1. Korzeń

352 27 9
                                    

Niezapominajki już dawno uschły, jednak wciąż trzymałem je w wazonie z mętną, brudną wodą. Powinienem wyrzucić i martwe kwiaty, i sam wazon. Samo patrzenie na niego sprawiało mi ból. Mimo to nie zrobiłem tego. Ba! Katowałem się jeszcze bardziej, postawiwszy ostatni prezent od niego w centralnej części stołu. Dzięki temu każdego dnia mogłem na nowo przeżywać wyrzuty sumienia, ból oraz wyrzucać sobie głupotę za słowa, którymi pożegnałem miłość swego życia.

Usychałem bez niego niczym owe niezapominajki.

Żeby bardziej sobie dopiec, wyciągnąłem stary dziennik. Kiedyś prowadziłem go sumiennie, lecz od dawna tego nie robiłem. Dokładnie od dnia, w którym wypędziłem najsłodszego idiotę ze swojego życia.

21.03.2009

Wciąż czekamy na nadejście prawdziwej wiosny. Kiedy przyjdą cieplejsze dni kwietnia, wybierzemy się we dwóch do lasu, aby szukać pierwszych niezapominajek. Quillan mówi, ze kwitną od kwietnia do czerwca, więc powinniśmy jakieś znaleźć.

Robi mi się ciepło na sercu, gdy na niego patrzę. Jest taki podekscytowany! To niesamowite uczucie. Wiem, że niezapominajka to nasz kwiat, tylko nasz. Zawsze będzie mi się kojarzyła wyłącznie z nim. Cokolwiek się z nami nie stanie. Przysięgaliśmy to sobie wielokrotnie. Wierzę, że tak zostanie.

04.04.2009

To już jutro! Już jutro idziemy razem do lasu, żeby wreszcie móc zerwać pierwsze niezapominajki. Nie mówię o tym Quillanowi, ale moja znajoma poleciła mi tatuatora. Chcę, aby zrobił dla nas dwóch jeden projekt — niezapominajkę właśnie z eleganckim podpisem: forget me not. Chcę, żeby tatuaż nawiązywał do naszej relacji, naszego życzenia. Nie chcę zapomnieć.

Trochę się boję, że Quillan odmówi.

06.04.2009

Pada.

Padapadapada.

Jestem znudzony.

Quillan nie może się dziś ze mną spotkać, bo ma pomóc mamie. Smutno mi z tego powodu, chociaż rozumiem, że świat nie kręci się wokół mnie. Dlatego mam zamiar spędzić dzisiejszy dzień z mamą i tatą. Może nawet, jeśli się rozpogodzi, wyjdę na spacer z Maxem? Kiedyś uwielbiałem prowadzać go na smyczy, gdy biegał i wąchał wszystko, co tylko aktualnie go zainteresowało.

Chcę już do lasu.

Chcę moje kwiaty.

Chcę zobaczyć uśmiech Quillana.

Chcę go całować.

Ach! Nie powinienem sobie za dużo wyobrażać. Przecież nie jest gotowy, mówił mi to nie raz. Dlaczego wciąż wracam myślami do jego ciała, do swojej żądzy?

Nie moja wina, że chciałbym już się z nim kochać.

Czy to źle?

09.04.2009

Mamy już swoje pierwsze niezapominajki! Ja podarowałem swoją Quillanowi, a on mi, Uwielbiam na nią patrzeć, gdy go nie ma obok. Jestem szczęśliwy.

Zgodził się też na identyczne tatuaże!

Czy jest ktoś szczęśliwszy ode mnie?

Zatrzasnąłem dziennik, po czym rzuciłem go w kąt, prychając. Byłem młody, naiwny, jeśli wierzyłem, że nasz związek przetrwa młodzieńczą burzę. Teraz nie pozostało mi nic innego jak tylko znosić własną nienawiść oraz głupotę. To przecież nie jego wina, że chciał mi wybaczyć zdradę, a ja się nie zgodziłem. Szydziłem z jego niemądrej postawy.

Spotkaliśmy się na naszej polance w lesie, gdzie roiło się od ukochanych kwiatów. Próbował ze mną rozmawiać o moim wycofaniu. Milczałem. Wreszcie próbował wręczyć mi bukiet niezapominajek. Odtrąciłem go. Cofnąłem się o krok, a potem, patrząc mu w oczy, okłamałem, mówiąc, że już się nim znudziłem. Że go nie kochałem od dawna. Uwierzył. Bez słowa wrócił do domu. Wręcz wybiegł z lasu, odrzuciwszy zerwane niezapominajki za siebie.

Pamiętam, jak płakał. Śmiałem się histerycznie, krzycząc, by uciekał. Nie obchodziło mnie, ile słyszał. Mając pewność, że zostałem sam, rozpłakałem się jak dziecko. Byłem jednak zbyt dumny, żeby pobiec za nim i błagać o wybaczenie.

Następnego dnia nie przyszedł do szkoły. Kolejnego dowiedziałem się od jego matki, którą spotkałem w sklepie, że wyjechał kontynuować naukę w innym mieście. Zamieszkał u ojca.

Zostałem w tym przykrym, smutnym miasteczku. Zapuściłem tu korzenie, każdego dnia przeżywając na nowo koszmar związany z jego absencją. Na własne życzenie sprowadziłem na siebie piekło, z którego nie potrafiłem uciec. Matka z ojcem próbowali ze mną rozmawiać, lecz zbywałem ich. Nawet najcieplejsze promienie słońca nie potrafiły ukoić mojej duszy. I choć starałem się wciąż uśmiechać, udawać, że wszystko było w porządku, wewnętrznie rozpadałem się na kolejne kawałki. Na sam koniec została wyłącznie skorupa tak pusta, że aż marzłem od własnego zimna. Przestałem chodzić do szkoły; siedziałem zamknięty w pokoju, płakałem, patrzyłem na zwiędnięte niezapominajki. Nie skończyłem nauki, zaś rodzice nie potrafili znaleźć powodu do wyciągnięcia mnie z sypialni.

Byłem im wdzięczny, że starali się nie krzyczeć. Oboje mieli anielską cierpliwość do mnie, za co zapewne powinienem ich wycałować po stopach. Byłem butny i głupi. Z każdym dniem marnowałem się coraz bardziej. Gorące lato minęło, zaczęła się jesień, lata mijały, a ja wciąż i wciąż wracałem do początku maja feralnego roku, kiedy ostatni raz dane mi było zobaczyć najpiękniejszą twarz pod słońcem. Smutną, pełną zawodu, niedowierzania, szoku.

Byliśmy razem przez trzy lata. Zniszczyłem wszystko w dwutysięcznym dziesiątym. Od tego czasu nic się we mnie nie zmieniło, choć minęło już pięć wiosen. Uśmiechnąłem się drwiąco, po czym podszedłem do stołu i pogładziłem zwiędłe niezapominajki. Określenie z mijającą wiosną świetnie pasowało do sytuacji. Bo przecież to wiosną popełniłem samobójstwo, a potem żyłem jak trup.

A właściwie to nie żyłem. Bytowałem. O, to jest dobre słowo.

Niezapominajka | BLWhere stories live. Discover now