# 1

17.5K 907 700
                                    

( Media: The way you look tonight - Michael Buble)

Co ja tu, do cholery, robię? - pomyślałam i przewróciłam oczami.

Biała, przyciasna koszula dusiła mi właśnie krtań. Do tego jeszcze ta wstrętna mucha. Chwyciłam ją wolną ręką i stanowczo odciągnęłam, by móc swobodniej oddychać. Kto normalny, każe kobiecie zakładać coś takiego. Dziękowałam w myślach, że nie miałam na sobie spódnicy i szpilek, bo tego byłoby zdecydowanie za dużo, jak na jeden wieczór.

Duża patera, którą trzymałam w ręku, wypełniona po brzegi kryształowymi kieliszkami, ze złocistym napojem, zakołysała się, gdy mocowałam się z tym cholerstwem na szyi.
Nooo, tego jeszcze brakowało bym zrobiła tu rozpierduchę - pomyślałam przestając szarpać się i delikatnym stanowczym ruchem ustabilizowałam cholerny atrybut kelnera.
Zabiję tę małą diablicę, gdy tylko wrócę do domu - pomyślałam i wyprostowałam się, gdy do tacy podchodzili kolejni goście.

Uśmiechałam się sztucznie w stronę tych napuszonych, obrzydliwie bogatych bubków oraz ich botoksowych towarzyszek. Stałam w kącie olbrzymiej sali i starałam się nie rzucać w oczy. Pierwszy raz robiłam za kelnerkę i denerwowałam się okropnie.

- Nie stój tak, tylko przejdź się po sali - syknął mi do ucha mój dzisiejszy szef, niejaki Fabio. Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy, gdy poczułam jego oddech na szyi. Ten facet obrzydzał mnie samą swoją obecnością. Czterdziestoletni wąsaty koleś nie był jakoś szczególnie brzydki, ale jego małe i rozbiegane oczka za często spoczywały na kobiecych piersiach lub pupie.

- Och, Vivian, zapłacisz mi za to! Zanim Cię, ukatrupię, najpierw będę bardzo długo torturować -pomyślałam znowu o mojej przyjaciółce - współlokatorce i ruszyłam przez środek sali.

To, że dzisiaj tu byłam, to była jej sprawka. - Że też musiała się akurat rozchorować - znowu zaklęłam w myślach. Gdyby nie to, byłabym teraz w naszym pokoju w akademiku i spokojnie uczyłabym się do ostatniego egzaminu z literatury europejskiej. A tak tkwię tu! W jakiejś ogromnej, nadętej rezydencji za miastem, na jakimś cholernym balu charytatywnym i roznoszę cholernego szampana. Zajebiście!

W krótkim czasie taca opustoszała i ruszyłam w stronę baru po kolejną porcję trunku. Sama bym z chęcią wypiła kilka głębszych, ale cóż, służba nie drużba.

Gdy stanęłam w kącie i odłożyłam tacę przy barze, nadal nokautując w myślach moją koleżankę, usłyszałam za sobą męski głos:

- Whisky poproszę.

Obejrzałam się przez ramię i mój wzrok spoczął na przystojnym, barczystym facecie siedzącym na jednym z hokerów. Rozejrzałam się dookoła.
Oczywiście akurat nikogo innego z obsługi w tej chwili nie ma. Pięknie! A jeszcze przed chwilą były tu tłumy barmanów, to znaczy trzech, ale zawsze. I co teraz? - pomyślałam.
Przystojniak oparł dłonie na ladzie i gapił się na mnie, czekając na drinka.

- Przepraszam, ja tu nie pracuję - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się z pogardą.

Wyprostował się i zlustrował mnie od góry na dół. Zmarszczył ciemne brwi.

- Naprawdę, a wyglądasz jakbyś tu pracowała, księżniczko - dodał uśmiechając się i przekrzywił głowę.

- No tak, ale jestem kelnerką, a nie barmanką - odpowiedziałam szybko i znowu poprawiłam duszącą mnie muszkę.

Facet zmrużył oczy. Musiałam przyznać, że był przystojny jak jasna cholera. Może dlatego język plątał mi się w gębie. Szerokie ramiona, ciemna karnacja i pofalowane czarne włosy. Wyglądał jak gość z magazynu modowego i do tego te niesamowite niebieskie oczy. Pewnie gej - przeszło mi przez myśl. Był zbyt idealny jak na faceta. Stałam i gapiłam się na niego, nim zorientowałam się, że trwa to o wiele za długo.

- To znaczy, że nie podajesz alkoholu na tym balu? - zapytał rozbawiony i poprawił mankiety białej koszuli wystającej spod marynarki.

