Rozdział 2

99 8 4
                                    


Nieustannie zarzucało pojazdem na boki, chciałem by ta podróż już się zakończyła. Mój błędnik zaczął dawać sygnały, że trasa jest już zdecydowanie zbyt długa i wystarczyła jeszcze chwila, żebym zwrócił zawartość żołądka. Większość wymęczona podróżą zasnęła, zauważyłem jednak, że nie byłem jedyną osobą pozostałą w trzeźwości umysłu. DongWo siedział i tępo patrzył przed siebie, był bardzo cichą i na swój sposób dziwną osobą, zauważyłem że często siedział nieprzytomny. Chciałem z nim pogadać, aby nawiązać jakikolwiek kontakt. Może i był dziwny, ale znajdował się w takiej samej sytuacji jak my i nie powinniśmy go odtrącać. Przełknąłem głośno ślinę po czym odezwałem się cicho wcześniej odchrząkając.

-DongWo... dlaczego siedzisz tak cicho? Nie martwi cię ta sytuacja?

-Szczerze mówiąc, to nie, powiem ci nawet więcej. Ta sytuacja jest mi na rękę. – odpowiedział zachrypniętym głosem i podniósł swój wzrok na mnie.

-Jak to? – spytałem nie pojmując jego słów.

-Powiedz mi, co robiłeś zanim się tutaj znalazłeś? – spytał bardzo poważnie, unikając tematu.

-Ja....uczyłem się. Byłem uczniem jednego z lepszych Seulskich liceów.

-Dobrze się uczyłeś?

-Nauczyciele się nie skarżyli. – zaśmiałem się gorzko – a ty? Znaczy, a pan czym się zajmował?

-Jestem detektywem, dostałem sprawę i naprawdę się cieszę, że nie musiałem się namęczyć, by dostać się do tej kliniki.

-Coś z tym szpitalem jest nie tak? – spytałem wystraszony.

-Jedyne co wiem to, to że ten lek został wynaleziony przez jakiegoś szalonego lekarza. Lek nie ma certyfikatów i nie został zatwierdzony, nikt nie wie jaki ma skład. Mam zbadać tą sprawę i to jak najszybciej.

Siedziałem i wpatrywałem się w niego próbując pojąć jego słowa i powagę sytuacji. Jeśli jest ona naprawdę taka poważna, to dlaczego on sam jest tak spokojny. W głowie mojej miałem mętlik, nic nie rozumiałem, czas i miejsce w którym się znalazłem były tak realistyczne, ale dla mnie jednak niepojęte. Nie docierał do mnie fakt, że znalazłem się w owej sytuacji i że najprawdopodobniej zaraz po przyjeździe do kliniki rozpocznie się moja walka o przetrwanie. Wiem jedno, ten cały DongWo mówi nie głupio, widać, że ma jakieś pojęcie o tym miejscu, może dlatego ja, który jedzie w nieznane jestem tak niespokojny. On za to ponieważ ma wstępne informacje, może ułożyć sobie plan działania. Postanowiłem się trzymać blisko niego, w tym celu nawet przesiadłem się bliżej niego gdy tylko upewniłem się w tym, że zasnął. Sam po niedługim czasie oddałem się w krainę morfeusza.

Po jakimś czasie poczułem zdecydowane i gwałtowne szturchnięcia. Uchyliłem swoje powieki, ukazując zamglone jeszcze słodkim snem brązowe tęczówki. Uniosłem swój wzrok ku osobie, która zdołała mnie obudzić, a tą osobą okazał się młody detektyw. Oczy mu zaświeciły, gdy ujrzał że się wybudziłem, odepchnął mnie lekko i spojrzał na drzwi. Zrobiłem to samo.

-Zaraz będziemy, szykuj się na sterylne warunki i szalonego doktorka. – zaśmiał się cicho.

Nic mu nie odpowiedziałem, na jego słowa zmroził mnie strach. Co jeśli ten lek był zabójczy? Co jeśli moje tak młode i rozkwitające dopiero życie, miało się zakończyć w najgorszych szczelinach tego miejsca? Bałem się, cholernie się bałem nadchodzących chwil. Detektyw chyba zauważył moją niepewność, bo poklepał mnie zdecydowanie po plecach, aż się skuliłem.

-Nie martw się młody, jakoś z tego wyjdziemy. – powiedział do mnie pokrzepiająco. Przyznam, że mnie uspokoił nieco.

Niedługo potem pojazd gwałtownie się zatrzymał, a ciężkie buciory zgniatały śnieg. Dwoje ludzi otworzyło drzwi, a parę kolejnych wskoczyło do pojazdu. Odruchowo złapałem się detektywa, który tylko zaśmiał się pod nosem. Ktoś zaczął mnie od niego odrywać, na co DongWo tylko powiedział:

Mountain Trap | JungkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz