10. walka na śmierć i życie

1.6K 115 105
                                    

- Strasznie długo ich nie ma. 

Głos Cathy dobiegł do Lily jakby zza ściany, kiedy uporczywie wpatrywała się w wejście do Pokoju Wspólnego. Wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Musiało być. Jednak mimo to, nie potrafiła tak po prostu przestać się martwić, kiedy najczarniejsze scenariusze samoistnie pojawiały się w jej rudej głowie.

- Nadal nic nie widać? - mruknęła cicho, przyciągając kolana do klatki piersiowej i opierając o nie podbródek. Jej przyjaciółka westchnęła, a następnie podeszła do okna. Niestety, na ich nieszczęście, dzisiejsza noc była zimna i ciemna, niechybnie zwiastując mroźną pogodę.

- Przysięgam, że ja ich kiedyś zamorduję – stwierdziła Pollard, wracając na swój fotel. Jak zwykle starała się grać niewzruszoną, ale Ruda znała ją zbyt dobrze by w to uwierzyć. Brunetka martwiła się nawet bardziej od niej, choć nie wiedziała czy to w ogóle możliwe.

Przez kolejne dwadzieścia minut żadna nie odezwała się słowem, obie pogrążone we własnych myślach, dopóki portret nie otworzył się ze skrzypnięciem, ukazując zmęczone i odrobinę posiniaczone sylwetki Huncwotów.

- Jesteście! - obie rzuciły się w ich stronę, chcąc upewnić się, że obrażenia nie są niczym poważnym. - Wszystko w porządku?

- Spokojnie, wilczek był dzisiaj dość grzeczny - Syriusz pokiwał głową, jednak gdy Lily objęła go w pasie, wyraźnie się skrzywił.

- Spokojnie, tak? - na ustach Rudej pojawiło się niezadowolenie. - Żebra całe czy złamane?

- Całe. Są tylko obite - nakazała sobie, by zdobyć jutro trochę maści z pykostrąku, rewelacyjnej na wszelkie krwiaki i obtłuczenia.

- James? - odwróciła się w stronę okularnika, który uśmiechał się do niej uroczo. Miał zadrapanie na ramieniu, jednak oprócz tego wydawało się, że wszystko w porządku. Jego włosy były zmierzwione bardziej niż zwykle i miał w nich parę gałązek, które Lily czule wyciągnęła, nie do końca kontrolując samą siebie. Dopiero gdy napotkała zaskoczone, ale też rozbawione spojrzenia przyjaciół, zorientowała się co zrobiła. Na jej policzkach natychmiast pojawił się rumieniec.

- Wszystko w porządku, Evans – odchrząknął James, widocznie próbując wyciągnąć ją niezręcznej sytuacji. - Nie musisz się martwić. Wystarczy, że opatrzę sobie ramię i będzie okej. W dormitorium mam apteczkę.

- Nie musiałyście na nas czekać - stwierdził Peter, kiedy Cathy zakończyła inspekcję jego stanu. Nic mu się nie stało, oczywiście. Merlin jeden wiedział jak bardzo Lily była zadowolona z animagicznej postaci Pettigrew i stosunkowo niewielkiego zagrożenia, z którym się mierzył. Chociaż o niego nie musiała się dodatkowo martwić. - Jest już późno.

- I tak nie mogłybyśmy zasnąć - Cathy pokręciła gwałtownie głową, a ciemne loki niemal zasłoniły jej twarz.

- Przynajmniej dopracowałyśmy eseje z transmutacji - Lily wzruszyła ramionami. Nagle oczy trójki gryfonów otworzyły się szeroko, a następnie chłopcy wymienili spanikowane spojrzenia.

- Cholera - mruknął Syriusz, przejeżdżając dłonią po twarzy. - Zapomnieliśmy.

- Mówiliśmy, że zrobimy dzisiaj - próbował wytłumaczyć dziewczynom Glizdogon. - Ale potem Lunatyk przypomniał, że to pełnia i skupiliśmy się na tym, a teraz-

- Dobra, i tak nic z tym nie zrobimy - przerwał mu Potter. - Jestem zmęczony jak jasna cholera i muszę zmyć tą pieprzoną krew.

Podziękowali im jeszcze raz za troskę, a następnie w nie za dobrych nastrojach powlekli się do własnej sypialni. Dziewczyny odprowadziły ich wzrokiem.

Przeznaczenie ŁaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz