Słuch

88 16 29
                                    

Idealnie czyste niebo, o mysim kolorze przechodzącym w błękit, majaczyło nad budzącym się do życia Petersburgiem, zachęcając do wyjścia z domu. Delikatny, lecz chłodnawy wiatr, smagał po twarzach mieszkańców, którzy z rana szli do sklepu po ciepłe pieczywo lub po brakujące płatki do śniadania. Można było rzec, że monotonia poranków w tym mieście, niestrudzenie trwa i trwa od długich lat, co tym razem postanowiła zmienić para łyżwiarzy.

Bladym świtem, Yuuri, choć nigdy nie słynął z bycia rannym ptaszkiem, zerwał się z łóżka i w akompaniamencie pytań ze strony narzeczonego, naprędce ubrał się w przypadkowe ciuchy i biorąc Makkachina ze sobą, wyciągnął Victora z ich mieszkania. Ignorując narzekania siwowłosego, skierował się w stronę lasu, do którego w ostatnim czasie nieraz się zapuszczał, zaciekawiony, co mogą kryć tuż za sobą drzewa, które osłaniają liśćmi swe sekrety przed wzrokiem postronnych obserwatorów.

Oboje w ciszy stąpali po ściółce, co jakiś czas wołając komendy do psiaka, który niewątpliwie był uradowany takim wczesnym spacerem, w przeciwieństwie do niczego nieświadomego rosjanina, który idąc z obrażoną miną, wsłuchiwał się w koncert lasu.

Wysoko siedzące na drzewach ptaki nieprzerwanie popisywały się swoim talentem świergotania, grając przyjemną dla ucha symfonię, której nie powstydziłby się sam Beethoven. Dla wprawionego słuchacza lub niepoprawnego romantyka, melodia mogłaby wydawać się nostalgiczna, opowiadająca o pięknie miłości, która dopiero co rozkwita, ciesząc oko niczym niebieskie storczyki, które raz otrzymał platynowłosy po jednym ze swoich udanych występów po powrocie do łyżwiarstwa. Prości, ułożeni ludzie mogli nawet nie zauważyć tego leśnego mini-koncertu, którego zaszczytu słuchania dostąpili właśnie kochankowie. To były drobne szczegóły, które sprawiały, że dzień stawał się lepszy, kiedy się potrafiło się je dostrzec i docenić

Gama barw w podszycie, gra świateł w koronach drzew i jedna z najcudowniejszych melodii, u boku ukochanej osoby, mogła uchodzić za coś zwyczajnego dla osób niewtajemniczonych, które nigdy nie poznały nieprzeniknionego Agape, a co dopiero gorącego Erosa, w którego potrafił zamienić się, na pierwszy rzut oka, niewinnie wyglądający japończyk. Dla nich dwóch, te błahostki w tej chwili, były wszystkim, czego potrzebowali tego letniego poranka, by obrażona mina starszego została zastąpiona zachwytem pomieszanym z podekscytowaniem, czekającą niespodzianką.

Yuuri uśmiechnął się nieznacznie, obserwując radującego się rosjanina, który zatracony w pięknie natury, nie zwracał najmniejszej uwagi na Makkachina, który z chęcią pobawił by się z pańciem, gdyby tylko ten zszedł ponownie na ziemię.

Czarnowłosy uspokoił swoje szybko bijące serce, które przypominało, co ten chciał zaprezentować o tak wczesnej godzinie, kiedy wiatr był absurdalnie cicho, a las niesamowicie urozmaicony w dźwięki i odgłosy zwierząt.

Przywołał do siebie Makkachina i chwycił za nadgarstek Victora, by dać susa pomiędzy gęstwiny, które ukrywały przed wzrokiem świata, jeden ze swoich najmroczniejszych sekretów.

Przez moment przedzierali się przez kłujące krzewy i odgarniając gałązki młodych drzewek, dostali się na dziko porośniętą polanę. Nie przypominała ona żadnej bajkowej scenerii, którą platynowłosy sobie wyobrażał, lecz wręcz przeciwnie - była to sceneria żywcem wyciągnięta z horroru, w którym po rozdzieleniu się, ginęło się przez własną głupotę. Dlatego też, Victor łapiąc kurczowo rękaw bluzy narzeczonego, dał się prowadzić przez niższe chaszcze, co chwila oglądając się na wciąż beztroskiego psiaka i niedowierzając, że został zaciągnięty w takie miejsce o poranku.

W połowie drogi na środek rozległej łąki, brązowooki uwolnił się i pobiegł przed siebie, zmuszając pozostałych kompanów do pospieszenia za nim. Wszyscy jednocześnie usłyszeli zgrzyt metalu, który był takim zaskoczeniem w tym miejscu, że Nikiforov z wrażenia przystanął i wzrokiem naprędce odnalazł źródło dźwięku. Była to wiekowa, zardzewiała huśtawka, która stała obrośnięta pnączami, wśród najwyższej trawy, na której właśnie usiadł jego Katsudonek, z twarzą pokrytą błogim spokojem. Uśmiechnął się, zachęcając do dołączenia do niego i gwiżdżąc na psiaka.

Po chwili wahania, przeszedł ostatnie dzielące ich metry i stanął za plecami Yuuriego, by móc objąć go w pasie i przyłożyć zimne usta do jego szyi, na co ten wzdrygnął się z powodu różnicy temperatur - a może także z powodu bliskości ukochanego? Victor wyraźnie czuł jego ciepło ciała i przyśpieszony puls na swoim policzki.

- Victor~ - szepnął niepewnie Yuuri. - Chciałem ci to pokazać, bo...

Jego wypowiedź przerwało mocniejsze wtulenie się ukochanego w zgięcie szyi i pomruk zadowolenia z jedynych plusów przybycia tutaj.

- To miejsce wydaje się takie mroczne. - kontynuował. - To tak, jakby las chciał uchronić te miejsce od odkrycia, by nikt nie zakłócał cichego ocierania się o siebie metalu. Jakby ptaki popisując się swoim śpiewem, chciały zagłuszyć głos tego miejsca.

Rosjanin rozejrzał się wokół siebie, zaciekawiony, co narzeczony ma na myśli, mówiąc o głosie tej przerażacej części lasu. Dostrzegł pomiędzy zaroślami parę atrakcji, które bardzo dawno temu musiały składać się na plac zabaw. Rozpadająca się karuzela pokryta mchem; resztki zjeżdżalni, która kiedyś zapewne również nie prezentowała się zbyt dobrze i kilka nie możliwych do zidentyfikowania zabawek - a wszystko to, co dostrzegał Victor, pokryte było łuszczącą się farbą i rdzą.

Makkachin przyglądając się całej tej sytuacji, położył się u stóp Yuuriego i czuwał, kiedy dwójka zakochanych do szaleństwa w sobie łyżwiarzy, była wpatrzona w różne punkty na łące i chłonęła dźwięki lasu, pomieszane ze skrzypieniem wiekowej huśtawki, która była powodem całej tej wyprawy. Docenianie prostych rzeczy, sprawiało, że oboje na nowo zakochiwali się w sobie, widząc piękno rzeczy, które byłyby zbyt primitywne, by je docenić, gdyby patrzyli na nie, będąc osobno. Póki zdawali sobie sprawę i zgadzali się na omamienie przez nieposkromioną miłość, nie przejmowali się tym, że to wszystko co przeżywają jest banalne. Nie chcieli by to uczucie się tak szybko skończyło, więc teraz wtuleni w siebie, chłonęli wszystkimi zmysłami tą chwilę, napawając się swoją obecnością i świergotem nigdy wcześniej tak ożywionych, ptaków.










Ledwo się wyrobiłam z pisaniem tego rozdziału na dzisiaj, bo poszłam na żywioł 😅 Zaczęłam tego one-shota mając wenę, ale w połowie gdzieś uciekła, więc nie wiem, jak pozostała część się prezentuje.

Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam taką interpretacją tego zmysłu oraz opisami, które kulejąc, bo amatorka (czyt. Ja) postanowiła pobawić się w poetę, kiedy była zainspirowana.

Pani Dziabaro, co pani? ( ͡° ͜ʖ ͡°)Nawet moja autokorekta, chce uratować Yuuriego 😂Dziabara

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pani Dziabaro, co pani? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nawet moja autokorekta, chce uratować Yuuriego 😂
Dziabara




Jeśli zauważysz jakieś błędy lub literówki, napisz w komentarzu ;)

Zmysłowy Challenge Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz