Niebieske chorągwie falowały z każdym podmuchem wiatru, z daleka krzycząc o klęsce ostatniej bitwy. Szklane wieże Alicante delikatnie połyskiwały w blasku słońca i gdyby nie fakt, że dziś zginęło wielu Nefilim, zapewne cieszyłyby swoim wyglądem ocalałym. Każdy z nich pomagał w noszeniu trupów, przywdziewając maskę obojętności na swoją twarz, idąc w zwartym szyku.
Jeden z Nocnych Łowców, idąc na samym końcu, wyłamywał się z tego schematu, niepotrafiąc pohamować łez bezsilności i bezmiernego smutku. Uparcie twierdził, że da radę sam zanieść ciało swojego narzeczonego, w myślach dopowiadając sobie, że to będzie ostatnia rzecz, jaką dla niego zrobi. Nie potrafił się z tym pogodzić, ciągle wierząc, że to tylko sen, a gdy się obudzi, znów zobaczy roześmianą twarz ukochanego o poranku, który zaproponuje mu kawę i razem spędzą w miły lub produktywny sposób dzień. Zabiliby parę demonów, osłaniając się nawzajem, a potem, gdyby to była jedna z ryzykowniejszych misji, padliby sobie w ramiona, sprawdzając czy nic temu drugiemu się nie stało. Niestety los zbyt długo im sprzyjał, a kiedy w byli w potrzebie i się od nich odwrócił, stracili siebie już na zawsze.
Wszystkie zwłoki, a było ich stanowczo za dużo, by zliczyć, ułożono na pokrytym miękkim, o kolorze limonki zboczu, porośniętym trawą. Stamtąd też mieli zostać zabrani do Cichego Miasta, by ich ofiara została wykorzystana do jeszcze jednej rzeczy, bo Nocni Łowcy nawet po śmierci nie mają wytchnienia i służą w słusznej sprawie. Ich ciała zostają spalone, a prochy, skruszone kości i stopiony tłuszcz, zostanie wykorzystany do budowania Miasta Kości.
- Victor... - szepnął załamującym się głosem, Yuuri, który uklękł przy zmarłym. - Obudź się, proszę... - zaskomlał, szarpiąc za ramię platynowłosego, licząc, że ten wstanie, przytuli go i powie mu, że nic mu nie jest i teraz już zawsze będą razem.
Niestety nic takiego się nie wydarzyło, bo potrzebny byłby cud, by para ukochanych znów mogła być razem na tym świecie. Czarnowłosy nie potrafił przyjąć tego do wiadomości, a nikt - tak jak w wielu filmach, które razem obejrzeli - nie objął go i nie uświadomił mu, że czasu nie da się cofnąć, a stercząca rękojeść serafickiego ostrza z piersi kochanka, nie jest wyimaginowany. Został pokonany bronią pobratymców, niegdyś również służących w imię Raziela - Mrocznych.
Yuuri położył się wzdłuż chłodnych już zwłok Nikiforova, wtulając twarz w zgięcie szyi i wdychając jego wodę kolońską pomieszaną z metaliczną wonią krwi. Czując znajomy zapach, rozluźnił się, pozwalając swoim łzom płynąć jeszcze szybciej, które wsiąkały w elementy z materiału, czarnej zbroi Victora.
Leżąc tak z przymkniętymi oczami, czując przy sobie zimne, nieruchome ciało i wąchając najcudowniejszy zapach, który pojawiał się nawet w jego snach, ale tym razem z wonią śmierci, zaczynał przyswajać informacje z ostatnich godzin. Kiedy zaniósł się szlochem, zaczął nabierać spazmatycznie oddech i dygotać, po czym odczołgał się dalej i zwymiotował, próbując sobie wszystko w głowie poukładać.
Podniósł się na chwiejnych nogach i na tyle, ile pozwalał na to jego stan, pobiegł w stronę lasu. Nie odchodził zbyt daleko, bo wiedział, co ma zamiar zrobić. Nie wyobrażał sobie dalszego życia po takiej stracie i tylu krwawych wspomnieniach, jakie w sobie nosił.
Zjechał po szorstkiej korze drzewa na ziemię i sięgnął po nóż. Ostatni raz obejrzał dokładnie broń, którą przez cały ten czas walczył, broniąc siebie i Victora; zabijał nią demony, a teraz także i siebie.
- Sanothiel. - wymówił imię serafickiego ostrza, które momentalnie rozbłysło.
Odetchnął, wolną ręką sięgając po swoją stelę, którą narysował sobie na karku lekko koślawą runę ciszy, by miał pewność, że nikt go nie usłyszy.
Na wyciągniętych rękach, skierował broń tak, by trafiła prosto w serce, mając nadzieję, że to szybko zakończy jego cierpienia. Poruszył ustami, mówiąc nieme "żegnaj" i gwałtownym ruchem wbił je w klatkę piersiową. Z ust Yuuriego trysnęła krew, sprawiając, że zaczął się dusić. Jego oczy widziały przed sobą tylko czerń, a uszy słyszały tylko przenikliwą ciszę. Ostatnią rzeczą jaką zarejestrowały jego zmysły, był rdzawy zapach posoki, która pokrywała go w całości.
Jego serce ostatni raz zabiło, nim zamilkło już na wieki.
Witam w moim AU The Mortal Instruments i Yuri on Ice! :D
Ledwo się wyrobiłam z tym one-shotem, ale mam nadzieję, że się nie zawiedliście ;) Tak, wiem - jest taki krótki i zapewne nudny, ale jednak czuję trochę dumy z moich wypocin.
Pisząc końcówkę, cały czas miałam piosenkę z Tytanica, może dlatego tak mi to ckliwie wyszło? W każdym razie jestem bardzo zadowolona, co udało mi się skrobnąć, ale w szczególności chciałabym podziękować mojej mamie (która tego i tak pewnie nigdy nie przeczyta), za pomysł, który w końcu bardzo - BARDZO - przerobiłam, bo ty mówiłaś o zapachu palonych ciał, a mi wyszło, co wyszło, ale jednak to była iskra, która rozpoczęła ten pożar, mamo 💙
Ostatni dzień zbliża się wielkimi krokami i nieprzedłużając - nie spodziewajcie się niczego lennkowego w moim wykonaniu, bo mimo faktu, że nie mam pomysłu na dotyk, to i tak nie uda mi się napisać coś, co zadowoli lennego ¯\_(ツ)_/¯
Ps. Niebieskie chorągwie nieprzypadkowo tu się znalazły, Shadowhunter łączmy się! ;)
Jeśli zauważysz jakieś błędy lub literówki, napisz w komentarzu ;)
CZYTASZ
Zmysłowy Challenge
FanfictionPięć niepowiązanych ze sobą one-shotów, jako odpowiedź na Zmysłowy Challenge od Dziabary \(*'♡'*)/