Czułam zimno, a to, co temu towarzyszyło doświadczyłam pierwszy raz w życiu. Biegłam najszybciej jak potrafiłam, pomimo że nogi drżały mi od wysiłku. Serce, niczym gong w świątyni, dudniło w mojej piersi. Mój oddech był nierówny, a powietrze urywanymi salwami dostawało się do moich płuc. Burza rozpętała się nad moją głową, a ja nie byłam w stanie nawet określić, kiedy dokładnie. Widziałam tylko czerń, a krople wody wpadały do moich oczu. Biegłam w kierunku domu, lecz kto wie, czy obrałam dobrą drogę? Potykałam się o moje nogi, a rękę przycisnęłam do piersi, zaciskając w dłoni materiał czarnej bluzki. Czułam, że się duszę, a z mojej krtani wydobył się cichy jęk. Trochę siły kobieto! Wykrzyczałam do siebie w myślach i stanęłam gwałtownie, próbując wziąć większy oddech. Przetarłam drżącą ręką oczy i parę razy zamrugałam powiekami. Spojrzałam na moją rękę ubrudzoną na czarno, gdy starłam tusz, ale widziałam nieco lepiej. Podchodziłam do drzewa niedaleko mnie, ale w połowie drogi upadłam. Co się ze mną działo? Dlaczego byłam tak irytująco słaba? Gdzie się podziała ta cała odwaga i siła we mnie?
Poderwałam gwałtownie głowę, gdy do moich uszu dotarło trąbienie. Spojrzałam przed siebie, a przed moimi oczami nagle świat pojaśniał. Byłam w stanie tylko dostrzec ledwo widoczne zarysy drzew oraz lekko ruchliwą ulice naprzeciwko. Objęłam się ramionami i zamknęłam oczy. Moje palce całkowicie przemarzły i czułam się, jakbym zamiast nich miała kawałki lodu.
Czułam ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele. Oh, jak przyjemnie. Objęłam mocniej kubek z gorącą herbatą i oparłam się o ścianę. Siedziałam we własnym pokoju i czułam się, jakby ktoś nareszcie zabrał z moich barków i serca jakąś cząstkę niewypowiedzianego ciężaru. Westchnęłam ciężko i wypiłam malutki łyczek z mojego ulubionego kubka z kłapouchym, który bardzo dawno temu tutaj zostawiłam. We własnym umyśle miałam... nic. Pustkę, jakby zdarzenie z dzisiaj nie miało miejsca. Wróciłam do domu, zrobiłam to co zawsze – rozebrałam się z wierzchniego ubrania, rozpakowałam się, przywitałam się z pustymi ścianami domu i usiadłam nie robiąc nic. Nie czuję żadnego strachu ani żadnych innych, negatywnych uczuć. Tylko zaciekawienie. Cóż to było? Co sprawiło, że uciekłam? Widzieć – widziałam. W pierwszym odruchu wyglądało jak zwykły odłamek plastiku, w dotyku przypomniało skórę, a przede wszystkim ruszyło się. Złapało mnie w solidny uścisk i wydawałoby się, jakby chciało się wydostać spod ziemi. Byłam na cmentarzu, a pierwsza myśl jaka mnie naszła, przypomniała niczym z jakiegoś taniego horroru - Zombie. Zaśmiałam się lekko pod nosem, lecz brzmiało to raczej jak ironiczne chrzęszczenie. Większej głupoty nie mogłam wymyślić, lecz jakie było na to wytłumaczenie? Istoty nadnaturalne nie istniały w naszym świecie i nigdy nie będą. Przy najbliższej okazji wrócę tam. I wiedziałam, że to zrobię.
– Sakura! – po domu rozległo się echo trzaśnięcia drzwiami, a zaraz po tym bardzo stłumiony głos Deidary. – Jesteś już?
– Jestem! Co jest? – Odpowiedziałam mu i podniosłam się z łóżka. Zrzucając mozolnie koc z nóg, podeszłam do drzwi i wyszłam, podchodząc do klatki schodowej.
– Sakura! – Ponownie wykrzyknął moje imię.
– No co jest? – Oparłam się o białą balustradę i spojrzałam w dół, gdzie zaraz pojawił się blondyn. – Ty nie na uczelni? – Zapytałam, przypominając sobie, że o czternastej zaczynały się jego wykłady.
– Nie, bo idiota Hidan bez mojej wiedzy wpadł tutaj i zabrał mój samochód do przeglądu. Pominąć fakt, że sam powinien być na tych zajęciach. – Westchnął ciężko poprawiając grzywkę, która naszła mu na oczy. Spojrzał ponownie do góry na mnie i uśmiechnął się łobuzersko. – Dlatego zbieraj się mała i zabieram Cię gdzieś. – Podniosłam brew do góry, czego oczywiście nie mógł zbyt dobrze dostrzec, lecz zrobiłam pobłażającą minę, którą już musiał zauważyć. – O co chodzi?
CZYTASZ
Ai o Isoide
RomanceDo niedawna mogła uznać siebie za typową nastoletnią uczennicę, która żyła bez większych problemów oraz trosk. Wszystko zaczęło się drastycznie zmieniać po śmierci jej przyszywanego, starszego brata, którego kochała ponad wszystko. Niedługo zaraz po...