Siedzę znowu w tym samym pokoju. Cztery ściany, jedna naprzeciw mnie, druga za mną, dwie ostatnie po bokach. Siedzieć można na wiele wariantów, ja wybrałam ten, gdzie sylwetka jest zgięta w pół. Dłonie opinają mój brzuch, patrzę się niechętnie na niego i myślę. Rozważam każde za i przeciw, zalety i wady. Tak, dobrze, że go mam bo w zimę jest mi ciepło, ale ciężko założyć tą piękną kieckę, w której zaledwie rok temu, przetańczyłam całą noc. "Po co mi to było?"- zadaję sobie pytanie. "Jesteś leniwym mopsem."- sama na nie odpowiadam.
W końcu dzwoni telefon. Opieszale wstaję i, gdy już próbuję nacisnąć zieloną ikonkę, odrzucam połączenie. "Nie, nie, nie. Znowu będzie mnie przepraszać. A co ja jestem? Nie ja godziłam się na to wszystko co mnie spotkało."- mój głos w głowie przeobraził się w diabełka, który z impetem zwalił aniołka z mojego ramienia. Nie jestem typem osoby, która kocha związki. Wolę się porządnie napić, a później podrywać jakieś ładne osoby. Ale z nim tak nie było. Znaczy się- jest przystojny- jednak przez znajomość z nim, coś we mnie pękło. Z kobiecego Don Juan'a stałam się prawie przykładną dziewczyną.
Ostatniej nocy jednak osobnik, którego teraz imienia nie będę wymawiać z powodu mojego ambiwalentnego stosunku do jego osoby, przesadził. Mocno. Oczywiście z tego co słyszałam, już po klubach się nie kręcę- korciłoby mnie.
Telefon znowu dzwoni, naprawdę chcę go odebrać, z żalem w oczach i palcach, odrzucam połączenie. Jak za trzecim razem się pojawi to odbiorę. Tak się stało.
- Halo? Jesteś tam? Dlaczego nie odbierasz?- Zapytał się mnie zdziwiony
- Nie wiem. Zapytaj się może swoich kolegów z biura, z którymi wczoraj chlałeś. - Byłam podburzona.
- Ja nic nie chlałem. Zresztą, nie powinno ciebie obchodzić co robiłem, jestem dorosły. - Odpowiedział stonowanym i spokojnym głosem.
- Powinno, powinno. Jesteśmy razem już od pół roku. Myślałam, że traktujesz to poważnie. - Mówiąc to miałam łzy w oczach.
- Traktuję, naprawdę!
- W takim razie, gdzie spędziłeś noc? - Zapytałam się. Plotki zawsze przynajmniej w połowie są prawdą. Jego współpracownik, gej nawiasem mówiąc, powiedział mi, że Danny nie jest zainteresowany moją osobą. Gdyby tak bliżej spojrzeć, pan D. zawsze stawiał siebie na pierwszym planie. On sam jest w końcu zadbanym facetem koło trzydziestki, mu związek dodawał urody, a mi odejmował.
- Spałem w biurze, mieliśmy deadline'a. Gdybyśmy nie skończyli zlecenia do rana to straciłbym pracę. - Odpowiedział. Wiem kiedy kłamie, tym razem tego nie robił.
- Dobrze, powiedzmy, że ci wierzę. Jest jeszcze jeden mały szkopuł. Już godzina czternasta, dlaczego więc nie ma ciebie w domu?- Dodam, że rozmawialiśmy w niedzielę.
- Właśnie do niego jadę. Spokojnie nerwusie. Wszystko będzie dobrze. - Powiedział i rozłączył się.
Zawsze taki był. Konkretny i potrafił mnie zmiękczyć, jak nikt inny wcześniej. Może, dlatego wpadłam po uszy? Myśląc o nim, zawsze przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie. Była to ciepła noc majowa, a ja studentka jednego z prestiżowych uniwersytetów w Warszawie, w noce bawiłam się najbardziej. Do klubów nie chodziłam sama. Zawsze pod ręką miałam trzy przyjaciółki, za które wtedy mogłam oddać życie. Wtedy.
Ta noc zaczęła się niewinnie, jak zwykle dwa piwa na odwagę, później parkiet z kumpelami. Widzę paru przystojnych gości, dwie ładne dziewczyny. W takich wypadkach stawiałam na znaną wyliczankę. Tym razem wypadło na dziewczynę o niebieskich włosach. Oglądaliście kiedyś "Blue is the warmest color"? Bardzo przypominała mi Emmę. Tak samo nonszalancka, z taką samą diastemą, gdy się uśmiechała. Mówiła, że jest z łódzkiej filmówki. Przyjechała kręcić dokument o kulisach nocnego życia w Warszawie. "Artystka?"- Pomyślałam. "Dogadamy się z pewnością".
Tak minęło parę godzin, była już trzecia, miałam się z nią spiknąć. Praktycznie wychodziłyśmy z klubu, kiedy wpadłam na czarnowłosego faceta. Tym gościem, oczywiście, był Danny. Przeprosił mnie za ten mały wypadek. Wtedy usłyszałam najpiękniejszy głos, jaki kiedykolwiek dotarł mi do uszu. Można mówić, że uwielbiam pięknych ludzi, ale piękne głosy to dar od bogów. Zakochałam się doszczętnie. Panią "prawie Emmę" odprawiłam z kwitkiem i zakolegowałam się z tym anielskim głosem.
Dan nie był Polakiem, świadczy o tym nawet jego imię. Chociaż w czasach, gdzie w Polsce co drugi chłopczyk to Brajan, a co trzecia dziewczynka Dżesika, niczego nie można być pewnym. Facet pochodził z Australii. "Dobrze, że nie Kanada"- Pomyślałam. Polubiłam ten jego akcent, mogłabym go słuchać godzinami, dlatego postawiłam mu piwo i zadawałam pytanie za pytaniem. "Dlaczego jesteś w Polsce?", "W jakiej branży pracujesz?", "Co lubisz w moim kraju?", "Pierogi, czy bigos?". Z minuty na minutę zadawałam coraz to głupsze pytania, ale przynajmniej wiedziałam, o nim więcej i było mi z tym dobrze. Chyba go zanudziłam moim małym śledztwem, bo zaproponował wyjście nad Wisłę. Jak się okazało, miejsce to było oddalone o jakieś dziesięć kilometrów. Dan zaproponował mi środek lokomocji jakim są rowery miejskie. Zgodziłam się, choć uprzedziłam go, że nie mam karty i nie potrafię jeździć. "Nauczę cię, a karty mam dwie, mój kolega zapomniał ją odebrać."- odpowiedział i mrugnął. Wtedy pierwszy raz jechałam na rowerze. Nigdy nie czułam się tak wolna. Taka mała rzecz, nawet śmieszna, ale w tamtej chwili naprawdę pokochałam życie. Co z tego, że jechaliśmy po pijaku. Było pięknie, choć oczywiście nikomu tego nie polecam, żeby nie było.
Dotarliśmy nad Wisłę. Był już prawie poranek, słońce zaczęło wschodzić, ja otulona kurtką Dana obserwowałam niebo i most, przez który przejeżdżał pociąg. Wszystko stanowiło idealny element krajobrazu, nawet ta zanieczyszczona rzeka, w tym właśnie dniu, była niczym źródlane zwierciadło. Danny usiadł koło mnie, powiedział mi słowa, których nigdy nie zapomnę -"Gdyby nie ta noc, dziś mnie by nie było." - po czym objął mnie i podziękował.
Tak siedzieliśmy jeszcze przez pół godziny i w końcu powędrowaliśmy do własnych domów oddzielnie. Nie pomyślałam wtedy tylko o jednym- jak on się ze mną skontaktuje, jak nie dałam mu numeru telefonu? Nie doceniłam go wtedy.
YOU ARE READING
Melancholia
RandomKorzystając z faktu, że nikt mnie nie czyta- bo nie warto- tym razem spróbuję wspiąć się na wyżyny swoich nizin literackich. Będzie smutno, bo smutek jest fajny. Daje nam czas na przemyślenia, a później możemy się cieszyć wszystkim innym. Po swoje...