- Tak, ale ... - zaczęłam i zrezygnowałam z dalszych tłumaczeń, nie było sensu polemizować z pieprzonym James'em Bondem. Odwróciłam się w stronę ściany alkoholu szukając wzrokiem whisky. Odnalazłam ją po chwili. Wzięłam butelkę z bursztynową cieczą.

- Z lodem? - zapytałam przez ramię.
- Bez loda! - odpowiedział poważnie, ale kąciki jego ust poszybowały delikatnie do góry.

Zacisnęłam zęby. Odwróciłam się i postawiłam przed nim szklankę, wypełniając do połowy alkoholem. Za kogo on się miał. Bogaty dupek. Musiał być nie wiele starszy ode mnie. Przez chwilę rozważałam, czy aby nie wylać mu tego na spodnie. Na pewno, by go to trochę ostudziło, ale zaniechałam tego licząc na kasę z tej fuchy. Byłam teraz spłukana i te parę dolców bardzo mi się przyda.

- A słomkę podać, czy wielmożny pan sobie sam z butów wyjmie? - powiedziałam słodkim głosem, uśmiechając się ślicznie w stronę kolesia.

Chyba to, co powiedziałam zrobiło na nim wrażenie, bo podniósł wzrok znad szkła i przyglądał się mi w skupieniu. Nie czekałam na dalszą polemikę z tym nadętym pajacem, tylko wyszłam zza baru i skierowałam swe kroki w stronę kuchni.

- Chodź ze mną! - poczułam szarpnięcie za rękę. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się ten sam pieprzony James Bond. No to pięknie! - pomyślałam. Miałam dorobić parę dolców, a tu już wywalają mnie z roboty. Sama sobie jesteś winna! - wyrzucałam sobie w myślach - za twój niewyparzony jęzor. Brawo Amanda!

- Co do licha? - próbowałam wyrwać się z silnego męskiego uścisku, gdy zauważyłam, że facet ciągnie mnie za sobą, na górę, po dużych błyszczących schodach z dala od całej imprezy. Nagle zaczęłam się go obawiać. Dopiero teraz zauważyłam, jaki był wysoki, gdy górował nade mną, i silny, gdy ciągnął mnie mocno za ramię.

- Cicho! - powiedział, oglądając się za siebie.

- Na pewno nie będę cicho i jeśli mnie pan nie puści, to zaraz zacznę krzyczeć - powiedziałam, szarpiąc się z przystojniakiem.

Nim zdążyłam zareagować wepchnął mnie do najbliższych drzwi i zasłonił je swoim ciałem. Szybko cofnęłam się od niego o kilka kroków i rozejrzałam po pomieszczeniu szukając drogi ucieczki. Ramię pulsowało niemiłosiernie, więc potarłam je szybko. - Na bank będę miała siniaka -pomyślałam. Byłam w sporym salonie, gustownie urządzonym, a może bibliotece zastanawiałam się zerkając na ścianę z książek.

- No, dobrze, jestem zwolniona, a teraz proszę mnie wypuścić! - powiedziałam, zaciskając pięści.

Facet nic nie powiedział, tylko wyciągnął komórkę i przyłożył do ucha.

- No tak, poskarż się Fabio, ty nadęty dupku. Powiedz, że napyskowała ci kelnereczka - powiedziałam i zmrużyłam ze złości oczy.

Zamiast tego podniósł rękę bym się uciszyła i rzucił w słuchawkę.

- Mark, sprowadź mi teraz do biblioteki Olivię, natychmiast! -powiedział tylko, rozłączył się i schował telefon do kieszeni, wciąż opierając się o drzwi.

- A ty, rozbieraj się! - powiedział władczym głosem.

Teraz dopiero się wystraszyłam. Nie żebym nie chciała przespać się z takim ciachem, ale tego było już za wiele. Pieprzony palant.

- O nie kochany! - powiedziałam, łapiąc się pod boki - najpierw randka, potem seks. A trójkąty wcale nie wchodzą w rachubę - powiedziałam, siląc się na pewność siebie, która teraz ulatywała ze mnie jak powietrze z balonika.

Od autorki:

Hej!

Witajcie w pierwszym rozdziale mojego komediowego romansu.

Ta historia po prostu wpadła mi do głowy i teraz żyje swoim życiem.

Pierwszy rozdział może wydawać się odrobinę dziwny, ale w kolejnym sprawa się wyjaśni.

Zachęcam do głosowania, komentowania i dzielenia się
z przyjaciółmi ♡♡♡♡

Ognista sukienka - W KSIĘGARNIACH📚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz