Rozdział siedemnasty

806 115 26
                                    

Mężczyzna, którego tak bardzo chciałam poznać nazywał się Elias Richard Flynn i choć początkowo zadałam sobie wiele trudu, by za wszelką cenę zapamiętać jego imię, z czasem zaczęło ono stopniowo wyparowywać z mojego umysłu, ciągnąc za sobą niemalże wszystkie inne wspomnienia, zabierając je w daleką, nieosiągalną otchłań niebytu, aż ostatecznie sama moja wola, by je zatrzymać również przekroczyła tę granicę. Wystarczyło bowiem zaledwie kilka dni, bym pożałowała, że w ogóle dostrzegłam go tamtego wiosennego dnia na jednej z ulic Londynu i pozwoliła, by zaistniał w moim życiu.

***

Długie kosmyki ciemnych włosów leżały na brudnej od pyłu kamiennej podłodze układając się w urocze, pozawijane fale, a im dłużej przypatrywałam im się z góry, im większy chłód czułam na nagim karku i ogolonej brzytwą czaszce tym bardziej ich widok rozmywał mi się przed oczami, mimo to nie pozwoliłam, aby chociażby jeden żałosny, stłumiony jęk wydobył się spomiędzy moich warg. Ostatecznie przecież to były tylko włosy, niepotrzebne do prawidłowego funkcjonowania, które prędzej czy później i tak miały odrosnąć – przy pozytywnym założeniu, że kiedykolwiek miało mi być dane opuścić to miejsce i żyć jeszcze dłużej niż spędzone w nim dni, tygodnie, lub nawet miesiące.

Stojący za mną mężczyzna szarpnął pięścią, w której kurczowo ściskał ostatnie kosmyki, by je naprężyć i nieumyślnie, choć bez żalu drasnął mnie brzytwą, by następnie rzucić mi gruby pęk włosów prosto na kolana. Patrząc na nie tak, jakbym widziała je na oczy po raz pierwszy, z nieznacznym zdziwieniem przyznałam, że bardzo ładnie lśniły w słabym blasku zapalonej w pomieszczeniu lampy, zapewne teraz o wiele lepiej odżywione niż kiedykolwiek wcześniej, a to wszystko za sprawą Sebastiana, który ostatnimi czasy wyjątkowo dbał o to, abym swoim wizerunkiem godnie reprezentowała hrabiego Phantomhive, co naraz przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, skoro z całej jego pracy i wielu lat ich zapuszczania nie zostało teraz praktycznie nic.

Gdy złapał mnie za podbródek i zmusił, bym popatrzyła mu w oczy, nie dostrzegł w nich już ani jednej łzy, jedynie śmiertelny spokój, który zdawał się stopniowo towarzyszyć mi coraz częściej, a który po raz pierwszy zauważyłam, gdy do mojej świadomości dotarło, że istniała duża szansa, abym już nigdy się stąd nie wydostała, nie żywa i w jednym kawałku.

Sebastian nie przybył po mnie po pierwszej dobie, odkąd wtrącono mnie do paskudnego, cuchnącego wilgocią i zgnilizną lochu znajdującego się najpewniej gdzieś w podziemiach, o czym świadczył brak jakichkolwiek okien, a co za tym idzie również światła słonecznego, przez co nie byłam w stanie określić, ile jeszcze czasu czekałam z nadzieją, że wkrótce się zjawi, że przybędzie i mnie uratuje, tak jak to zawsze robił. Ból w moim ciele stawał się jednak coraz silniejszy i bardziej długotrwały, by ostatecznie przestać znikać i permanentnie utrzymywać się gdzieś na granicy mojej świadomości, coraz częściej podsycany przez bardzo prostą konkluzję, z którą zaskakująco ciężko było mi się pogodzić.

Sebastian nie przyjdzie.

Początkowo myśl ta nawet mnie rozbawiła i pozwoliła mi się uśmiechnąć, po raz kolejny bowiem zostałam potwornie rozczarowana, choć nie oczekiwałam praktycznie niczego, czymże bowiem była nadzieja na to, że otrzyma się pomoc z zewnątrz w przypadku porwania? Nie tłumaczyłam go, ani nie próbowałam znaleźć dla niego wymówek, uznawszy raczej, że powinnam spodziewać się tego od początku i to jedynie moje ludzkie uczucia zaślepiły zdolność racjonalnego myślenia.

One, albo rozgrzany pogrzebacz, który o mały włos nie został wepchnięty do mojego gardła, ostatecznie parząc mi tylko usta.

One, albo wiadro lodowatej wody, którym budzono mnie codziennie, gdy tylko udało mi się zmrużyć na chwilę oko i odpłynąć do słodkiej, błogiej krainy koszmarów.

Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAWIESZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz