12

595 31 25
                                    

Na wieży Eiffla z Alanem byłam jeszcze półtorej godziny. Zeszliśmy wtedy, gdy ochroniarz zaczął wszystkich wyrzucać.

Następnie stwierdziliśmy, że po co wracać do hotelu? Mamy w końcu czas na wszystko, więc chodziliśmy powoli wzdłuż Sekwany. Czasem graliśmy w berka, natomiast Alan zawsze wygrywał. Bawiłam się z nim wspaniale.

Jeszcze z nikim nie spędziłam tak dobrze czasu.

Rozmawialiśmy na różne tematy. To o naszej przeszłości, to o polityce. O dziwo, kiedy wkroczył ten temat nie podnosiliśmy na siebie głosu, tylko rozmawialiśmy spokojnie i dawaliśmy sobie dokańczać zdania. Po raz kolejny z nikim tak nie rozmawiałam.

Mimo, iż nasze poglądy na świat były przeróżne, nie ocenialiśmy siebie przez to. Czułam, że mogę być przy nim kim chce. Nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem. Zastanawiałam się nawet, czy mogłabym się przed nim obnażyć z uczuć. Płakać przy nim, okazywać strach. Były tylko dwie takie osoby, przy których mogłam pokazać co siedzi w moim sercu. Chris i Jack.

Zawsze, ale to zawsze nie okazywałam publicznie uczuć. Kryłam to wszystko w sobie, grałam pewną siebie, odważną, przywódczynię, ale kiedy byłam sama lub przy nich, mogłam płakać. Wykrzyczeć, jak bardzo wszystkich nienawidzę i jak bardzo słaba jestem. Zawsze mnie pocieszali, ale dla mnie to było bez sensu, gdyż każdy powinien radzić sobie ze swoimi problemami sam. Tak bardzo denerwowali mnie ludzie, którzy rozklejali się i użalali się nad sobą, żeby zrobić wszystko, aby zdobyć atencję oraz uwagę innych.

Dużo ludzi myślało, że mnie zna, ale całą mnie, znała tylko tamta dwójka.

Powoli zamienia się to w trójkę...

— Nie jesteś zmęczona? — zapytał mnie Alan, kiedy kierowaliśmy się już do hotelu.

Nie, mam jeszcze tyle siły, haha — prawda była taka, że już prawie padałam na twarz. Nogi mi się powoli zataczały, a oczy zamykały same z siebie. Kurde, a mogłam spać w tym głupim samolocie.

— Nie umiesz kłamać. — prychnął.

— Ile "nie" w naszych wypowiedziach. — Walker spojrzał tylko na mnie i się delikatnie uśmiechnął. — To nie było zabawne?

— Niezbyt. — zwolnił trochę tępo i podszedł do mnie od tyłu. Wsadził głowę między moje nogi oraz chwycił mnie za ręce.

— Alan, co ty wyprawiasz?! — tym oto sposobem siedziałam mu na ramionach, choć wiedziałam, że tak długo nie wytrzyma. Nie jest tak silny, aby mnie tak utrzymać na dłuższą metę.

— Nie chce mi się patrzeć, jak wręcz padasz ze zmęczenia. Nie powinienem w ogóle do tego dopuścić, jestem taki nieodpowiedzialny...

— Przestań! Nie krytykuj siebie za moją głupotę. — położyłam swój podbródek na jego głowie i choć to dziwne, zaciągnęłam się zapachem jego włosów. O matko, chyba zacznę myć włosy tym samym szamponem co on, bo to tak zajebiście pachnie.

— Powinienem o ciebie dbać, nigdy nie powinnaś znaleźć się w takim stanie przeze mnie... — ściszył ton swojego głosu, a ja tylko westchnęłam. Nie chciało mi się z nim licytować kto zawinił, choć i tak wiem, że to wszystko przeze mnie.

Ale chwila, chwila, chwila.

Czy Alan Walker się o mnie martwi?

O

Mój

Boże.

To się naprawdę dzieje i to nie jest sen. Czemu ja to dopiero teraz zauważyłam? Przecież przez cały dzień... Cholera, co się ze mną dzieje? Czemu 99% moich myśli jest o Alanie i nie widzę świata poza nim? O nie, nie, nie. To na pewno nie jest to.

Heading Home || A.W. [Rewrite]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz