Rozdział dziesiąty

653 75 26
                                    

Poznanie rodziców osoby z którą się spotykałam nigdy nie należało do moich zmartwień ponieważ nigdy nie docierałam do tego etapu z drugą osobą. Nie mogłam nazwać żadnego wcześniejszego związku poważnym jeśli jedynie opierał się on na seksie. Bawiły mnie opowiadania znajomych na temat pierwszego spotkania rodziców swojej dziewczyny czy też chłopaka. Nie miałam pojęcia dlaczego się tak bardzo stresowali skoro byli to zwykli ludzie. Jednak beztroskie chwile uciechy z kolegów oraz ich doświadczeń zaczęły odtwarzać mi się przed oczami gdy szłam z Amarah do chaty jej rodziców. Nie powinnam była się denerwować ponieważ spodziewałam się tego co mnie czeka. Nie oczekiwałam za wiele od tego spotkania wiedząc, że mój związek z ich córką pozostaje w sekrecie zresztą byłam niemal pewna, że Uma i Rakron podobni do reszty dorosłych Paputitich pomijając Amarah, która przez kilka miesięcy okazała więcej ciepła niż całe plemię.

''Powinni być w chacie.'' - zapewniła, ale w głębi duszy miałam nadzieję, że jednak ich nie będzie.

''To dobrze.'' - wymusiłam uśmiech.

Wydawało mi się, że nerwy, które czułam w tamtej chwili są rewanżem za śmiech, którym obdarzałam znajomych opowiadających o swoich niemiłych pierwszych spotkaniach z rodzicami swoich ukochanych. Jeśli miałam stanąć twarzą w twarz z dwojgiem Paputitich, którzy wychowali Amarah nie mogłam być kłębkiem nerwów. W końcu to oni byli rodzicami tej niezwykłej osoby w której się zakochałam więc nie mogli być tacy źli, prawda?

''Już niedługo.'' - oznajmiła, a ja wzięłam kilka głębokich oddechów by się uspokoić.

Przed nami ukazała się duża chata niczym szczególnym nie różniąca się od innych znajdujących się w osadzie poza tym, że była ona przez kilkanaście lat domem Amarah. Kobieta weszła do niej przede mną, a ja jak zagubiony piesek podążałam za nią.

''Ojcze.'' - usłyszałam głos Amarah. Spojrzałam na wysokiego, potężnej budowy mężczyznę z długimi czarnymi niczym ziemia włosami oraz penetrującym duszę spojrzeniem.

''Co to tu robi?'' - jego głos był głęboki oraz zdegustowanie z jakim to wypowiedział posyłało dreszcze po moim całym ciele.

''Ojcze to jest Eden.'' - odpowiedziała spokojnym głosem najwyraźniej przyzwyczajona do takiego zachowania jednak zauważyłam ból w jej zielonych oczach jakby również cierpiała z powodu mojego odrzucenia przez jej ojca.

''Po co to tutaj przyprowadziłaś.'' - całkowicie zignorował swoją córkę. Wiedziałam, że to nie był najlepszy pomysł, ale tęskniłam z Ainslee, która poszła do swoich dziadków, gdy Amarah i ja musiałyśmy lecieć do pracy. Wróciłam do niej kilka dni wcześniej. Moja rana całkowicie zniknęła wraz z nawet najmniejszym dyskomfortem, który wcześniej odczuwałam.

''Gdzie Ainslee?'' - zapytała rozglądając się po chacie.

''Zaraz wróci z Umą.'' - oznajmił i spojrzał na mnie z obrzydzeniem do którego zdołałam się już przyzwyczaić. Myślałam, że gdyby nie było przy mnie Amarah, Ainslee oraz Shaneque nie wytrzymałabym psychicznie wśród tych ludzi. ''Nikt cię tutaj nie zapraszał, wyjdź.'' - nie pozostało mi nic innego jak tylko odwrócić się i wyjść jednak ręka Amarah na moim ramieniu mnie zatrzymała.

''Jest ze mną.'' - spojrzałam na jej dłoń następnie na Rakrona, który również się na nią patrzył. Amarah musiała to zauważyć i zabrała swoją dłoń z mojego ramienia równie szybko jak ją tam położyła. ''Zostanie.'' - z jednej strony nie chciałam zostawiać Amarah samej, ale z drugiej myślałam, że najlepiej będzie jak po prostu wyjdę i położę kres niepotrzebnej kłótni, która wisiała w powietrzu.

''Nie tobie o tym decydować.'' - syknął.

''Amarah, może -'' - chciałam jej powiedzieć, że nie mam nic przeciwko temu by wyjść i poczekać przed chatą, ale przerwał mi rozgniewany głos Rakrona.

OBCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz