Rozdział dwudziesty pierwszy

520 62 24
                                    

Pierwszym moim pragnieniem po przybyciu na Entigre była chęć powrotu do domu. Chciałam uciec od nieznanej mi cywilizacji oraz panujących w niej realiów. Byłam zagubiona oraz nie mogłam się odnaleźć. Mimo zapewnień Przywódczyni o gościnie to codziennie budziłam się ze strachem, że po raz ostatni widzę wschód słońca. Miałam jasno postawiony cel by przeczekać do burzy oraz wynieść się z obcej mi planety. Jednak moje plany z czasem zaczynały się zmieniać. Po zbliżeniu się do Amarah odnalazłam w niej przyjaciółkę, bratnią duszę, powierniczkę oraz ukochaną mi osobę. Nadała sens moim długim dniom na Entigre. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia i miłość Amarah oraz moja z całą pewnością nią nie była, ale już pierwszego dnia mojego pobytu w osadzie coś mnie w niej zaintrygowało.

Moje długie ciemnie włosy targał wiatr. Unosiły się one na wietrze zasłaniając moją twarz. Wokół mnie panowała cisza. Nie, to nie była cisza. To było coś więcej. Widziałam poruszające się usta, ale nie docierał do mnie żaden dźwięk, widziałam telepiące się na wietrze deski chat oraz czułam deszcz, który z całą pewnością spadał ociężale z nieba, ale ja czułam się jedynie obserwatorką tego szaleństwa. Nie należałam do niego. Nie należałam w tamtej chwili donikąd.

Zaprowadzili mnie na polanę, tę samą na której bawiłam się jeszcze niedawno z dziećmi. Patrzyłam jak przyciągają z jednego drzewa na drugi metalowy łańcuch, którego końce były oblane czarną substancją która z czasem zaschła i tworzyła ochronę przed porażeniem elektrycznym. Po mojej lewej stała Amarah, tępo patrząca przed siebie, a do jej boku przytulona była mała Ainslee. Spojrzałam na nią, podziwiałam jej piękne rysy twarzy. Jej widok zawsze zapierał mi dech w piersiach. Uwielbiałam na nią patrzeć i niewinnie dotykać. Była częścią mnie. Jak mogłabym ją zostawić? Ale czy ci, których zostawiłam kilka miesięcy wcześniej nie byli częścią mnie? Przecież byli częścią mojego życia, które mi odebrano.

''Eden, będziemy mieć tylko jedną szansę. Drzewa nie wytrzymają tak dużego napięcia i przełamią się wpół ciągnąc za sobą metal. Od wyładowania będziesz mieć zaledwie kilka sekund by wejść w portal.'' wiem, że do mnie mówili, ale nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu i gdy odwróciłam się by zobaczyć do kogo należy zobaczyłam czerwone oczy Shaneque.

''Idź dziecko. To twoja jedyna szansa.'' więc poszłam.

Coś mnie popychało do przodu. Może to była myśl o zobaczeniu swojej rodziny za którą wciąż tęskniłam mimo upływającego czasu?

Mówią, żeby nigdy się nie oglądać do tyłu, ale gdy podeszłam do drzew i rozwiniętego wokół nich metalu spojrzałam. Mój wzrok od razu powędrował do Amarah i jej pięknych lecz smutnych zielonych oczu. Płakała. Nie byłam wstanie tego widzieć z powodu odległości w której się znajdowałam od niej, ale byłam pewna, że płakała. Tęsknota ścisnęła mnie za gardło i trudno mi było wziąć następny oddech.

Czy można wybrać między miłością do rodziny, a miłością do ukochanej? Czy to jest wyrównana walka?

Kochałam Amarah, przez te kilka miesięcy stała się dla mnie tlenem potrzebnym do życia, ale kochałam również swoją rodzinę i życie, które mi odebrano.

Deszcz skutecznie mył moją twarz od nieustających łez.

Nieważne jaką podejęłabym decyzję.

Nieważne kogo wybrałoby moje serce.

I tak przegram.

Stracę.

Usłyszałam głośny huk w którego stronę szybko powędrowała moja głowa. Mój oddech przyśpieszył widząc iskry. Lekko odskoczyłam, gdy nagła elektryczna kurtyna wzbiła się przede mną do nieba, ale nic nie mogło mnie przygotować do tego co za nią zobaczyłam. Była ona przezroczysta, ale w oddali zobaczyłam swoją mamę. Siedziała w swoim fotelu z książką w dłoni w moim rodzinnym domu. Mój ojciec podszedł do niej i pocałował w policzek zanim zniknął za ścianą na której znajdowały się zdjęcia mojego rodzeństwa oraz mnie. Następny obraz przedstawiał Lylę, która siedziała w audytorium. Rozmawiała z rudowłosą dziewczyną, a na jej twarzy widniał mały uśmiech. Poczułam jakby ktoś wyrywał mi serce, gdy zobaczyłam Rona, mojego bratanka, który biegł za piłką. Zapamiętałam go jako chłopca, a w tamtej chwili przed moimi oczami ukazał się młody mężczyzna.

OBCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz