Rozdział II

23 4 0
                                    

- Dreanor -

Minęło już sześć miesięcy od mojego przybycia tutaj. Ciągle się zastanawiam czy wrócę do swych czasów wtedy, gdy dawna ja wróci do swoich czy ciągle przedłużam swój pobyt w dawnych czasach. Siedziałam przed katedrą wpatrując się w krzaki róż opatulone białym puchem. Nagle za sobą usłyszałam charakterystyczny stukot kopyt.

- Stało się coś?- Spytałam w dalszym ciągu wpatrując się obumarły ogród.

- Szukam cię od rana! Mogłabyś mówić gdzie idziesz, albo że w ogóle gdzieś wychodzisz.

Spojrzałam na Trasha. Było po nim widać, że jest zły na mnie. Ponownie wróciłam wzrokiem do krzewów.

- Przepraszam.

- Oprócz niańczenia ciebie mam też inne rzeczy do roboty.

- Przecież nie musiałeś się zgadzać. Mogłam być pod opieką Velena.

Trash usiadł obok mnie. Milczał. Zwróciłam głowę w stronę Trasha.

- Przepraszam. Powinnam ci dziękować za to, że mi pomogłeś, a nie sprawiać problemy.

Uśmiechnął się. Popatrzył mi prosto w oczy. Tak jak zawsze piękne, błękitne, zamarzone. W tym momencie wiedziałam, że się rumienie. Niespodziewanie Trash pocałował mnie w czoło.

- Nie rób tak więcej.- Powiedział wstając.- Chodź. Dziś miałaś pomóc mi w bibliotece.

- Pamiętam, ale miało to być w południe, więc stwierdziłam, że przejdę się jeszcze do ogrodu.

Stanęłam obok przyjaciela. Chwyciliśmy się delikatnie za dłonie i ruszyliśmy do biblioteki. Przechodziliśmy przez rozmaite korytarze. Większość było z oknami, przeważnie z widokiem na miasto. Tak samo jak ogród było przykryte śniegiem. Najmłodsi draenei bawili się na ulicach lepiąc pupile elekki, ogromne, czteronożne, z trąbą oraz czteroma kłami. Przyglądając się życiu na ulicach nie zauważyłam, jak szybko dotarliśmy do naszego celu. W środku pomieszczenia, pełna zdziwienia, stanęłam w bezruchu. Pokój był ogromny, półki z wszelkimi księgami sięgały paru metrowego sufitu. Oprócz tego na stołach leżało wiele, zakurzonych książek. Trash uśmiechnął się do mnie.

- Podoba ci się?

Pokiwałam głową potakująco. Podeszliśmy do pierwszego stołu. Puściliśmy nasze dłonie.

- Zaczniemy od układania ich według tematu, a potem według daty powstania. Jeśli znajdziesz jakaś w złym stanie odłóż na bok, a potem zgłoś. Dobrze?

- Yhym.- Zgodziłam się po czym wzięłam do rąk pierwszą książkę z brzegu. Otworzyłam na pierwszej stronie. Alchemia.

Następna księga również była o alchemi. Następne były o innych tematykach, ale mocno zbliżonych do dwóch pierwszych. Spoglądnełam na resztę pomieszczenia. Czekało nas dużo pracy.

***

Za oknami już dawno było ciemno. Trash kończył odkładać księgi na ich miejsce nie okazując rzadnych oznak zmęczenia. Ja praktycznie zasypiałam kończąc segregować zniszczone dokumenty, których na szczęście nie było dużo. Co chwilę głową opadała mi na blat stołu,ale szybko się prostowałam żeby skończyć co zaczęłam. Po skończeniu jednej rzeczy wzięłam się za drugą, czyli przygotowanie nowego papieru lub czystych ksiąg, do przepisania zniszczonych dokumentów. Mając wszystko co jest mi potrzebne przenosiłam informacje z dokumentów na nowy papier przy pomocy run. Trash nachylił się nade mną i uważnie przyglądał temu co robię.

- Gdzie się tego nauczyłaś?

- U bardzo mądrych stworzeń, które pomogły rozszerzyć mi horyzonty.- Odpowiedziałam pomału kończąc.

Czułam się dziwnie będąc tak blisko Trasha, przez tak długi czas. Położył swoje dłonie na moich ramionach. Skończywszy kopiować zawartość starych dokumentów ostrożnie wstałam i stanęłam twarzą w stronę towarzysza.

- Skończyliśmy już?

- Prawie. Ale tym zajmę się już sam, ty wracaj do komnaty.

- Na pewno?

- Na pewno. Jesteś już zmęczona, a jutro też mamy dużo pracy.

- No doooobrze.- Zgodziłam się lekko przeciągając.

Wyszłam z biblioteki. Szybkim krokiem kierowałam się w stronę komnaty. Przechodząc przez główny hol zauważyłam dwójkę młodych draenei uciekających ze spiżarni, w moją stronę, z bochenkami chleba. Zauważywszy mnie, jeden z nich podał mi chleb, a drugi pociągnął za sobą.

- Wszyscy nowi tacy są?-  Spytał pierwszy drugiego.

- Najwidoczniej.- Odpowiedział mu drugi.

Mocno zszokowana nie odzywałam się i bez większego namysłu biegłam za młodymi draenei. Przeszliśmy przez drzwi do ogrodu, a tam przez dziurę w żywopłocie. Biegliśmy długo. Ponieważ nie posiadałam niczego cieplejszego od sukni z każdym krokiem było mi co raz zimniej. Na szczęście po chwili dotarliśmy do drewnianej chatki. Weszliśmy do środka. W budynku, przy ognisku, siedziało pięciu draenei. Dwóch chłopców, dwie dziewczynki i jeden dorosły. Spojrzeli na mnie. Najstarszy od razu wstał. Miał dość masywne ramiona, długie, blond, włosy niechlujnie splecione w kłosa oraz bródkę. Posiadał też niezwykle ciepły wyraz twarzy. Podszedł do nas. Spojrzał za nas, w przestrzeń za otwartymi drzwiami. Zamknął je po czym stanął do mnie przodem. Wyciągnął do mnie dłoń.

- Jestem Dern.

Dalej nie do końca rozumiejąc co się dzieje milczałam.

- Chyba nie jesteś gadułą.- Stwierdził cofnąwszy rękę.- Lynn, Lenn macie coś?

- Tak.- Odezwali się obydwoje.

Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo są podobni. Młodzi usiedli przy ognisku. Zdziwiło mnie ile dzieci siedziało pod jednym dachem. Zwykle na co trzecią rodzinę przypadało najwyżej dwójka dzieci, a tu siedziało ich sześcioro. Dern spojrzał na mnie.

- Żadne z nich nie jest moje. Wszystkich znajdowałem zwykle w zimach przy lesie. Niestety znajdują się tacy rodzice którzy nie umieją się cieszyć z takiego błogosławieństwa jak dziecko.- Powiedział jakby wiedział na co zwróciłam uwagę. - Usiądź z nami. - Poprosił uśmiechając się.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 30, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Czerwona różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz