Rozdział 2.

399 64 5
                                    

Po długiej podróży w końcu dojechałem do miejsca docelowego. Wiedziałem, że do ojca będę musiał jeszcze podjechać autobusem, ale jakoś nie przerażało mnie to aż tak. Skupiony przesiadałem się z autobusu do autobusu.
" 20 minut, jeszcze 20 minut i odstawię ta walizkę, wejdę do swojego starego pokoju i bede mieć spokój od swojej matki. Zycie jest cudowne. " - Powtarzałem sobie te słowa cala drogę, autobus zatrzymał się i widziałem szary domek w oddali od innych, który stał na małej górce. Tak to był domek mojego ojca. Nic się nie zmienił od czasu kiedy bylem tutaj pierwszy raz od rozwodu moich rodziców.
Pojazd zdążył juz odjechać, a ja stalem i napawałem się pięknem tej okolicy. Należała naprawdę  do jednej z spokojniejszych w tym regionie prócz tego, ze chodziły tutaj plotki iż wilki wychodzą z lasu i zagryzają zwierzęta. Jakoś nie bardzo mi się chciało w to wierzyć, ale coz ludzie są różni i maja różne opinie - po prostu trzeba się przekonać na własnej skórze.
Chwyciłem walizkę w dłoń i ruszyłem w stronę mojego nowego mieszkania, droga nie zajęła mi długo, jakieś niecałe 15 minut i stanąłem przed drzwiami domu mojego ojca.
Czulem się conajmniej dziwnie, bo co mialem zrobić? Mialem tam tak po prostu wejść i rzucić się mu na szyję? Nie widział mnie dobrych kilka lat, dlatego nie moglem czuć się jak u siebie, nie bylem u siebie.

Po kolejnych minutach stania w końcu odważyłem się zapukać. Drzwi otworzył mi nikt inny jak mój ojciec. Ku mojemu zdziwieniu był zadbany, w dobrej formie.
- Hej tato. - Powiedziałem wsuwając się z ogromną walizką do przedpokoju i zamykając drzwi za sobą.
- Cześć Louis! W końcu jesteś, już się martwiłem, że zapomniałeś jak się do mnie jedzie! - Ojciec mial humory niczym kobieta w ciąży i naprawdę bylem teraz szczęśliwy, że się śmieje.
- Wiesz, miałbym prawo się zgubić nie bylem tutaj dobrych kilka lat. Mój pokój nadal jest w tym samym miejscu czy już wyniosłeś mi łóżko polowe na strych? - Cicho się zaśmiałem zdejmując buty które ułożyłem w rogu pomieszczenia i z walizką ruszyłem na górę.
- Spokojnie Lou, nadal jest na tym samym miejscu. nikt Ci go nie zabrał. Zawsze miałeś tu swój kąt. - posłał mi troskliwy uśmiech i zniknął w kuchni szykując chyba kolację dla nas obojga.
- Pójdę się rozpakować , a potem wyjdę się rozejrzeć po okolicy, chyba nie będziesz mieć nic przeciwko, prawda? - Wychyliłem się lekko z schodów by spojrzeć na mężczyznę stojącego w kuchni i szczęśliwy wdrapałem się na odpowiedni segment domu.

Rozejrzałem się po piętrze i od razu odnalazłem swój pokój. Drzwi były oklejone setką różnych naklejek. Otwarłem je i rzuciłem walizkę na podłogę.
" Chyba jednak jestem u siebie. Dobrze tu być. Stare śmieci. I ta dorosła tapeta w gwiazdy które od dobrego naświetlenia za dnia - świeciły w nocy." - Pomyślałem.

Nie chciało mi się dzisiaj rozpakowywać tych wszystkich rzeczy bo było ich naprawdę sporo , a ja nie mialem do tego nastroju i siły. Wyszedłem z pomieszczenia zamykając je i zbiegłem po schodkach do mojego taty.
- Co dobrego zrobiłeś do jedzenia? - Uniosłem brwi i wpatrywałem się w ruchy mężczyzny, był z zawodu kucharzem, często do teraz jeździł na wszelkie konkursy organizowane przez jego firmę.
- Makaron z warzywami i sosem. Zjesz ze mną synu? - Zapytał, posyłając mi ciepły uśmiech.
- Jasne, chętnie! Ja nakryję do stołu, a Ty dokończ swoje popisowe danie! - Nie sądziłem, że będziemy mieć aż tak dobry kontakt ze sobą. Liczyłem tylko na to, że to nie będzie jednodniowe, a będzie taki zawsze.

Odsunąłem się z miejsca pracy mojego taty i powoli  zacząłem otwierać każdą szafkę by znaleźć talerze i sztućce. Wszystko ładnie ułożyłem i nalałem nam soku. Ojciec nałożył nam jedzenie i wspólnie zjedliśmy posiłek i było naprawdę milo.

- Tato? Mogę wyjść się tutaj rozejrzeć? - Zapytałem po skończonym posiłku zmywając naczynia u jego boku bo zwyczajnie je wycierał ręcznikiem stojąc obok mnie.
- Czemu nie Louis, tylko nie chodź za daleko i za długo. Jest już późno. - Powiedział chowający garnek do szafki i puścił mi oczko.

Ubrałem ciepłą kurtkę, buty i wyszedłem z domu. Jedną rzeczą, a raczej miejscem które od zawsze uwielbiałem był las za domem ojca. Nie czekając dłużej ruszyłem w jego kierunku. Uwielbiałem dzicz i wszystko co z nią związane. Było naprawdę późno i ciemno. Stanąłem przed wejściem do lasu i wsłuchiwałem się w odgłosu zwierząt, to było jak muzyka dla uszu.

Kilka kolejnych kroków, zanurzałem się w głąb ciemności. Czy aby dobrze robiłem?

Big Bad WolfWhere stories live. Discover now