. Przysięgam.

Mama przegoniła Isaaca kuchenną ścierką, a ja pomyślałam, że i ja czasami też chętnie bym mu wsadziła głowę do tego piekarnika.


 *

No dobra. Musiałam przyznać, że impreza nie była najgorsza. Nie była to zwykła popijawa, nad którą wisiało widmo upadku młodzieńczości. Co prawda ludzie robili na niej różne dziwne rzeczy, ale przynajmniej nikt nie ingerował w moje życie, gdy usiadłam z czerwonym kubkiem, pełnym gorzkiej cieczy o ostrym smaku na jasnej kanapie. Przesunęłam dłońmi po jasnym materiale siedziska. Boże, przecież Dominic zabije, jeżeli ktoś mu ubrudzi to cudeńko. Każdy by się zresztą zdenerwował, ale z drugiej strony organizując imprezę należy się liczyć z możliwością poniesienia pewnych strat. Zerknęłam na prowizoryczny parkiet, na którym Isaac z gracją tańczył z jakąś dziewczyną, chyba z pierwszego roku. Madison, Lily i Dylan ulotnili się już na samym początku i nie miałam pojęcia gdzie ich szukać. Mieszkanie nie było duże, ale było w nim tak wiele osób, że od samego przeciskania się przez tłum, mogłabym dostać udaru. Mój wzrok mimowolnie powędrował pod ścianę, pod którą Dominic zażarcie dyskutował o czymś z jednym ze swoich kumpli. Z całej ich paczki znałam tylko Dominika i Rykera, gdyż zupełnie nie obchodziło mnie ich życie. Pozostali byli dla mnie jedną wielką niewiadomą. Dominic, ubrany cały na czarno, ze swoimi blond-złotymi włosami wyglądał jak anioł. Jak pieprzony anioł ciemności, wśród zdemoralizowanej młodzieży. Wyglądał jak powód zgorszenia tych wszystkich młodych ludzi, łącznie ze mną. Nie mam pojęcia, jak długo mu się przyglądałam, ale postanowiłam oderwać wzrok, gdy Dominic poruszył się niespokojnie z jedną nogą opartą o ścianę, aby po chwili zacząć zmierzać w moim kierunku. Nie, to na pewno była tylko sprawka wyobraźni. Za kanapą pewnie zobaczył kolejną znajomą twarz i szedł w jej stronę. Na milion procent nie w moją. Zacisnęłam czerwony kubek tak mocno, że cała zawartość wylała się na podłogę. Niech to licho, nie moja sprawa, żeby się tym przejmować. Głos, który usłyszałam nad sobą musiał pochodzić od anioła. Nie było innej opcji. Niski, męski i nieco szorstki, jakby odległy od wszystkiego, co tu się działo.
-Liczyłem, że przyjdziesz z drinkiem, albo chociaż poprosisz o jednego.
-Co? – w całym oszołomieniu było mnie stać tylko na tyle.
Pięknie, Ella. Zaraz wystraszysz faceta swoich marzeń.
-Siedzisz tu i tak się gapisz – był może nieco niemiły. – Nie zrozum mnie źle. Lubię, kiedy laski mnie obczajają, ale to było zajebiście dziwne.
-Nie patrzyłam na ciebie – zadarłam brodę, żeby pokazać wyższość.
-A na kogo? – wydawał się szczerze zaskoczony.
Jeden do zera, Panie Doskonały.
-Na twojego kumpla – udałam zakłopotanie, ale, o dziwo, czułam się bardziej pewna siebie niż kiedykolwiek. Chwalmy tego, kto wymyślił alkohol.
-Na Shane'a? – nie wychodził z podziwu. – Nie trać na niego czasu.
-Nie zamierzam – przyznałam. – Ma po prostu fajny tyłek – to akurat też była prawda.
-Ja mam lepszy – dopiero, gdy zaciągnął się papierosem, zauważyłam, że go palił.
Co w ogóle miał oznaczać ten tekst? I co powinnam na to odpowiedzieć? „Tak, wiem. Na Twój się gapię codziennie od roku" nie brzmi zbyt dobrze.
-Udowodnię ci to, jak zgodzisz się ze mną zatańczyć – przez chwilę nawet wydał mi się miły. – Co ja gadam? Jakie „zgodzisz"? – spojrzałam na niego pytająco. – Po prostu wstawaj i idziemy tańczyć. To nie pytanie ani propozycja.

Wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku, gdy już staliśmy.

-Jesteś niegrzeczny – zauważyłam być może ciut za głośno.

Kilka głów odwróciło się w naszą stronę, żeby za chwilę znów zatracić się w rozmowie. A Dominic tylko zaniósł się śmiechem i po chwili pociągnął mnie w stronę parkietu. Gdy puścił moją rękę, przez moją głowę przeleciał pomysł ucieczki. Ale tak właściwie po co? Dominic był może nieco sarkastyczny, ale ostatecznie nie był jakimś Bad boyem, który robiłby mi krzywdę i zmuszał do czegoś. Nie mogłam się też oszukiwać i twierdzić, że nie kręciło mnie to, że facet moich marzeń chciał ze mną zatańczyć. Zaczęliśmy poruszać się w rytm doskonale znanej piosenki pt. „Starboy" od The Weeknd. Podobało mi się to, że razem tańczymy oraz to, że kilka zazdrosnych par oczu spogląda w naszą stronę.Co prawda tańczyliśmy w pewnej odległości od siebie, niemal się nie dotykając,ale i tak wiedziałam, że parę lasek zazdrości mi obecnego położenia. Byłam w szoku, że takie uczucia mogą sprawić mi radość, ale zgoniłam to na alkohol,krążący w moich żyłach. Dominic nieznacznie zbliżył się do mnie tak, żeby móc ze mną rozmawiać, ale nadal mnie nie dotykał. Gdzieś z tyłu mojej głowy zapaliła się czerwona lampka, gdy pomyślałam, że blondyn może się mnie brzydzić.

-Co taki kujon jak ty robi na imprezie? – miła atmosfera między nami zaczęłasię ulatniać.

-Huh? – odparłam oszołomiona.

Tylko na tyle było mnie stać.

-Spodziewałbym się zobaczyć cię w bibliotece czy coś – wzruszył w tańcu ramionami. – Nie wiem, zawsze jesteś tylko ty, twoje notatki i te nienormalne koleżaneczki.

Zatrzymałam się tak nagle, że jakaś dziewczyna tuż za mną na mnie wpadła. Czy ten blond idiota właśnie obraził mnie i, przede wszystkim, moje najlepsze przyjaciółki? Poczułam się tak, jakby ktoś zdzielił mnie w twarz. Czego ja się właściwie spodziewałam po takiej gwieździe? Byłam pewna, że niedługo okaże się,że taniec ze mną to była tylko kwestia zakładu z kolegami. Co za pustostan!Pustostan, który wydawał się nie wiedzieć, co złego powiedział. Zerkał na mnie zaskoczony, nie przerywając jednak tańca. Zbliżyłam się do Dominka na niebezpieczną odległość i wbiłam palec wskazujący w jego pierś. Pewnie w innej sytuacji byłabym zachwycona naszą bliskością, ale teraz miałam ochotę go pobić.

-Te nienormalne koleżanki to moje najlepsze przyjaciółki, idioto.

Odwróciłam się na pięcie i niemal biegiem oddaliłam się od blondyna, żeby tylko nie podkusiło mnie, żeby jednak tam zostać. Nie dało się zaprzeczyć, że Dominic jest zabójczo przystojny i podobał mi się, choć teraz już definitywnie czysto fizycznie. Postanowiłam jednak odsunąć nieprzyjemne myśli z dala od siebie przynajmniej na czas imprezy. To był czas, kiedy powinnam się dobrze bawić, anie przejmować tym co i dlaczego powiedział ten sarkastyczny dupek. Nagle przypomniałam sobie jedną z rzeczy, które niedawno powiedział Dominic. Czyżby wspominał coś o niemarnowaniu czasu na swojego kumpla – Shane'a? Och, zamierzałam go troszkę jednak zmarnować. Zbliżyłam się na kilka kroków do wysokiego szatyna o budowie modela. Chwilami zastanawiałam się, dlaczego mi się podobał najbardziej z ich grupy Dominic, skoro to Shane pretendował do tytułu najprzystojniejszego. Pochylał się nad innym chłopakiem z ich paczki z drinkiem w dłoni. Imienia tego drugiego chłopaka za nic nie mogłam sobie przypomnieć,ale nie było to istotne. Nieśmiało zaczepiłam Shane'a.

-Przepraszam – chrząknęłam, klepiąc go w ramię.
Szatyn momentalnie wyprostował się jak struna i odwrócił do mnie przodem. Jego włosy sterczały na wszystkie strony, ale miałam wrażenie, że to zaplanowany image, bo chłopak i tak prezentował się dobrze. Przymrużone oczy sprawiały wrażenie, że jest na haju, ale doskonale wiedziałam, że nie był, ponieważ wyglądał tak zawsze. Kwadratowa szczęka była gładko ogolona. Na szerokich barkach i wyraźnie umięśnionej klatce piersiowej spoczywał golf, w którym tylko taki chłopak jak on mógł wyglądać dobrze, a nie jak skończony pomyleniec.Ciemne spodnie nieznacznie opinały długie, szczupłe nogi. Matko, to nie fair,że niektórzy faceci mają takie nogi z natury.

-W czymś ci mogę pomóc? – to on odezwał się pierwszy.

-Tak sobie pomyślałam – spuściłam wzrok pod naciskiem jego niebieskich tęczówek.– Mogłabym liczyć na jakiegoś drinka?
-Jasne – mrugnął do mnie zalotnie. – Specjalny drink dla tej ślicznotki! –wydarł się do kogoś po drugiej stronie pokoju, pokazując na mnie palcem.     

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 20, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Away With the FairiesWhere stories live. Discover now