Dwa skłócone rody, państwo Kim i państwo Park. Dzieliło ich pozornie wszystko i każdy pretekst do kolejnych kłótni był dla nich idealny. Nie było jednak tak źle jak sami myśleli, nie każde pokolenie kipiało tylko nienawiścią do drugiego rodu a waśnie nie ciągły się w nieskończoność. Młodzież dorastała w lekko odmiennych warunkach i przeżywała swe nastoletnie okresy buntu oraz chęć poznawania wszystkiego na własnej skórze by osobistym rozumem zmierzyć każdą sprawę.
Panicz Chanyeol, lat piętnaście i szalone metr siedemdziesiąt a po drugiej stronie krzaczastego muru dorastał panicz Jongdae z ukończonymi szesnastoma wiosnami, zaledwie metrem pięćdziesiąt pięć oraz marzeniem by dalej rosnąć. Dwaj tak odmienni a jednak schadzki się zaczęły.
Pierwsze słowo wypowiedziane do tego drugiego. Pierwsza rozmowa. Pierwsze wspólne ucieczki. Pierwsze delikatne, niby przypadkowe zetknięcie się palców. Pierwsze przytulenie. Pierwsze zobowiązujące obietnice. Pierwszy pocałunek. Pierwsze ponoszenie się namiętnościom. Wszystkie pierwsze razy należały do nich. Gdy wokół tak źle się działo oni trwali w tym wszystkim na dno upadając wspólnie i choć mieli pewność, że nikt tego nie zaakceptuje to miłość wygrywała bo przyszło w końcu i... Pierwsze kocham.
Chcieli być razem, pragnęli tego mocniej niż czegokolwiek innego na tym świecie. Tylko życie bywa przewrotne, nieprzewidywalne, okrutne. Nim jednak nadeszło zniszczenie zdążyli przyrzec sobie to uczucie przed samym obliczem najwyższego, ślubując sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Tell me that you love me
Everything's alright
When you're right here by my side
When you look me in the eyes
I catch a glimpse of heaven
I find my paradise
When you look me in the eyesBiegł, biegł jak najszybciej aby zobaczyć co z paniczem Chanyeolem, przecież byli umówieni by się spotkać i znów zobaczyć, schadzka miała być co prawda tylko na chwilę, ale właśnie takie ulotne momenty budowały ich słodke, niewinne małżeństwo. Zwolnił kiedy wbiegł do ogromnego pomieszczenia pełnego błyszczących krzyży a sam środek był rozświetlony milionem świec dających ciepłe i spokojne światło niezmącone niczym złym. Szedł powoli jakby ociągając się z każdym momentem, upływem drobnej sekundy coraz mocniej zdawał sobie sprawę cóż rejestrują jego oczy. Chanyeol leżał, spoczywał bez najmniejszego ruchu na wyściełanym pobłyskującą satyną podwyższeniu jakby to było jego łóżko. Jongdae rozchylał usta w niedowierzaniu dopiero teraz przyśpieszając kroku mrugając kilkakrotnie by łzy nie opanowały jego oczu. Z bliska dopiero dostrzegł, że między świecami na posadzce rozciąga się niczym dywan cała armia małych białych kwiatów dodających uroku miejscu jednak też wprawiały go w mocniejszy niepokój.
Jongdae wchodząc po kilku schodkach tylko mocniej zaciskał oczy nie mogąc znieść, iż bezruch chłopaka mógł oznaczać tylko jedno. Młodszy nie oddychał, jego klatka piersiowa nawet się nie poruszała. On... On nie żył? Kilkakrotnie odwracał wzrok od swojego ukochanego wciąż niedowierzając, to się nie mogło dziać naprawdę. Dopiero teraz przypomniał sobie o pistolecie który trzymał w dłoni i ułożył go na małej poduszce tuż obok chłopaka oczyma taksując jego całe ciało.
- Kochanku mój, mój mężu, śmierć która tchnienia twego moc wypiła, nie zawładnęła jeszcze twą urodą. – Jongdae mruczał jak w transie kładąc się tuż obok nieruchomego Chanyeola który nie mógł usłyszeć jego wyznań. – Rumieniec życia przetrwał jak sztandar. Na twej ślicznej twarzy nie widać widma śmierci. – Kontynuował tuląc się do ukochanego, policzek przykładając do tego jego chcąc wyczuć ciepło, jednak drugie ciało nie było takie jakim je zapamiętał.
- Ah, najdroższy Chanyeol, czemu tak piękny jesteś...? Czy mam wierzyć, że bezcielesna śmierć i ciebie uległa trzymając cię tu jako swego kochanka? – Głaskał chłodny policzek kciukiem, w końcu schylając się by pocałować jego wargi jakby w ostatnim pocałunku starają się zapamiętać ich niknący smak.
Łzy znów napłynęły do jego oczu kradnąc chwilowy spokój. W nerwach i innych szargających emocjach zerwał z szyi srebrny łańcuszek majacy przeplecioną przez siebie obrączkę i założył ja na serdeczny palec lewej dłoni Chanyeola, tak, był jego mężem nawet i po śmierci, mimo ślubowania, że tylko do niej będą się wspierać, będzie jego i mu nie odpuści.
Mamrotał dalej jakieś słowa tuląc ukochane ciało i cmokając kilkakrotnie jego czoło. W końcu patrząc w dal przez myśl przebiegł mu szalony pomysł który go opanował. W tym czasie jednak oczy Chanyeola... Drgnęły tak, że długie rzęsy na chwilę ozdobiły policzki w rozległe cienie.
Jongdae mimo to spojrzał za późno o tą sekundę się spóźnił zerkając według siebie po raz ostatni na jego twarz, ostatni też raz tuląc go w ramionach i ostatni raz muskając jego wargi. Był już zdecydowany. Wyciągnął małą fiolkę z trucizną, była dla niego a gdy tylko dotknął zimnym szkłem ust nie zawahał się wlewając zawartość w gardło. Cierpki smak opanował cały jego przełyk a... A oczy Chanyeola drgnęły po raz kolejny pokazując piękno prawie czarnych niczym węgle tęczówek. Chanyeol od razu się rozpromienił widząc ukochanego, jego mąż wyglądał tak samo cudownie jak zawsze.
- Jongdae? – Wyszeptał lube mu imię jednak starszy od razu z przestrachem w oczach upadł na poduszki które dopiero cóż podpierały głowę drugiego chłopaka. Nie wiedział co się dzieje a starszy walczył coraz ciężej o każdy oddech, sprawę zdał sobie z tego cóż się wyrabia gdy w dłonie złapał puste szklane naczynko.
- Cóż to jest Jongdae? – Zapytał choć już wiedział...
- Trucizna.
- A dla mnie? Nie zostawiłeś
ni kropli? Daj mi choć usta, scałuję odrobinę. – Płaczliwy głos Chanyeola roznosił się echem po pustce pomieszczenia a jego wargi całowały te męża. Jongdae jednak nikł coraz bardziej w oczach a jego wzrok robił się pusty. Z prawego kącika popłynęła ostatnia samotna łza wraz z którą upłynęło i życie. Umarł.Chanyeol płakał, głośno, donośnie jakby chcąc złagodzić tym ból swego marnego istnienia a jego szukająca wciąż ciepła dłoń natrafiła na pistolet jakby rozbłyskujący na niewielkiej poduszce. Wyglądał jak pozostawiony specjalnie dla niego i proszący się o koniec. Złapał za niego i układając skrupulatnie dłoń na spuście dalej myślał tylko o swym już nieżywym Jongdae. Chłodna lufa dotknęła jego skroni a wtedy strzał zakończył wszystko.
Leżeli obaj na podwyższeniu jakby porwani przez niewinny sen. Dalej zakochani do ostatnich tchnień a świece oświetlały ulotne rumieńce ich żyć. Miłość wygrała ze śmiercią pozwalając być im razem po wszystkim co przeszli już jednak poza cierpieniem na ziemi.
Fragmenty przytaczane z filmu 'Romeo i Julia (1996)'.
YOU ARE READING
OTP Challenge [Jongdae x Chanyeol].
FanficWraz z EMA i Tissalią postanowiłyśmy się trochę pobawić (wcale ich nie zmuszałam!). Przez najbliższe sześć dni będziemy pisać opowiadanie do wybranego paringu i na wybrany przez jedną, danego dnia, temat. Liczę na świetną zabawę~. Paring: Chen x Cha...