Chapter 6.

53 3 1
                                    

Dziewczyna upiła łyk soku pomarańczowego, próbując załagodzić panoszące się w moim żołądku mdłości.

„Mówiłam ojcu, żeby nie zamawiał tych cholernych owoców morza", pomyślała z irytacją spoglądając na nieszczęsne przegrzebki spoczywające na moim talerzu.

Rozejrzała się. Bogaci biznesmeni, ich piękne żony, kochanki. Elitarne towarzystwo. W tym momencie szczerze zwątpiła, czy na pewno przegrzebki są powodem jej mdłości.

Przeniosła wzrok na ojca i Kathryn zajętych rozmową. Jakby jej nie było. Czyli jak zawsze. Nie miała odwagi spojrzeć na Liama. Za każdym razem, gdy na nią patrzył, ogarniała ją panika. Miała wrażenie, że widzi zdecydowanie więcej, niż chciała pokazać, i to ją przerażało.

— Wszystko w porządku, Elisabeth? — zapytał, zwracając na dziewczynę uwagę pozostałej dwójki.

— Tak, jasne — odparła szybko, mimo że skręcało ją w żołądku.

— Jesteś blada — stwierdził z lekką troską.

— Jest dobrze.

Nie chciała, żeby ani Kathryn, ani ojciec patrzyli na mnie z tym zmartwieniem w oczach. Tak naprawdę nie zależało jej na ich trosce. Nie chciała też, żeby próbowali ją wciągnąć w rozmowę pytaniami o przyszłość, szkołę, Camerona...

— Chciałam ci pogratulować ukończenia szkoły — powiedziała blondynka nader uprzejmym tonem.

„No właśnie. Tylko ukończenia", przemknęło jej przez głowę.

— Dziękuję — odchrząknęła.

— Jakie plany dalej? Studia? — wypytywała kobieta. — Słyszałam, że wspaniale ci poszły egzaminy.

— Kwestia szczęścia — odparła. — A z takim świadectwem nigdzie mnie nie przyjmą — wyznała szczerze. Nie zamierzała się zwierzać nowej partnerce ojca. Raczej ją zwyczajnie od siebie odstraszyć dosadnością. Nagle mdłości okazały się nie do zniesienia. — Przepraszam — rzuciła, po czym pobiegła w stronę toalet. Wpadła do kabiny. Nie zdążyła nawet jej zamknąć na klucz. Zwymiotowała wprost do sedesu, po czym wytarła usta papierem toaletowym i spuściła wodę. Usiadła na zimnej podłodze, opierając się o ścianę. Czuła się lepiej, ale była potwornie zmęczona. Przymknęła oczy, gdy nagle usłyszała nad głową zmartwiony głos Liama:

— W porządku?

— To damska toaleta — odparła, nie otwierając oczu. Wtem poczuła na swoim policzku delikatną dłoń mężczyzny. Poczuła ciepło. Nie chciała się tak czuć.

— Elisabeth! — Delikatnie potrząsnął jej policzkiem, chcąc sprawdzić, czy dziewczyna jest świadoma.

— W porządku, nie denerwuj się. To tylko te cholerne przegrzebki — odparła, patrząc w jego błyszczące oczy, które w tym momencie wyrażały zdenerwowanie. — Już mi lepiej. Zabierz mnie do domu — szepnęła błagalnie. — Nie chcę tej konfrontacji z ojcem, że odstawiam szopki.

— Jasne. — Uśmiechnął się nieznacznie, po czym przygryzł wargę. Zawsze tak robił, gdy do głowy przychodziło mu coś w jego mniemaniu głupiego. — Wymykamy się?

Elisabeth uniosła kąciki warg.

— No jasne.

Szatyn podniósł się, po czym podał dziewczynie dłoń, pomagając jej wstać. Wyszli szybko, a następnie udali się do jego samochodu. Wsiedli do niego. Elisabeth zapięła pasy, a następnie oparła wygodnie głowę o zagłówek. Oczy same jej się zamknęły. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.

Liam natomiast wciąż myślał nad tym, co wydarzyło się tego wieczoru. Ukradkiem wciąż obserwował dziewczynę. Uśmiechała się do Kathryn, była uprzejma, a jednak ciągle mu coś nie grało. Jakby wyczuwał w tym wszystkim... fałsz? Zakłamanie? Spostrzegł, że dziewczyna z pogardą obserwowała wszystkich bogatych ludzi, którzy ich otaczali. Ale dlaczego? Była dosadna w słowach, lecz czy nie stanowiło to tylko swego rodzaju obrony?

Mężczyzna przeczesał palcami włosy. Im dłużej myślał o tej dziewczynie, tym więcej pytań go nurtowało, na które chciał poznać odpowiedź. Elisabeth Turner skrywała tak wiele sekretów...

„To córka Aarona, uspokój się", wmawiał sobie, bębniąc miarowo palcami w kierownicę. „Odwieziesz ją i więcej się nie zobaczycie".

Spojrzał na spokojną twarz dziewczyny. Była taka niewinna, gdy spała – nie musiała robić min, niczego nie udawała.

Zatrzymał się pod sporych rozmiarów domem Turnerów. Następnie, okrążywszy samochód, otworzył drzwi od strony pasażera, odpiął Elisabeth pasy i wziął ją ostrożnie na ręce. Zatrzasnął je kolanem, po czym podszedł do furtki i nacisnął przycisk domofonu. Szczęście, że w domu świeciło się światło.

— Posiadłość pana Turnera, słucham — odezwał się głos po drugiej stronie ze wschodnim akcentem.

— Dobry wieczór, ja... nazywam się Liam Payne. Przyprowadziłem Elisabeth.

Furtka zabrzęczała, a wtedy pchnął, aż się otworzyła. Przeszedł do drzwi, w których stanęła niska, szczupła kobiecina, której czarne włosy spięte były w koka z tyłu głowy.

— Co jej się stało? — zapytała przerażona.

— Nic. Śpi — odparł Liam szeptem.

— Proszę, niech pan wejdzie. — Wpuściła mężczyznę do środka. — Jak do tego doszło? Przecież panienka miała być na kolacji z panem Aaronem.

— To długa historia. Pokazałaby mi pani, gdzie jej pokój?

Swietłana wskazała szatynowi odpowiednie pomieszczenie, gdzie odłożył bezwładne ciało dziewczyny na łóżko i przykrył. Wymamrotała coś niezrozumiale.

— Sh... — uspokoił ją. — Śpij.

— Liam, ja... dzięki — odparła na wpół przytomna.

— Nie ma za co. Dobranoc, śpij.

— Dobranoc.

Wychodząc z jej pokoju, nie czuł się wcale w porządku. W porządku wobec siebie, wobec Aarona, nawet wobec Elisabeth.

„Co jest nie tak?".

____________________

Zdałam sobie sprawę, że jestem tutaj o jeden rozdział do tyłu w porównaniu z blogspotem, dlatego go publikuję, bo zdarza mi się myśleć o tym opowiadaniu i istnieje jakieś 30% możliwości, że kiedyś je skończę, bo miało potencjał moim zdaniem, haha.

Breathe me || l.p. (nieskończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz