Rozdział 12

140 29 0
                                    


K A I


Powoli zaczynałem się gubić, nie potrafiłem wszystkiego kontrolować tak dobrze i skutecznie, jak jeszcze kilka tygodni temu. Wcześniej byłem zdeterminowany, chciałem jedynie zniszczyć moich wrogów, nie bacząc na przeszkody i udawało mi się, odnosiłem sukcesy, skutecznie wykorzystywałem swoje możliwości. Przegrana nie wchodziła w grę, bo od tego zależało moje życie, jak i innych członków Shi No Hitomi. Nie mogliśmy dać się złapać, zastraszyć i zabić, pomimo wszystko musieliśmy zachować spokój, ostrożność, nadal pozostając nieuchwytnymi.

Czasami miałem wrażenie, że robię wszystko źle, że Jae Hoon na moim miejscu postąpiłby zupełnie inaczej, że gdyby żył, byłby oburzony moim zachowaniem, tym jak radzę sobie z pozycją przywódcy oraz planami, jakie stworzyłem. Ale ja nie byłem jego kopią, klonem, który myślałby i zachowywał się tak jak on. Ja byłem Jonginem, nie Jae Hoonem i mimo że w jakiś sposób mieliśmy podobne poglądy, to nie mogłem stać się nim, nawet jeżeli inni tego ode mnie oczekiwali. Doskonale wiedziałem, że Kris nie był zadowolony z mojego dowództwa i że brakowało mu mojego brata. Na samym początku naśladowałem Jae, ale później doszedłem do wniosku, że nie mogę nim być – ta rola już dawno była zajęta, a ja musiałem wykreować jakąś inną. I wreszcie wybrałem tę, która w jakiś sposób zakrywała moją najprawdziwszą naturę, która nadawała mi wizerunek bezuczuciowego dupka. Ale pasowało mi to. W ciągu tak krótkiego czasu właśnie dzięki temu stworzyłem legendę o Kaiu – znanym jako lider gangu, przed którym wszyscy drżeli. Byłem z tego zadowolony, niemalże dumny i nawet nie zauważyłem, gdy nieustannie zacząłem grać.

Zabawne, że znalazł się ktoś, kto potrafił dostrzec Jongina, nie Kaia. Ktoś, kto z pozoru wyglądał na osobę bardzo słabą, kruchą, którą tak łatwo zniszczyć. Wcześniej nie brałem Baekhyuna na poważnie, potrzebowałem go jedynie do zrealizowania planu. Gdy zobaczyłem go pierwszy raz, pomyślałem, że z nim będzie naprawdę łatwo, że prostym będzie nim zmanipulować. I właśnie tak było, dopóki nie zacząłem zwracać uwagi na uczucia. Dlatego byłem na siebie zły, bo przecież zawsze wmawiałem sobie, że uczucia to słabość. One potrafiły skutecznie zabić człowieka, wcześniej z niego kpiąc. Właśnie z tego powodu tak bardzo chciałem nienawidzić ludzi. Powoli w każdym zaczynałem zauważać wroga, a akceptowałem jedynie garstkę osób, którzy stali się moimi sojusznikami.

Pomimo ostatnich zdarzeń, jakaś część tego złego, przebiegłego i bezdusznego Kaia została. Nie miałem zamiaru tak od razu rzucać wszystkiego i stać się dobrym, przykładowym obywatelem Korei Południowej. Baekhyun nie zdołał zmienić niektórych moich poglądów, bo nadal chciałem zabijać, doprowadzić mój wcześniej założony plan do samego końca. Stwierdziłem, że to nie będzie trudne, a głupie uczucie nie przeszkodzi mi w jego realizacji.

— Wpadamy w jeszcze większe bagno, Kai — warknął Zitao, spoglądając w moją stronę. Zacisnął palce na naładowanym pistolecie i zmrużył lekko podkrążone oczy. — Mówiłeś, że wszystko masz pod kontrolą, kiedy tak naprawdę jest chujowo — dodał z wyrzutem.

Doskonale wiedziałem, o czym mówił. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak to wszystko wygląda i nie dziwiłem się, że ma do mnie pretensje, ale myślałem, ze wszystko kontroluję, że nic nie będzie w stanie mi zniszczyć tego, nad czym od jakiegoś czasu planowałem, co stało się moim priorytetem. Uważałem się za pana świata i byłem z siebie cholernie dumny, szkoda tylko, że nie widziałem przeszkód, które inni w przeciwieństwie do mnie potrafili dostrzec.

Zacisnąłem dłonie na kierownicy, nie odrywając wzroku od drogi nawet na chwilę. 

 — Przestań pieprzyć — zażądałem, uśmiechając się wrednie. — Ty zawsze za bardzo panikowałeś i właśnie to zaczęło niszczyć ciebie, jak i twoją maskę gangstera.

shi no hitomi || kaibaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz