– Ruszysz się, czy mam ci pomóc? – Siedziałam na boisku, oparta o słup jednego z koszy do gry. Podziwiałam chmury, mając odchyloną głowę do góry, aż do moich uszu doszła drobna uwaga. Widziałam przed sobą młodego chłopaka, być może o parę lat starszego ode mnie.
– No, Japoneczko.
Angielski akcent sprawił, że jego głos był dla mnie jeszcze bardziej irytujący. Aleksander chodził do pobliskiego liceum, gdzie nieraz widywałam go na korytarzach, wraz z jego przyjaciółmi. Znany był ze swojego nietypowego stylu bycia, opierającego się głównie na sporcie i wymownych uśmieszkach, który właśnie zaprezentował.
– Spokojnie mięśniaku, już się wynoszę. – Mruknęłam pod nosem i zaczęłam się powoli podnosić z piłką, leżącą obok mnie. Widziałam, jak jego kompan obserwuje mnie, a ja odeszłam bez słowa, podnosząc jedynie rękę do góry w geście pożegnania. Od pięciu miesięcy mieszkam wraz z ojcem w Londynie, w mieście, za którym zbytnio nie przepadam. Ciągły gwar, samochody ciągnące się jeden za drugim oraz pełno przechodni na poboczach. W pewnym stopniu przypominało mi Tokio, do którego nieraz będąc mała musiałam wyjeżdżać. Sądziłam, że choć dzisiaj będę miała chwilę spokoju, jednakże nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca. Tułam się od przystani do przystani, na chwile odetchnąć, a potem znów zobaczyć, że brak mi czegoś. Szukam w odmętach mojego umysłu jakiegoś punktu zaczepienia, lecz od dłuższego czasu, moja harmonia jest zachwiana. Szukając celu w życiu, chodzę codziennie tymi samymi uliczkami, tymi samymi drogami, lecz nic mnie nie satysfakcjonuje. Żyję, by żyć. Nudzi mnie niezwykle całe moje życie z małymi przebojami. Od śmierci do śmierci, która tyko pieczętuje moje uczucia i myśli.
Skręciłam w uliczkę będącą po mojej prawej stronie i szłam przed siebie, widząc kolorowy szyld księgarni naprzeciwko. Zaraz za sklepem, trochę dalej, było podziemne przejście prowadzące na drugą stronę ulicy. Rozciągały się tam wysokie budynki apartamentowców, w których znajduje się jedno piętro przeznaczone specjalnie dla głównego członka ambasady japońskiej w tym kraju i jego córki.
Zatrzasnęłam drzwi za sobą, rzucając klucze do małego koszyczka na półce, znajdującej się niedaleko wejścia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając ojca w zaciszu brązowych ścian. Westchnęłam głęboko patrząc na zegar ścienny, wiszący nad zmywarką w kuchni. Było w pół do siedemnastej, czyli o półtorej godziny za wcześnie, żeby ujrzeć tatę w domu. Bardzo często wracał późno z pracy i nieraz widziałam, jak zajmuje się papierkową robotą po powrocie. Kocham go nad wyraz, nie mając żadnego porównania z niczym. Był jedną z kilku osób, które pozostały w moim najbliższym gronie. W Japonii miałam jeszcze trzy ukochane osoby. Zawsze uśmiechniętą i szaloną Ino, której niegdyś dorównywałam absurdalnymi pomysłami oraz Hinatę – wiecznie roześmianą, spokojną dziewczynę, która urzekła mnie swoją pozytywną pogodą ducha oraz pokojowym nastawieniem do każdego. Nie mogłam również zapomnieć o niezastąpionej macosze, która była mi jak prawdziwa, opiekuńcza matka. Była niezwykle urodziwą kobietą o stanowczym charakterze i bojowym nastawieniu. Co prawda, niestety to doprowadziło również do rozłąki między nią, a ojcem, jednak nie oznaczało to, że rozstali się w gniewie i złości. Doszli do obopólnego porozumienia, a kontakt z nią utrzymuję aż do dzisiaj. Wiem, że w jej życiu następują teraz pozytywne zmiany, gdyż zacieśniła więzy ze swoim przyjacielem ze studiów medycznych, który swoją drogą był dobrze ustawionym, przystojnym, jak na swój wiek, mężczyzną. Z każdym listem, z każdą wiadomością i rozmową z nią czuję się silniejsza. On, Takuji, był jej synem i obie bardzo przeżyłyśmy jego stratę, lecz nawzajem byłyśmy dla siebie wsparciem. Tęsknie za nimi niesamowicie i pragnę ponownie wrócić do Konoha, do miejsca, gdzie jest dla mnie cichy zakątek.
CZYTASZ
Ai o Isoide
RomanceDo niedawna mogła uznać siebie za typową nastoletnią uczennicę, która żyła bez większych problemów oraz trosk. Wszystko zaczęło się drastycznie zmieniać po śmierci jej przyszywanego, starszego brata, którego kochała ponad wszystko. Niedługo zaraz po...