Nieuchwytne marzenia

21 2 0
                                    

Posiadasz coś o czym bardzo marzysz?

Coś w co bardzo wierzysz?

Coś co wydaje ci się zbyt idealne, aby mogło być prawdziwe?

Coś co sprawia, że masz ochotę żyć?

Coś co napędza cię do działania?

Coś co daje ci siłę, aby dążyć do swojego celu?

Coś co cię cieszy?

Coś dzięki czemu możesz zapomnieć?

Na pewno twoja odpowiedź była chociaż raz pozytywna. To pozwoli ci zrozumieć, jak się wtedy czułam. Kochałam wiele rzeczy. Miałam swoje pasje i realizowałam je. Pozwól, że opowiem ci moją historię:

Byłam szczęśliwym dzieckiem. Rodzina idealna. Pełna miłości, zaufania, wsparcia, zrozumienia, bliskości. Moi rodzice dostrzegli moje talenty i pozwolili mi się rozwijać. W wieku pięciu lat zaczęłam tańczyć balet. Kochałam to. Kochałam unosić się na parkiecie, czułam się wtedy wolna i szczęśliwa. Podczas tańca na mojej twarzy zawsze widniał uśmiech. Uśmiech, który zarażał swoim optymizmem wszystkich wokół. Ludzie uważali mnie za promyczek słońca, który wnosi w ich życie radosne chwile. W gimnazjum zainteresowałam się siatkówką i fotografią. Miałam dobrą kondycję dzięki baletowi, dlatego odbijałam piłkę bez większego problemu. Moja zwinność i wysoki wzrost zostały docenione i już po roku dodatkowych zajęć grałam w szkolnej drużynie. Moja miłość do robienia zdjęć zaczęła się od konkursu zorganizowanego w moim mieście. Nasza nauczycielka zachęcała nas do wzięcia udziału i obiecała nagrodę w postaci lepszej oceny. Dbałam o moje wyniki w nauce, więc wyższa średnia była dla mnie tylko plusem. Temat brzmiał: "Natura i człowiek też mogą być przyjaciółmi". Zrobiłam kilka fotografii, wybrałam najlepsze i oddałam do oceny. Nie spodziewałam się nie wiadomo czego, ale mimo to zrodziłam w sobie pragnienie do okazywania świata za pomocą aparatu. Ciężko było mi pogodzić moje zainteresowania ze szkołą i lekcjami, jednak mimo wszystko starałam się ponad wszystko. Moje życie, dla mnie, było idealne. Nie potrzebowałam miłości do szczęścia, bo mój cały czas poświęcałam udoskonalaniu siebie i swoich zdolności. Byłam coraz lepsza w tym co robiłam i cieszyłam się z tego. Pewnego dnia na lekcjach baletu poznałam chłopaka. Gdy widziałam, jak tańczy podziwiałam go. Jego ruchy wyrażały tyle pasji, szczęścia, satysfakcji, spełnienia, staranności i perfekcjonizmu, że aż nie mogłam oderwać wzroku od jego sylwetki. Sprawiły, że miałam ochotę do niego podejść i razem z nim zatracić się w muzyce, ale wstydziłam się. Nie byłam tak dobra, jak on i mogłam się tylko wygłupić. Jednak moje ciało nie posłuchało rozumu tylko serca, pragnienie wygrało ze wstydem i gdy tylko nadarzyła się okazja wplotłam się w jego taniec. Czas stanął w miejscu, widziałam tylko jego. Starałam pokazać mu się z jak najlepszej strony. Chłopak nie narzekał na moje towarzystwo i wspólnie idealnie się do siebie wpasowaliśmy. Skończyliśmy nasz występ wtuleni w siebie, po czym dostaliśmy ogromne brawa. Uniosłam głowę i spojrzałam w cudowne, niebieskie tęczówki, które były czyste, jak niebo podczas pięknego, słonecznego dnia. Od tamtej chwili czułam, że moje życie całkowicie się zmieni i to właśnie z jego pomocą. Nie myliłam się, po dwóch miesiącach znajomości zostaliśmy parą. Kochałam go na zabój i byłam pewna, że on mnie także. Mimo tego, że czasem się kłóciliśmy nie wytrzymywaliśmy długo bez siebie i po kilku godzinach się godziliśmy. W dzień naszej rocznicy chłopak zrobił mi niespodziankę i na jego motorze wybraliśmy się za miasto. Tego dnia nie zapomnę do końca życia. Spędziliśmy cały dzień nad jeziorem. Śpiewaliśmy, robiliśmy zdjęcia, byliśmy tylko we dwoje, a wokół nas była natura. Cały nasz pobyt był bardzo romantyczny i pierwszy raz mogliśmy spędzić sam na sam tyle godzin. Gdy wracaliśmy do domu nie mogłam przestać się uśmiechać. Niestety moje dobre samopoczucie skończyło się w chwili, gdy poczułam, że spadam z pojazdu i całe moje ciało przeszywa olbrzymi ból. Nie straciłam świadomości, doskonale wszystko czułam i widziałam. Chciałam, jak najszybciej dowiedzieć się, gdzie jest mój ukochany, więc próbowałam się podnieść, ale moim organizmem zawładnęło ogromne cierpienie i upadłam na ziemię tracąc kontakt ze światem. Obudziłam się w szpitalu. Moja mama od razu, bez owijania w bawełnę powiedziała mi, że prawdopodobnie nie będę chodzić. Chciała, abym dowiedziała się tego od niej, a nie później od lekarzy. Gdy zapytałam o mojego chłopaka powiedziała tylko, że żyje i wyjdzie z tego cało. Mimo tak dobrej wiadomości nie mogłam powstrzymać moich łez. Koniec moich pasji, wszystkich. Do każdej z nich potrzebne są sprawne nogi. Niby mogę robić zdjęcia, ale na wózku nie dostanę się wszędzie, co sprawiałoby mi ogromny ból. Nie mogłam się uspokoić, chciałam zostać sama i odciąć się. Czułam, że moje życie nie ma sensu. Kiedyś tak idealne, miałam wszystko i w jednej chwili to straciłam. Kochałam wszystko to co robiłam, a gdy mi to odebrano, nie chciałam żyć. Jedna chwila pozbawiła mnie dosłownie wszystkiego. Gdy się uspokoiłam przypomniałam sobie, że przecież mam moją miłość, moją nadzieję. Tylko czy on będzie mnie chciał, przecież będę na wózku. Na pewno od razu, gdy się dowie odrzuci mnie. Bałam się. Bałam się, że go stracę i zostanę sama, bez niczego. Wtedy naprawdę nie będę miała po co żyć. Poprosiłam mamę, aby zawiozła mnie do niego. Z niechęcią zrobiła to. Gdy byłam w jego sali leżał i patrzył się w sufit, ale gdy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się. Nie mogłam go okłamywać i od razu powiedziałam mu, że będę inwalidką. On spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach i wypowiedział słowa, które sprawiły, że go znienawidziłam:

Przepraszam, nie dam rady. Wyjdź, proszę. 

Od razu opuściłam pomieszczenie, w którym przebywał. Gdy dotarłam do swoich czterech ścian, otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej scyzoryk. Dostałam go od taty, zawsze przynosił mi szczęście, był moim talizmanem. Mój rodzic, zawsze gdy działo mi się coś złego, wręczał mi go i wtedy oboje byliśmy spokojniejsi. Taka nasza mała tradycja. Tak było i wtedy, tylko coś co wcześniej przynosiło mi ukojenie miało być moim narzędziem śmierci. Nie chciałam żyć, nie miałam po co, straciłam wszystko co kochałam, wszystko. Podcięłam nadgarstki i patrzyłam, jak moja krew spada na pościel i zabarwia ją na czerwono. Ostatnią rzeczą jaką zdążyłam zauważyć, przed straceniem przytomności, był mój chłopak patrzący na mnie z przerażeniem. Gdy się obudziłam zauważyłam, że chłopak siedział na krześle obok mojego łóżka i trzymał mnie za rękę. Od razu zabrałam swoją dłoń, a w jego oczach widziałam różne, skrajne emocje. Ból, niepewność, poczucie winy, strach, ale też radość, nadzieję i miłość. Nie chciałam słuchać jego tłumaczeń, bo doskonale wiedziałam, że nie ma żadnego usprawiedliwienia na to co zrobił. Jednak on mimo moich sprzeciwów wytłumaczył mi swoje zachowanie, przeprosił i obiecał, że się mną zaopiekuje, mimo wszystko, do końca życia. Postanowiłam dać mu ostatnią szansę. Ufałam mu i widziałam w jego oczach, że mówi prawdę. I mówił, pomógł mi we wszystkim. Teraz jestem szczęśliwa i:

Zaczęłam mieć nowe marzenia.

Zaczęłam wierzyć na nowo.

Zaczęłam myśleć, że to co idealne może być prawdziwe.

Zaczęłam na nowo kochać życie.

Zaczęłam napędzać się do działania.

Zaczęłam mieć siłę, aby dążyć do swojego celu.

Zaczęłam się cieszyć.

Zaczęłam zapominać o przeszłości.

Zdobyłam moje nieuchwytne marzenia.

One-shot'yOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz