5. Kwiat

172 23 5
                                    

Niezapominajki jeszcze nie uschły, więc wciąż trzymałem je w wazonie ze świeżą, przejrzystą wodą. Uśmiechałem się delikatnie, obserwując roślinę, która prezentowała się niewiarygodnie dobrze w ostatnim podarunku od Quillana.

Od naszej rozmowy minęły dwa tygodnie. Nie kontaktowaliśmy się, lecz wreszcie poczułem spokój. Wreszcie uwolniłem się od wyrzutów sumienia oraz wyniszczającego uczucia. Miałem nadzieję, że Quillanowi również będzie lżej po naszej rozmowie, szczerze powiedziawszy, ponieważ nie życzyłem mu źle. Czekałem na niego, jednak nie modliłem się o rozpad jego związku z Milesem.

Kiedyś pragnąłem zapomnieć. Kiedyś chciałem zostać w pustce bez uczuć oraz wspomnień. Słowa wybaczenia Quillana uratowały mnie od ciemności, od mroku, w którym tonąłem. Niezapominajki, kiedyś ukochane i znienawidzone jednocześnie, teraz pozostawały najdroższymi dla mego serca kwiatami. Najpiękniejsze, najdelikatniejsze. Ich urok mnie oszałamiał na nowo.

Pięć lat to sporo czasu. Dużo się zmieniło. Obaj wydorośleliśmy, choć ja wciąż nie miałem zamiaru wyprowadzać się od rodziców. Nie widziałem ku temu powodów, nie miałem też zbyt górnolotnych perspektyw przez brak odpowiedniego wykształcenia. Obiecałem sobie, że skończę szkołę, a potem pójdę do pracy — nie mówiłem jednak o tym nikomu, ponieważ chciałem zrobić niespodziankę rodzicom. Chciałem usłyszeć, że byli ze mnie cholernie dumni.

Matka wróciła z drobnych zakupów, gdy szykowałem jej przekąskę oraz herbatę. Posłała mi uśmiech pełen wdzięczności, po czym poszła do swojej sypialni. Zaraz za nią w domu zjawił się ojciec. Jemu również zrobiłem posiłek wraz z ciepłym napojem. Z szerokim uśmiechem udał się do mamy.

Sprzątałem kuchnię, gdy rozległo się pukanie. Poszedłem otworzyć.

— Wejdź i idź do mnie — powiedziałem, nie okazując zaskoczenia. — Ja dokończę ogarnianie kuchni i przyjdę.

— Jasne. — Quillan zzuł buty, zarzucił dżinsową katanę na wieszak, po czym w skarpetkach przemknął do mojego pokoju.

Bardzo szybko skończyłem oporządzać kuchnię. Czym prędzej udałem się do siebie, zastanawiając, co takiego właściwie sprowadza do mnie Quillana. Nie zwykł składać wizyt ot tak, bez zapowiedzi, chyba że chodziło o coś wyjątkowo ważnego.

Siedział na tapczanie z poważną miną.

Ledwo zdążyłem zamknąć za sobą drzwi do pokoju, gdy doskoczył do mnie w dwóch susach, oparł o ścianę, a potem całował gorączkowo, jakby świat miał runąć nam na głowy. Oddałem ten niespodziankowy pocałunek z całą pasją, na jaką było mnie stać. Czułem, że jego ramiona to jedyne miejsce, w jakim potrafiłem istnieć.

Oderwałem się pierwszy, żeby zaczerpnąć powietrza; Quillan zjechał więc ustami na moją szyję, nie mogąc przestać mnie dotykać.

Odsunąłem go delikatnie. Potrzebowałem wyjaśnień, choć seks był równie kuszącą propozycją.

— Hej, hej, przystopuj — rzuciłem, uśmiechając się szeroko. — Najpierw powiedz mi, co się dzieje, dobrze?

Pokiwał głową na znak zgody, po czym pociągnął mnie w kierunku tapczanu. Opadliśmy obok siebie, bokiem, żeby móc patrzeć sobie w oczy.

— Nie jestem z Milesem. Zerwaliśmy pięć dni temu.

— Dlaczego? — zapytałem ze zdumieniem. Wydawali się być raczej szczęśliwą parą, szczerze mówiąc. — Przecież byliście razem dosyć długo, prawda? Twoja mama tak przynajmniej powiedziała.

Quillan westchnął, po czym przeciągnął się leniwie. Splótł palce naszych prawych rąk.

— Wiesz, Otis... Jak to powiedzieć... — Szukał odpowiednich słów, wciąż nie przestając się uśmiechać z rozleniwieniem. Kojarzył mi się z kociakiem, który znalazł idealną pozycję do spania. — Niektóre związki, choć z pozoru dobre, wcale takie nie są. Dogadujecie się, przeżywacie wspólnie przygody, a nawet uprawiacie seks, lecz w pewnym momencie dochodzi do was, że jesteście bardzo podobni. Zbyt podobni. Pasujecie do siebie, jednak tylko w relacji przyjacielskiej. Związek to przygoda sama w sobie, ogromne wyzwanie, ciągłe kompromisy, ale też kłótnie. Ja i Miles to materiał na przyjaciół, nie związek. To, co było miłością braterską, wzięliśmy za miłość romantyczną, Otis.

Zmarszczyłem brwi. Chyba wiedziałem, do czego Quillan pił, jednak wciąż mu nie przerywałem, zbyt ciekaw dalszej części. Poza tym to on wparował do mnie bez zapowiedzi, a potem całował, jakby miał umrzeć.

Nie, żebym narzekał.

— Po naszej rozmowie dużo myślałem, co właściwie czuję. Miles od razu zauważył, że jest coś nie tak, jednak dał mi czas na ochłonięcie. Decyzję o zerwaniu podjęliśmy wspólnie, co właściwie Miles przyjął z ulgą. — Quillan zaśmiał się gromko. — Okazało się, że już dawno chciał mi to powiedzieć, ale bał się reakcji. Powiedział mi też, że od razu było po mnie widać, czego chcę. Najwidoczniej musiałem do tego dojrzeć. — Wzruszył ramionami.

Zaczynałem się niecierpliwić.

— Chcę ci tylko powiedzieć, choć długo mi to zajęło, że cię kocham, Otis. Kocham i nigdy, ale to przenigdy cię nie zapomnę. Cokolwiek by się stało, jesteś moją jedyną niezapominajką. Jesteś najpiękniejszym kwiatem, jaki cały świat mógł zobaczyć. I nic, naprawdę nic, tego nie zmieni. To tobie przysięgałem wieczystą pamięć, to nasze hasło mamy wytatuowane na rękach, więc to z tobą chcę przejść przez las życia, zbierając po drodze niezapominajki.

Uśmiechnąłem się z miłością i czułością.

— Tak długo, jak jesteś obok, nie potrzebuję żadnej innej niezapominajki.

Niezapominajka | BLWhere stories live. Discover now