Stoję pod klasą jak jakaś idiotka już pięć minut, a moi przyjaciele jeszcze nie przyszli. Jeszcze chwila i stąd pójde, nie będe tyle na nich czekać.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Idę właśnie na stołówkę. Może tam ich znajdę. Jeżeli tak to będą mieć niezłą awanture. Co jak co, ale ja nie wystawiłabym tak przyjaciela. Aż taka wredna nie jestem.
Gdy już wchodziłam na korytarz, na którym znajduje się stołówka, usłyszałam że ktoś mnie woła. Odwróciłam się i co zobaczyłam? Czwórkę wariatów biegnących i przepychających się jak goryle przez reszte uczniów. Kiedyś przez nich zwariuje. Dobrze, że nie spotkałam ich na stołówce. Tak to chociaż wiem, że mnie szukali.
- Siema Alice - przywitał się Archer ciężko oddychając, zresztą jak cała reszta
- Boże, ale wy mnie wkurwiacie. Nie można było się nie spóźnić, prawda?
- I tak wiem, że nas kochasz - mówi pewna siebie Sus.
- Niestety... dobra bo zaraz będzie dzwonek. Idziemy?
Wchodzimy na stołówkę, gdy nagle zadzwonił dzwonek... Nie no my to mamy szczęście, naprawde. Zrezygnowani wychodzimy z pomieszczenia i kierujemy się do szatni, bo naszą ostatnią lekcją jest wf, który na na szczęście mamy wszyscy razem.
***
Wychodząc z szatni z dziewczynami umówiłam się na dzisiejsze spotkanie. Uznałam, że skoro matki nie będzie w domu, mogę sobie robić co mi się podoba. Bo chyba nie będę się jej jeszcze pytać o zgodę. Co to, to nie.
- To do zobaczenia, suczko - przytula mnie Sus, co od razu odwzajemniam.
- Do potem - wrzeszczy mi do ucha Mistey. Kiedyś przez nią ogłuchne.
- Do zobaczenia, laski.
Zaczęłam iść w stronę swojego domu. Po drodze dostałam esemesa. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni.
Zboczuszek : Ja i Alan się troche spóźnimy, nie czekajcie na nas.
Ja : No ok.
Schowałam telefon z powrotem na swoje miejsce i zorientowałam się, że już jestem pod domem. Otworzyłam drzwi, a to co tam zobaczyłam zupełnie mnie zdziwiło, a jednocześnie wkurwiło. Po całym piętrze walają się papiery, na krześle wisi pełno ubrań, na stole, prócz miliona kartek leży zamknięty laptop i brudny tależ, a po domu lata matka w szpilkach. Nie zdziwiła bym się, gdyby nagle złamała nogi. No bo jak można biegać w dwudziesto centymetrowych butach?
- Co ty robisz?! W całym domu jest syf!
- O cześć Alice. Dobrze, że jesteś - zatrzymała się, po czym kontynuowała - bardzo bym cię prosiła, posprzątaj te papiery. Ja mam dzisiaj ważne spotkanie, nie mogę się spóźnić - no chyba ją popierdoliło. Najpierw narobi syfu, a potem jeszcze ja mam to sprzątać. Teraz to mnie wkurwiła.
- Mamo, ja nie mam zamiaru tego sprzątać! Narobiłaś bałaganu, to teraz to sprzątaj!
- Nie mów do mnie tym tonem! Ja się spieszę, mam bardzo ważnego klienta dziś wieczorem. Nie mam czasu tego posprzątać!- mówiąc to, zabrała płaszcz z wieszaka i złapała klamkę od drzwi - pa, będę jutro rano - mówi, po czym wychodzi z domu, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Jak można narobić taki burdel?!
Zrezygnowana zaczęłam zbierać te papiery. Moi przyjaciele nie mogą tego zobaczyć.
***
Gdy skończyłam sprzątać włączyłam telewizor i usiadłam na kanapie. Mam dość. Nie mam już na nic ochoty, a umówiłam się z przyjaciółmi. Naprawde nie mam pojęcia po co jej tyle papierów. Przecież pracuje w firmie fotograficznej. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Leniwie wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi.
- Hejka Alice! Tak się ciesze, że możemy do ciebie przyjść! - przywitała mnie radośnie Mistey, natomiast Sus po prostu się do mnie przytuliła.
- Chłopacy będą troche później, nie znam powodu - mówi zielonooka.
- Tak wiem, Archer do mnie pisał jak wracałam ze szkoły. Ciekawe co wykombinowali...
***
Siedziałyśmy z dziewczynami na dywanie w moim pokoju. Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół. Za drzwiami stał wesoły Archer, za nim również szczęśliwy Alan.
- Oho, co odwaliliście, że tak szczerzycie ryje?
- Mamy coś fajnego - informuje mnie Archer.
- No dajesz, co takiego? - w tym momencie chłopak zza pleców wyjmuje dwa sześciopaki piwa. No nie powiem, tym mnie zaskoczyli. Zaprosiłam ich gestem ręki do domu. Wbiegłam pierwsza do pokoju.
- Dziewczyny, chlejemy!!
***
Jezu, pijemy już drugą godzinę. Powoli zaczyna nam się nudzić. Susan gada ze mną i Alanem, a Mistey i Archer obściskują się na sofie. Niby nie mam nic do tego, ale są pokoje na górze.
- Ej nudzi mi się! - krzyczy Alan.
- To może zagramy w butelkę? - proponuje, bo mam już dość nudy.
- Dobra poczekajcie, przyniosę butelkę - powiedziała Mistey, wstając z kolan Archera.
***
Gramy już jakiś czas. Ani razu nie wypadło na mnie. Mistey miała pocałować Archera, ale to nie nowość. Alan pójść do sąsiada i oddać mu swoją skarpetkę. Nawet nie wyobrażacie sobie miny sąsiadki, gdy otwierała drzwi. Hahaha. Susan musiała przebiec całą dzielnice tylko w bieliźnie. Naszczęście nikogo oprócz nas nie było na ulicy i nikt jej nie widział.
- Alice, Alice! - krzyczy Archer.
- Co? - pytam.
- Wypadło na ciebie - odpowiada.
- O Jezu już się boje - śmieje sie.
- Prawda czy wyzwanie?
- Hmmmm wyzwanie.
- Wyjdź na ulice i pierwszego mężczyznę, którego zobaczysz pocałuj w policzek.
- Dobra - mówie i ubieram buty. Wychodzę i rozglądam się. Nikogo nie widzie. O jest! Idzie jakiś chłopak mniej więcej w naszym wieku może trochę starszy. Podchodzę do niego i całuje w policzek.
- A to za co? - Pyta. Ma taki głęboki głos. Szkoda, że nie widzę jak wygląda. Jest za ciemno.
- To niespodzianka - odpowiadam i uciekam do domu. Ten chłopak jest cudowny. Mam nadzieje, że zapamiętam go. Jutro będę mieć niezłego kaca. Już czuje ten ból.
***
Rozstawiłam wszystkich po pokojach. Moja matka urządziła kilka dodatkowych pokoi. W razie, gdyby ktoś do nas przyjechał. Oczywiście nasze gołąbki dostały pokój razem. Są tacy uroczy.
Wchodzę do swojego pokoju. Zmywam makijaż. Ide do łazienki. Myje się mydłem w płynie o zapachu czekolady i szamponem o zapachu kokosu. Przebieram się w piżamę, czyli krótkie spodenki i koszulkę Alana. Dalej nie wie, że mu ją podwędziłam. Wchodzę pod kołdrę i odpływam w krainę jednorożców.
_________________________________________________________________
To już trzecia część opowiadania! Mamy nadzieję, że się podoba.
Piszcie w komentarzach co sądzicie.
Będzie nam miło jak dacie gwiazdke.
Do następnego!
CZYTASZ
Przez diablice do anioła
RomanceCześć jestem Alice Morgan Kim jestem? Osobą nie lubiacą zmian. Mam nadopiekuńczą matke i szczerze jej nienawidze. Co z moim ojcem? Nie żyje. Przez kogo? Przez moją rodzicielke. Mieli wypadek samochodowy. Matka prowadziła. Umarł na miejscu. Nie miał...