Postawiłam ostatnią miskę z przekąskami na stole i zaczęłam się zastanawiać, czy mam coś jeszcze zrobić. Chciałam jakoś zająć myśli przed meczem.
-Amy! Telefon! - Głośny zdenerwowany krzyk Zoe rozniósł się po całym domu przerywając tym samym ciszę mąconą tylko co jakiś czas przez muzykę puszczaną z pokoju Chloe.
Westchnęłam melancholijnie i wycierając ręce w spodnie.
-Amy! Bo mnie coś trafi zaraz! - Zoe zdecydowanie nie była zbyt spokojna dzisiaj. - Jeszcze chwila i ci ten telefon w dupę wsadzę, jeżeli masz problem, żeby schować go do kieszeni! - Pokręciłam zdenerwowana głową i przyśpieszyłam.
-AMY DO CHOLERY! - Nie wiem co w tym momencie robi Zoe, ale zdecydowanie mój telefon jej to utrudnia.
- Idę przecież- Burknęłam pod nosem i weszłam do jej pokoju. Na widok leżącej z laptopem Dziewczyny przewróciłam tylko oczami. - serio? Nie mogłaś mi go podać? Wiesz przecież że muszę pilnować... O BOŻE! - chwyciłam szybko telefon i zbiegłam po schodach.
Będąc już na dole W dalszym ciągu słyszałam głośny śmiech mulatki.
- Chloe idź jej pomóż! Ona znowu to zrobiła! - rozbawiony głos było słychać wręcz wszędzie.
- Nieprawda?!- Odkrzyknęłam zdenerwowana i rzucając telefon gdzieś na blat chwyciłam rękawice i wyjęłam z piekarnika przekąski. Miałam ogromne szczęście. Większość była idealnie przypieczona czy też w tym kucharskim slangu zarumieniona.
Westchnęłam z ulgą i położyłam blachę na desce i zamknąłem nogą piekarnik. Wyjęłam miskę i właśnie zabierałam się za władanie jedzenia do niej, kiedy mój telefon się rozdzwonił.
Jak to mam w zwyczaju odłożyłam miskę na blat i szybko chwyciłam za telefon. Zanim go jednak odebrałam trochę minęło, bo oczywiście z tego wszystkiego zapomniałam zdjąć rękawice i uparcie próbowałam przeciągnąć słuchawkę w dobrą stronę jednak bez skutecznie.
Zębami zdjęłam rękawice i odebrałam telefon.
-mhm? -Mruknęłam na wstępnie dalej trzymając w zębach materiał. Włączyłam piekarnik i zaczęłam dzikie poszukiwania szpatułki.
- Amy? Jezu dziewczyno, ile można do ciebie wydzwaniać? Zresztą nieważne... Wiesz co się stało. Musisz mi pomóc nawet jeśli przez telefon. Cokolwiek. - głos Tai mówił mi wszytko. Nie potrzebowałam wtedy nawet zbędnych nakreśleń.
Wypuściłam rękawice z ust i zaczęłam szybko nawijać od rzeczy. To był nasz taki mały sposób na stres. Tai może i był zawodowcem a na motocyklu siedział nie raz w swoim życiu jednak on nie jest maszyną bez uczuć. Są momenty takie jak te, kiedy myśli o najważniejszych dla niego ludziach. Ma przed oczami moment, kiedy zalicza wypadek i albo wychodzi z niego cało albo na wózku albo nie wychodzi z niego wcale.
Myśli o śmierci. To wręcz niemożliwe, żeby o tym w takim momencie nie myśleć. Nie liczyć się z tym, że może ostatni raz widzisz czyjąś twarz albo że ostatni raz czujesz swoje kończyny. Że masz nad nimi pełną władze.
Żużel rządzi się swoimi prawami i z nimi czy się chce, czy nie trzeba się liczyć. Zwłaszcza że Tai zna przypadki, kiedy ludzie, których znał doskonale wsiedli na motor pewnie i bez zmartwień by chwilę potem wyjeżdżać z toru W karetce bez czucia w nogach.
Żeby daleko nie szukać jako przykład może służyć przykry wypadek naszego wspólnego przyjaciela Darcy'ego.
Ward był świetnym zawodnikiem może miał parę wpadek jednak nadrabiał je swoim talentem. On, Tai i Chris. Czyli nazywana przez wszystkich święta trójca. Wszyscy tacy byli, dzicy i szaleni oraz może w jakimś stopniu kreatywni jednak nie w tym dobrym znaczeniu. Do pewnego momentu. W życiu każdego coś się zmieniło. U jednych były to drastyczne i przykre zmiany u innych już trochę lżejsze. Jednak Każdy zaczął uważać. Patrzeć na ruchy na torze. Liczyć się z tym co robi i jakie mogą być tego skutki.
- Tai dasz radę. Wierzę w ciebie. Pomyśl o tym, że jak nie przywieziesz minimum dziesięciu punktów to ci skopie dupę kochanie. To. Jest motywujące wiem, ale inaczej nie dam rady ci przemówić do tego loczkowatego łba. I w ogóle prawie spaliłam przekąski.
- OD ZAWSZE WIEDZIAŁEM ZE JESTES KIEPSKĄ KUCHARKĄ! - Krzyk Janowskiego dał mi jasno do zrozumienia, że nie tylko Tai słucha mojego monologu. Zmarszczyłam zdenerwowana brwi i burknęłam nerwowo pod nosem próbując jedną ręką przenieść przekąski z blachy do miski.
- Powiedział mądrala co mu jedzenie przygotowują. Swoją drogą Loczusiu ty mój kochany, kiedy się nauczysz, żeby jak ze mną rozmawiasz nie włączać tego kochanego głośniczka? - Mój głos niby miły i spokojny dawał znać, że gdyby Tajski stał teraz przede mną to mógłby tego ostro pożałować.
- Skarbie a co nie lubisz mnie już? A ja naiwny myślałem, że tym Grand Prix w Cardiff sprawie ci przyjemność. Tyle czasu chciałem z tobą spędzić a ty taki numer... Oj Amy co ja z tobą mam. - Smutny głos Magica był naprawdę przekonujący, jednakże znam go nie od dziś, żeby wiedzieć, że udaje.
- Gdyby nie moje imię na końcu wypowiedzi zaczęłabym dzwonić do psychologa albo psychiatry odnośnie twojego uzależnienia od motocykla. To naprawdę mogłoby się skończyć dla ciebie tragicznie i Twojego kochanie - Nie wiem czemu, ale mimo zajętych rąk i tak zrobiłam nieudany, bo nieudany cudzysłów w powietrzu i przewróciłam oczami.
- Bardzo śmieszne. Ja przynajmniej kogoś mam. - Ta duma w jego głosie aż się prosiła o to żeby go w jakiś sposób zgasić. To było wręcz silniejsze ode mnie.
- Co z tego, że jest to motocykl, którego nazwałeś Milady i popadasz w paranoje. Po mijam fakt, że gdybyś mógł to jeden z twojej kolekcji trafiłby do twojej sypialni. Pff.... Rzeczywiście moje życie jest straszne i aż zazdroszczę Ci tego związku. - Mruknęłam przekładając ostatnią przekąskę do miski.
Do kuchni weszła kolejna osoba po charakterze stąpania i zapachu perfum stwierdziłam, że odwiedziła mnie właśnie Chloe.
Kiwnęłam do niej na przywitanie głową i wsłuchiwałam się przez chwilę w głośne śmiechy w słuchawce.
-Magic? - Chloe jak zawsze ciekawska wyrwała mi telefon z pomiędzy głowy i ramienia po czym ustawiając na głośnik usiadła przy stole.
-Cześć Magic! - Krzyknęła na powitanie zaraz po włączeniu głośnomówiącego.
-Zobacz Terijaki do ciebie ma pretensje a sama włącza głośnik. W każdym razie cześć Chloe. - Janowski jest strasznie pozytywną osobą. Jego dawka humoru jest ogromna sam uśmiech, który praktycznie zawsze jest na jego twarzy wręcz zaraża, bo chwilę potem każdy obok niego zaraz się uśmiecha.
Mimo to na początku naszej znajomości nie był takim żartownisiem a o otwartości nie wspomnę. Był wtedy cichy, czasem rzucił jakimś żartem, ale tak tylko obserwował i przysłuchiwał się rozmowie z uśmiechem.
Tak ten uśmiech mimo wszystko był zawsze.
Zaniosłam miskę do salonu i sprawdzając stan przekąsek i napojów stwierdziłam, że wszystko gotowe.
Zadowolona planowałam zawołać dziewczyny na dół, żeby zaczęły się przygotowywać do meczu. A Ze mną jest tak. Nieważne czy to przed telewizorem na kanapie czy na stadionie zawsze musiał być szalik- Oczywiście który otrzymałyśmy wszystkie od Tai - i koszulka. To był mój starter pack na mecz. W każdym razie za nim dałam radę choćby dojść do schodów rozległ się krzyk Chloe.
- Tai mówi, że Fay ma przyjechać a Maciek, że i tak od niego nie uciekniesz. Niezależnie od tego jaki to ma podtekst.
Jeżeli Fay ma się tu pojawić to może się to źle skończyć. Nie mam nic do niej a nawet ją lubię jednak to wszystko trochę zmieniło jej tok myślenia. Dziewczyna na tendencje do nakreślania, że Tai to jej mąż i że jest dumna z tego co robi. Nie muszę raczej tłumaczyć, że dziewczyny ciężko znoszą jej wizyty. A zwłaszcza Lila. Choć Potter reaguje negatywnie już na samo jej imię tak w jej obecności jest cicho i dzielnie znosi często zbędne komentarze Fay.
Z lekko skwaszoną miną weszłam na górę nie bardzo wiedząc, jak powiedzieć to Lily.
Nigdy nie lubiłam, kiedy Evans była cicho. Dziewczyna jest po szpitalu psychiatrycznym. Miałam silną depresje i zaburzenia odżywiania. Ledwo dałyśmy radę przywrócić jej w miarę normalne życie. Tamten okres był trudny i na stałe zapisał się w naszej pamięci. Bo wtedy nie tylko ja odczuwałam ból widząc jak nasza walka początkowo nic nie daje, ale również i reszta dziewczyn.
Stanęłam przed drzwiami do pokoju dziewczyny i wzięłam głęboki wdech.
- Będzie dobrze. - Mruknęłam cicho do siebie i już chciałam zapukać, kiedy mnie lekko ścięło.
Nie zrobię tego. Nie teraz. Muszę na to jakiś sposób. Przecież nie wejdę do niej i nie powiem prosto z mostu, Lily Fay przyjedzie musisz to wytrzymać''.
Pokręciłam głową zrezygnowana i ruszyłam do Zoe.
-Tak ona mi pomoże - mruknęłam pod nosem.
Przeszłam korytarz i otworzyłam drzwi do sypialni mulatki.
- Puka się! - W ten właśnie sposób przywitała mnie moja przyjaciółka.
- Dzięki za gorące przywitanie. - mruknęłam ponuro. - Wszystko gotowe możesz się szykować. - dodałam chwilę potem widząc zainteresowane spojrzenie Zoe.
- coś jeszcze? - uwaga z jaką na mnie za patrzyła była strasznie dziwna. - Coś albo ktoś się ma pojawić? Jakaś niespodzianka? Zgaduję, że gdyby rzeczywiście był Koniec przygotowań to weszła byś do mojego pokoju razem z drzwiami. Taka wesoła byś była. - Dodała zamykając laptopa i wstając powoli z łóżka.
- Fay będzie. - powiedziałam najciszej jak mogłam. Dalej przed oczami miałam widok ostatniego meczu i wywodu Fay na temat jej męża i tego jaki on świetny nie jest.
Mulatka tylko westchnęła i dalej przeszukiwała szafę w poszukiwaniu bluzki.
- Lily wie? - Zapytała nawet na mnie nie patrząc. Usiadłam ciężko na łóżku i pokrecilam głową.
- jeszcze nie.- mruknęłam cicho.
Dalej nie wiem jak mam jej to powiedzieć.
- Ostrzegam, że jedno słowo za dużo ze strony Fay i nie ważne, że jest żoną Tajskiego. Powiem jej co myślę o tych jej głupich tekstach. - mimo że nie widziałam twarzy Zoe byłam w stu procentach pewna, że ta była niezadowolona a wręcz wściekła. - czy ty pamiętasz jak ona wtedy pomiatała lily? Tak jakby wiedziała co Evans czuję do Woffy'ego. Była wtedy tak arogancka... Tak denerwująca... Kompletnie inna kobieta. - Zoe miała rację. Fay zachowuje się dziwnie w naszym domu.
- wiem... Ale nie mamy innego wyjścia. Już tu jedzie. Zresztą Tai nas o to poprosił. Wiesz jak się o nią martwi. - Powiedziałam zrezygnowana. Cieszyłam się na ten mecz strasznie. Od samego rana biegałam i latałam nawijając tylko i wyłącznie o nim.
- Wiem...- mruknęła pod nosem i dalej szukała czegoś w szafie. - iść z tobą do Lily? - Zapytała odwracając się w moją stronę. Pokręciłam głową i pocierając dłońmi po udach westchnęłam.
- Nie... Sama to zrobię. - Wstałam z łóżka i z lekkim Ale jednak wymuszonym uśmiechem spojrzałam na Zoe. - Twoja koszulka jest w łazience na dole. Prasowałaś ją wczoraj. - powiedziałam i wyszłam z jej pokoju przy zadowolonych słowach, no tak . ,,.
-Teraz najgorsze. - Mruknęłam. Nie dam rady teraz od niej uciec. Muszę jej to powiedzieć. Przecież nikt nie chciałby mieć takiej niespodzianki pod czas meczu.
Zapukałam ostrożnie wręcz tak jakby te drzwi miały mnie zaraz zjeść albo miałby za nim stać jakiś potwór.
- Durna...- Walnęłam się głupia ręką w czoło i w takiej pozycji stałam zastanawiając się co jest w nie tak z moim mózgiem. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili zza drzwi doszedł cichy Ale stanowczy głos.
Zapewne Evans maluję. Miała przerwę... Dość długą przerwę. W której czasie zdarzyła wyrzucić i zniszczyć każdy jeden obraz namalowany jej pędzlem czy na szkicowany jej ołówkiem. Nie powiedziała nam co się stało jednak nie było to jakoś szczególne, żeby domyśleć się o co chodzi.
Był to przed dzień ślubu.
Lily nie chciała przez tydzień wychodzić z pokoju. Płakała i zachowywała się wręcz jak w żałobie.
To był trudny okres.
- Cześć Lily- Mruknęłam cicho, zamykając za sobą drzwi. Moje zachowanie idealnie odzwierciedlało to co właśnie targało moim umysłem.
Zaraz po odwróceniu twarzy w stronę okna zobaczyłam wielkie płótno ustawione na sztaludze i siedząca choć w sumie to złe słowo, bo dziewczyna dziwnie podskakiwała na łóżku co jakiś czas dodając koloru na płótno.
Obraz, który rysowała był dość dziwny. Nie rozumiałam co ma przedstawić. Było tam parę rzeczy które udało mi się rozpoznać po konturach. Po głębszym spojrzeniu i rozpoznaniu paru innych kresek na płótnie zdołała Bez jakichkolwiek problemów rozszyfrować jej malunek.
- Tai...- Mruknęłam cicho patrząc z zachwytem i odkrywając co raz więcej powiązań.
- Tak łatwo to zrozumiałaś...- Powiedziała jakby nieobecna.
Pokręciłam głową przypominając sobie po co tu przyszłam.
Usiadłam ostrożnie obok Lily i w ciszy i patrzyłam na jej dzieło.
Dziewczyna była jak zahipnotyzowana. Ani razu nie odwróciła swojej twarzy od płótna a jej ruchy były tak pewne jakby to co robiła było najprostszym zadaniem na świecie.
-Skończyłaś już przygotowywać dół? - Zapytała nie odwracając głowy od obrazu.
Odwróciłam wzrok lekko zdezorientowana.
- Tak... ale jest...- Nie skończyłam nawet swojej wypowiedzi kiedy dziewczyna jakby wyrwana ze snu wstała odkładając pędzel i z uśmiechem na ustach podchodząc do szafy.
- To super zaraz zejdę na dół. Zoe już wie, czy mam do niej iść? - Spojrzała się na mnie przelotnie przez ramię po czym ponownie spojrzała w głąb szafy. - kurde, gdzie ta koszulka?
-Lily... Ja..., znaczy się Fay przyjedzie. - Powiedziałam szybko. Cały czas obserwowałam reakcję dziewczyny.
Ta na imię żony Tajskiego na chwilę przestała szukać.
-mhm... Tai cię pewnie o to poprosił. Miał do tego prawo... Nie ma problemu- Mówiła bardziej do siebie i niż do mnie, ale kiwała wolno głową dalej szukając koszuli. - o mam cię! - Zawołała po chwili odwracając się z uśmiechem na twarzy w moją stronę.
Wymusiłam uśmiech, ale mój kontakt wzrokowy szybko jednak się z nią urwał.
Czułam, że nie tylko ja w tym pokoju gram.
- To co widzimy się za chwilę na dole? - Zapytała wyjmując z szafki szalik.
Kiwnęłam głową i szybko wstałam z łóżka.
- Do zobaczenia. - Mruknęłam cicho i zamknęłam za sobą drzwi.
CZYTASZ
Czarny Charakter | Jason Doyle
FanfictionWystarczyły dwa miesiące, żeby zrozumieć kim byłeś, kim jesteś i kim będziesz. Zwykły Człowiek potrafi się zmienić, potrafi okazywać uczucia inne od agresji i wszechogarniającej nienawiści. Ty zdecydowanie do tej grupy nie należysz. Twój charakter...