Colors Of The Wind

961 105 44
                                    

Jagger wyczuwał co się działo. Przez cały dzień nie odstępował Castiela nawet na krok. Cały czas dreptał za nim na swoich krótkich łapkach niczym cień i wlepiał w niego swoje "szczenięce" ślepka, co jakiś czas wydając z siebie piskliwe odgłosy, tak jak miałczący kot. On też nie chciał, żeby Cas odchodził. Dean odnosił wrażenie, że cała ich szóstka wolałaby, aby z nimi został. Żeby nic się nie zmieniło.

Kiedy to wszystko się zaczęło, kiedy Castiel trafił pod jego dach, nie przyszło mu do głowy, że taka chwila może nastąpić. Że będzie ona wyglądać w ten sposób. Przyzwyczaił się do obecności mężczyzny, do jego cichych, drobnych kroków, które słyszał prawie codziennie o szóstej rano, kiedy ten przechodził obok drzwi jego sypialni. Przywykł do dzielenia się z nim garderobą. Przyzwyczaił się do przyjemnych zapachów dochodzących z kuchni, do ciepłych i pysznych obiadów i już nawet nie przeszkadzało mu, kiedy liczył jego piegi na twarzy.

Od drugiego tygodnia ich znajomości, Dean nie chciał dopuścić myśli, że ktoś tak naprawdę może szukać Castiela. Że ktoś inny również się o niego martwił. Dean przyznał przed samym sobą, że chciał być jedyną ważną osobą w jego życiu. Teraz widzi, jakie to było samolubne z jego strony. Sumienie coraz częściej dawało o sobie znać, aż w końcu z minuty na minutę coraz bardziej go przytłaczało. Nigdy nie powinien zaprzestać przeglądania bazy osób zaginionych. Gdyby tylko kolejnego dnia przejrzał nowe zgłoszenia... Może Claire by nadal żyła. Może w dniu jej morderstwa, jej ojciec by ją zabrał gdzieś na wycieczkę. Może nic by się nie stało, a Castiel szybciej odzyskałby pamięć i rodzinę. No i sam oszczędziłby sobie nieprzyjemności, jaką jest pożegnanie osoby, z do której się tak przywiązało.

Teraz oboje siedzieli w Impali w towarzystwie małego Jaggera, który wskoczył do samochodu, gdy tylko Dean otworzył drzwi kierowcy. Dziesięć minut temu wyjechali z Lebanon, a za około pół godziny, Cas powinien być w drodze do Illinois. Dean nie mógł uwierzyć, że ich znajomość skończyła się tak wcześnie. Co prawda powiedział, że Castiel będzie mógł go odwiedzać w każdej chwili, ale z Pontiac do Lebanon jest dziesięć godzin drogi. Dlatego nie spodziewał się częstych odwiedzin.

W połowie drogi Cas włączył radio. Z malutkich głośników rozległ się utwór Boba Segera - "Night Moves". Dean uśmiechnął się pod nosem, ponieważ ostatnio słuchał tej piosenki dwa miesiące temu, kiedy oboje wracali ze szpitala. To była pierwsza piosenka, której razem słuchali. Przez chwilę stukał palcami o kierownicę w rytmie szarpanych strun gitary.

— Dean? - Castiel spojrzał na niego. - Obiecaj mi, że pójdziesz do psychologa w sprawie tych koszmarów. Jeżeli dowiem się, że to zlekceważyłeś, zadzwonię do Sama, żeby skopał ci tyłek. Albo do Bobby'ego.

— Dobrze, mamo - odpowiedział Dean. - Obiecuję. Chociaż ostatnie dwie noce były spokojne.

— I bardzo mnie to cieszy.

Resztę drogi przebyli w milczeniu. Ani Dean, ani Cas nie wiedzieli o czym rozmawiać, a żaden z nich nie chciał jeszcze się żegnać. Ale cisza, w której się znajdowali była całkiem przyjemna. Może to dzięki piosence. Kiedy podjechali na parking przed motelem, Amelia Novak stała przy swoim samochodzie z otwartym bagażnikiem, w którym znajdowała się jedna, mała walizka. Dean zaparkował Impalę obok jej srebrnego minivana.

Żaden nie wysiadł z samochodu. Oboje siedzieli na swoich miejscach przez dobre kilka minut. Z tyłu Jagger co chwilę przechodził z jednego końca siedzenia na drugi, cicho powarkując. Zawsze to robił, kiedy chciał, aby zwrócono na niego uwagę. Castiel odwrócił się i wziął małego na kolana.

— No już, cichutko, Jaggie. Będzie mi ciebie brakować - powiedział, drapiąc psiaka za uchem. - Masz się opiekować pozostałą czwórką i tym oto panem - dodał, wskazując na Deana, który słysząc te słowa, uśmiechnął się pod nosem.

All Dogs Go To Heaven ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz